
16/08/2025
„Mamo, czy teraz już mnie lubisz?” – głos Joasi (imię zmienione) był cichy, prawie szeptem.
Mama spuściła wzrok.
Przyszły do mnie, bo mama chciała szybkiego efektu. W internecie widziała zdjęcia dzieci „przed i po” i te spektakularne opisy: „–10 kg w 2,5 miesiąca!”. Brzmiało jak historia z happy endem… dopóki nie zaczęłyśmy rozmawiać.
Okazało się, że Joasia jadła wybiórczo, zmagała się z trudnymi emocjami i od dawna czuła, że musi zadowolić rodziców. A dzieci rzadko odchudzają się „dla siebie” — najczęściej robią to, by kogoś uszczęśliwić. To ogromny koszt psychiczny.
I wiem z doświadczenia, co by się stało, gdyby nagle zabrać jej ulubione jedzenie i wprowadzić restrykcyjną dietę z dnia na dzień:
– stres i frustracja,
– poczucie winy, że robi coś źle,
– konflikty przy każdym posiłku,
– a w końcu kompulsywne jedzenie – w ukryciu, po kryjomu, w nadmiarze.
Widziałam już dziesiątki dorosłych, którzy po takich dzieciństwie mówią mi w gabinecie: „Całe życie jestem na diecie”. Lata zakazów sprawiły, że jedzenie stało się dla nich źródłem wstydu i lęku. I tego właśnie chciałam dla Joasi uniknąć.
Zamiast drastycznych cięć – małe kroki, włączona cała rodzina, zero oceniania i zero presji.
Nie gonimy za liczbą na wadze. Gonimy za zdrowiem, spokojem i poczuciem własnej wartości.
Bo otyłość u dzieci jest wieloczynnikowa, ma tendencję do nawrotów. A zdjęcia „przed i po” uczą patrzenia na dziecko przez pryzmat kilogramów – jakby w wersji „przed” było gorsze.
A ono zasługuje na miłość i akceptację w każdej wersji siebie.