08/08/2025
W mojej pracy jest wiele momentów, które przypominają mi, że to, co robię, ma sens.
Czasem są to kwiaty podarowane z okazji urodzin.
Czasem drobny upominek lub czekoladki na koniec terapii.
Czasem po prostu kilka zdań – prostych, ale tak pełnych wdzięczności, że zostają ze mną na długo.
Takie gesty mówią mi, że moi podopieczni nie traktują mnie wyłącznie jak psychologa czy terapeutę.
Czasem staję się dla nich kimś bliskim – człowiekiem, któremu można zaufać, podzielić się troską, radością, nadzieją.
To ogromny przywilej, a jednocześnie wielka odpowiedzialność.
I właśnie to daje mi siłę, by każdego dnia robić swoją pracę najlepiej, jak potrafię.
Ale… wśród tych dobrych chwil zdarzają się też inne.
Takie, kiedy po prostu chcesz komuś pomóc – zwrócić uwagę, że w internecie przekracza granice, że rani innych swoimi słowami – i nagle sam stajesz się celem ataku.
Zamiast refleksji słyszysz umniejszanie swoich kompetencji, „diagnozy” wystawiane na odległość, próby podważenia tego, kim jesteś i co robisz.
I tak, mnie to spotkało.
Nie od anonimowego trolla, tylko od osoby podpisującej się jako „trener mentalny” czy „przewodnik duchowy”.
Ironia? Trochę tak.
Gdyby to powiedział ktoś, kogo znam, komu ufam – być może poczułabym smutek.
Ale w tym przypadku… dziś mnie to nie rusza.
Piszę o tym nie dlatego, żeby się żalić, ale dlatego, że wiem, jak bardzo takie sytuacje potrafią zaboleć innych.
Bo nie każdy ma w sobie dystans.
Nie każdy potrafi po prostu odwrócić się na pięcie i pójść dalej.
Jako psycholog codziennie spotykam się z ludźmi, którym ktoś kiedyś odebrał wiarę w siebie.
Wiem, jak długo leczy się takie rany.
Dlatego nie potrafię być obojętna, kiedy widzę hejt – nawet ten ubrany w eleganckie słowa i podpisany „dobrymi intencjami”.
Bo hejt to hejt.
I nie ma znaczenia, czy jest krzyczany w twarz, pisany caps lockiem w komentarzu czy szeptany w pięknym opakowaniu.
To mnie spotkało i pewnie spotka jeszcze niejeden raz.
Ale pytanie mam do Was:
Co robicie, kiedy ktoś w sieci przekracza Wasze granice – reagujecie, konfrontujecie, a może wolicie odpuścić?