07/09/2025
To zdjęcie zostało zrobione prawie 20 lat temu.
Dostałam je w tym roku od mojej koleżanki.
Długo zastanawiałam się, czy o tym napisać, ale uznałam, że podzielę się z Wami moimi przemyśleniami.
Kiedy dziś patrzę na tę fotografię, widzę szczupłą dziewczynę – może nawet zbyt szczupłą, może wręcz chudą. Spodnie wiszące na biodrach, luźna bluzka, wyraźnie zarysowane obojczyki.
Nikt nigdy nie zwrócił mi wtedy uwagi na to, że ważę za mało. Moje BMI zapewne mieściło się w normie i nie było powodów do obaw. Ale ten post nie jest o liczbach. On jest o czymś innym.
Ja zobaczyłam na tym zdjęciu kogoś zupełnie innego, niż widziałam w tamtym czasie. Nigdy nie powiedziałabym o sobie „szczupła”. A już na pewno nie, że „zbyt szczupła” czy „chuda”.
Zawsze miałam do siebie jakieś „ale”, zawsze znajdowałam coś, co można by poprawić.
Najczęściej porównywałam się do mojej siostry.
Chciałam wyglądać tak jak ona.
Zawsze uważałam, że ma piękną figurę – szczupłą, z wyraźnym wcięciem w talii, którego u siebie nie dostrzegałam.
Dziś, patrząc na to zdjęcie, myślę, że tego wcięcia po prostu nie mogło być widać… bo cała wyglądałam na zbyt chudą.
Przypomina mi się rozmowa z jedną z moich młodych pacjentek z anoreksją. Na pytanie: „Co dała Ci anoreksja, a co zabrała?” odpowiedziała:
– Dała mi figurę, o której marzyłam.
Chwilę później poprawiła się i dodała:
– Nie, nawet tego mi nie dała. Przecież ja wcale nie dostałam figury, o której marzyłam. To nie tak chciałam wyglądać.
I patrząc dziś na swoje zdjęcie sprzed lat, rozumiem jej słowa jeszcze lepiej. Ja też nie widziałam siebie taką, jaką byłam naprawdę. Chciałam wyglądać jak moja siostra, a stawałam się coraz chudsza – i coraz bardziej niezadowolona.
To pokazuje, że nigdy nie będziemy wyglądać jak nasz „idealny wzór”. Każdy z nas ma inną budowę ciała, inne proporcje i inne predyspozycje. I to jest w porządku.
Ciągłe porównywanie się podkopuje samoocenę. Sprawia, że nigdy nie jesteśmy w pełni zadowoleni. A pogoń za wymarzoną sylwetką bardzo często kończy się tym, że gubimy siebie.
🔸 Dlatego chcę dziś szczególnie zwrócić się do rodziców.
Zwracajcie uwagę na sygnały, które mogą wydawać się drobiazgami, a tak naprawdę bywają wołaniem o pomoc:
– kiedy dziecko wciąż porównuje się z innymi i nigdy nie jest z siebie zadowolone,
– kiedy obsesyjnie komentuje swój wygląd, mimo że obiektywnie jest bardzo szczupłe,
– kiedy unika posiłków, ukrywa jedzenie albo je w samotności,
– kiedy coraz częściej mówi, że „chce schudnąć”, choć nie ma takiej potrzeby,
– kiedy wybiera wyłącznie luźne ubrania, by zakryć sylwetkę.
Takie zachowania łatwo zrzucić na „typowe nastoletnie kryzysy”. Ale właśnie wtedy potrzebna jest Wasza czujność. Im szybciej zauważymy problem, tym łatwiej go zatrzymać – zanim będzie za późno.
I jeszcze jedno – to nie jest post o tym, że każda szczupła czy chuda dziewczyna ma anoreksję. Absolutnie nie. Ciało może być naturalnie drobne, tak samo jak może być mocniej zbudowane – i oba są normalne.
Ale często za nadmierną koncentracją na wyglądzie kryją się inne trudności: niska samoocena, potrzeba kontroli, brak akceptacji własnego ciała czy poczucie, że „nigdy nie jestem wystarczająca”. I właśnie to powinno budzić naszą uwagę.
Bo ciało mamy tylko jedno. A to, jak o nim myślimy i jak je traktujemy, może kształtować całe nasze życie. Dlatego zdrowie, poczucie własnej wartości i relacja z ciałem są o wiele ważniejsze niż jakiekolwiek cyfry na wadze czy centymetry w talii.