Gabinet Psychoterapii Magdalena Boba

Gabinet Psychoterapii Magdalena Boba Specjalista Psychologii Klinicznej. Psychoterapeuta. Czasem, motywacją do spotkań terapeutycznych może być ciekawość, chęć poznania siebie czy własny rozwój.

Gabinet psychologiczny – psychoterapia

Zapraszam osoby, które mają trudności w radzeniu sobie z emocjami, podejrzewają u siebie stany depresyjne, lękowe lub które są w kryzysie a także te, które chciałyby poprawić jakość swoich relacji z innymi. Jeżeli czujesz, że gubisz poczucie sensu i celu, że szkodzisz własnemu dobru, nie możesz wyzwolić się spod złych wpływów, tkwisz w układach, które Cię niszczą, to znaczy, że jest to moment, w którym powinieneś skorzystać z profesjonalnej pomocy. Mam ponad dwudziestoletnie doświadczenie w pracy psychologa. Pomagam osobom z problemami takimi jak: stany depresyjne, lękowe, zaburzenia nerwicowe, zaburzenia osobowości, kryzysy, tendencje samobójcze oraz konflikty w relacjach społecznych, rodzinnych. Przygotowuję badania i opinie psychologiczne na potrzeby orzecznicze, oceny neuropsychologiczne, badania pamięci. W swojej pracy preferuję metody psychoterapii psychodynamicznej. Daję gwarancję dyskrecji, przyjaznej i życzliwej atmosfery i profesjonalizmu. Jestem absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego, kierunku psychologii. Pracę zawodową praktycznie rozpoczęłam już od II roku studiów wolontariatem w Klinice Psychiatrii CMUJ na Oddziale Psychoz. Po studiach pracowałam na oddziale dziennym dla pacjentów psychotycznych, potem kolejno: w oddziale leczenia środowiskowego, oddziale ginekologii i położnictwa, w domu pomocy społecznej. Od 1995 roku pracuję w Klinice Toksykologii CMJU Szpitala Uniwersyteckiego. Od 7 lat pracuję również w poradni zdrowia psychicznego. Od 2004 roku prowadzę własny gabinet psychologiczno- psychoterapeutyczny. W 2004 roku – po czteroletnim szkoleniu uzyskałam Certyfikat Psychoterapeuty ( nr 363) Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i założyłam własny gabinet psychoterapeutyczny w Krakowie. W 2006 roku zrobiłam II stopień specjalizacji z zakresu psychologii klinicznej. Ciągle dokształcam się w swoim zawodzie, śledząc fachową literaturę i biorąc udział w konferencjach naukowych i zjazdach z zakresu psychologii i psychiatrii. Prywatnie jestem mężatką, mam dwoje dzieci.

19/09/2025

"Teoria więzi opiera się na założeniu, że potrzeba bycia w bliskiej relacji jest wpisana w nasze geny. To błysk geniuszu Johna Bowlby’ego pozwolił mu zrozumieć, że ewolucja zaprogramowała nas tak, byśmy wybierali w życiu kilka konkretnych osób i nadawali im szczególne znaczenie. Jesteśmy zaprogramowani do pozostawania w relacji zależności z ważnymi dla nas osobami. Potrzeba ta zaczyna się jeszcze przed naszym narodzeniem i kończy dopiero wraz ze śmiercią. Bowlby twierdził, że w toku ewolucji selekcja naturalna wybierała te osobniki, które przywiązywały się do innych, ponieważ przywiązanie oznaczało przewagę ułatwiającą przeżycie. W czasach prehistorycznych ludzie, którzy polegali jedynie na sobie i nie mieli nikogo, kto by ich obronił, łatwiej padali ofiarą różnych nieszczęść, podczas gdy ci, którzy byli w relacji z osobą, która o nich dbała, częściej przeżywali i przekazywali skłonność do tworzenia bliskich więzi swoim potomkom. W rzeczy samej, potrzeba posiadania bliskiej osoby jest tak ważna, że w naszych mózgach wykształcił się osobny biologiczny mechanizm odpowiedzialny wyłącznie za tworzenie i regulowanie relacji z ludźmi, do których jesteśmy przywiązani (rodzicami, dziećmi, partnerami). Nazywa się on „systemem przywiązania” i składa z emocji oraz zachowań, które zapewniają nam poczucie bezpieczeństwa i ochrony płynące z samego tylko faktu przebywania blisko kochanej osoby. "

Levine Amir Heller Rachel, Partnerstwo bliskości. Jak teoria więzi pomoże ci stworzyć szczęśliwy związek, tłum. Grażyna Chamielec, wyd Feeria

fot Daffo Pics

08/09/2025

Ewa Wilk: Skąd zwłaszcza w młodym pokoleniu potrzeba ustawicznego terapeutyzowania się? Pustka po religii, od której masowo odeszli? Jakaś delikatność, brak życiowego hartu?

Tomasz Stawiszyński: Zacznę od plusów tego zjawiska. W ciągu ostatnich 20-30 lat bardzo zmieniło się w Polsce podejście do spraw związanych ze zdrowiem psychicznym. Na pewno nie wszędzie, ale choćby w środowiskach wielkomiejskich pojawiła się świadomość, że istnieje coś takiego jak zdrowie psychiczne i że można o nie dbać. I że to nic osobliwego, jeśli człowiek, który doświadcza jakichś trudności, szuka pomocy u specjalisty. To mi się wydaje zjawisko pozytywne.
Co do różnych kulturowych trendów – żyjemy w świecie, który pod wieloma względami staje się coraz bardziej niepewny, nieprzewidywalny i niestabilny, a zarazem nasza potrzeba stabilności i wyobrażenie o tym, jak powinno wyglądać życie spełnione i szczęśliwe, są wyśrubowane ponad miarę. Jesteśmy wszak podłączeni pod globalną sieć pragnień, fantazji i marzeń, która epatuje nas dzień w dzień ideałami szczęścia i spełnienia, niestety zupełnie nierealistycznymi. Przez to frustrujemy się jeszcze bardziej, oceniamy bowiem własne życie jako niepełne, negatywne, niewystarczające – w odniesieniu do tych fikcyjnych wzorców. Do tego kultura staje się bardzo egotyczna, egocentryczna. Staje się to coraz trudniejsze do wytrzymania. A gabinet terapeutyczny często jest jedyną przestrzenią, gdzie człowiek może się spotkać z kimś, kto przyjmuje to, co mówię, bez oceniania, przed kim mogę bez obaw się odsłonić.

EW: Gabinet jawi się więc jako azyl, świątynia, konfesjonał?
TS: Ale taki, gdzie człowiek ma poczucie bycia rozumianym, słyszanym, docenianym. Co oczywiście niesie też potencjalne niebezpieczeństwa – tam, gdzie mamy do czynienia z terapeutą nieprofesjonalnym. Psychoterapeuta, który wie, co robi i działa zgodnie z ugruntowaną teorią, kodeksem etycznym oraz własnym doświadczeniem wspartym superwizją, nie będzie człowieka zwodził na manowce. Będzie uczył wytrzymywania frustracji. Rozumienia, że bliscy nie muszą spełniać wszystkich naszych pragnień. Dostrzegania, że ludzie nie są doskonali, bo niedoskonały jest świat, w którym żyjemy. A ci, którzy mamią nas obietnicą doskonałości do osiągnięcia tu i teraz – poppsychologiczną, ideologiczną, polityczną lub jakąkolwiek inną – to bez wyjątku fałszywi prorocy.

Źródło: artykuł „Bóg z ludzką duszą. Rozmowa z Tomaszem Stawiszyńskim, eseistą, pisarzem, filozofem, o potrzebach, tęsknotach i iluzjach, na jakie odpowiadają psychoterapeuci”, Polityka nr 17/18 (3512), 23.04-6.05.2025
fot Fallon Michael

07/09/2025

KIEDY OJCA NIE MA...

Brak ojca odciska piętno nie tylko na osobistym i psychicznym rozwoju dziecka, ale także na jego społecznym funkcjonowaniu.
W teraźniejszość dorosłego, którego ojciec był (psychicznie czy fizycznie) nieobecny wbijają się odłamki utraconej przeszłości – tej, która mogłaby zaistnieć, gdyby tata naprawdę BYŁ. To echa niespełnionych pragnień, nieprzeżytych chwil, niewypowiedzianych słów i gestów, które nigdy nie znalazły swojego adresata. One brzmią w sercu takiego człowieka przez całe jego życie.
Ojciec, który jest fizycznie, ale jakby go nie było – pochłonięty uzależnieniem, depresją czy niekończącą się pracą – zostawia swoje dzieci z pustką. PUSTKĄ w miejscu, które powinno być najczulej wypełnione jego miłością.

Osłabienie więzi z ojcem ma swoje kulturowe korzenie w odległej przeszłości. Dziś obserwujemy jej powszechne załamanie, ale równocześnie coraz wyraźniejsze dążenie do odbudowy i przywrócenia jej znaczenia.

Koncepcja SYNDROMU MARTWEGO OJCA wywodzi się od André Greena, francuskiego psychoanalityka z połowy XX wieku. Choć pierwotnie pisał on o "syndromie martwej matki", w późniejszym czasie stosował to określenie również do nieobecnego, depresyjnego i pogrążonego w wewnętrznej martwocie mężczyzny.

Słowo MARTWOTA odnosi się do nieświadomych i nieznanych ojcowskich zranień, emocjonalnego braku, który zakłóca jego zdolność do relacyjności i opieki nad dzieckiem. Zmartwienia ojca, jego wycofanie, nieobecność i depresyjność przechodzą na dziecko. Uwewnętrzniając obumarłego ojca dziecko samo siebie WYGASZA. Zamiast przeżywać własne życie, pozostaje związane z obojętnym, wycofanym obrazem rodzica. To wpływa na jego ciało, psychikę i relacje jakie buduje z innymi ludźmi.
Ojciec, którego NIE MA pozostaje żywy w swojej nieobecności i jednocześnie obecny w zgubnych konsekwencjach swojej martwoty.
Doświadczenie nieobecnego ojca powoduje niepokojącą, trudną do przyjęcia utratę znaczenia. André Green opisuje to następująco:

"(...) nieistnienie wspomnień, nieistnienie w umyśle, nieistnienie kontaktu, nieistnienie uczuć - każde z nich zagęszcza się w postaci luki. Jednak ta luka nie odnosi się do zwykłej próżni lub tego, co zostało utracone - staje się substratem tego, co rzeczywiste."

NIEOBECNOŚĆ stanowi sytuację pośrednią między OBECNOŚCIĄ a STRATĄ. Innymi słowy, a także z perspektywy zorientowanej na rozwój osobowości, NIEOBECNOŚĆ tkwi w samym centrum OBECNOŚCI (i) UTRATY.

Co niezwykłe, umysł potrafi ocalić i przywrócić to, co było związane z utraconym obiektem – nawet jeśli samego obiektu już nie ma. Stworzenie świadomej przestrzeni dla uczuć i emocji wymaga ich rozpoznania i przemiany. To droga, która prowadzi przez przyznanie się do żalu, odróżnienie tego, co wciąż żywe, od tego, co już martwe, i odzyskanie własnej odrębności.

André Green pisał o życiu psychicznym opartym na utracie: nieobecny inny wyznacza rozwojową możliwość, ale jednocześnie staje się cmentarzem tam, gdzie "nieobecność jest zbilansowana, złożona i paradoksalna."
Z jednej strony, jeśli nieobecność jest związana z nieznanym, nieoznaczonym i pustym ojcem, pozbawione wsparcia ego dziecka może rozbić się na kawałki. Z drugiej jednak - nieobecność może okazać się przestrzenią dla ożywienia życia psychicznego.
Terapia może pomóc pogłębić pamięć i spleść ze sobą wyobrażenia nie zawsze oparte na rzeczywistości, po to aby nie dopuścić do ich całkowitej utraty. Tymbardziej, że brak reprezentacji ważnych osób i zdarzeń w umyśle daje przestrzeń mieszkalną nie tylko dla jałowości, próżni i bezsensu ale też dla niszczących, wewnętrznych postaci. Innymi słowy dla destrukcyjności. Pod nieobecność ojca dziecko zostaje odcięte od swoich instynktów a jego osobowość zakorzenia się w BRAKU.
U N I E O B E C N I A się. Uwewnętrzniona utrata pragnie świadomego rozpoznania.
Aby rozpoznać i uzdrowić tak rozległe rany, niezbędne jest długotrwałe leczenie i głęboki, wewnętrzny proces.

"To, co zostało wyparte i zaniedbane, domaga się poznania. Oznacza to dostrzeżenie i wskazanie deficytów w zaniedbanej części osobowości, aby psychika mogła zacząć się samoregulować, a leczenie tym samym rozpocząć." (Sartre)

Leczenie jest bolesne, bo przebiega wzdłuż ścieżki wytyczonej przez deficyt, próżnię, dojmujący brak, nieskończoną tęsknotę i dręczącą pustkę. Poprzez pracę wyobraźni, procesy introjekcji i identyfikacji "utracony (ojcowski) obiekt" zostaje niejako wzięty w psychikę, gdzie zaczyna żyć nowym, wewnętrznym życiem.
Okazuje się, że akceptacji straty w świecie zewnętrznym towarzyszy rekonstrukcja odpowiadającego jej obiektu w świecie wewnętrznym.
Wyzwolenie od UTRATY i NIEOBECNOŚCI porusza zdolność do czerpania przyjemności ze świata i zwyczajnego życia.

I trochę inaczej o nieobecności czyli kiedy JESZCZE kogoś NIE MA:

"(...) mama odpowiadała, że jest smutna, bo jeszcze się nie urodziłam, a ona już do mnie tęskni.
-Jak możesz do mnie tęsknić, skoro mnie jeszcze nie ma? - pytałam.
Wiedziałam już, że tęskni się za kimś, kogo się utraciło, że tęsknota jest efektem straty.
-Ale może też być odwrotnie-odpowiadała.
-Jeżeli się do kogoś tęskni, to ON JUŻ JEST.
(...) Zrozumiałam swoim dziecięcym umysłem, że jest mnie więcej, niż sobie do tej pory wyobrażałam. I nawet jeżeli powiem: "Jestem NIEOBECNA", to i tak na pierwszym miejscu znajduje się: JESTEM - najważniejsze i najdziwniejsze słowo świata." (Tokarczuk)

➡️Kohon, G., The Greening of Psychoanalysis: André Green in Dialoques with Gregorio Kohon [w:] The Dead Mother: The Work of André Green, Kohon G. (ed), London: Routledge, 1999, s.8
➡️Sartre, J.-P., Egzystencjalizm jest humanizmem [w:] Problem bytu i nicości, tłum: Kowalska, M., Krajewski, J.Warszawa:deAgostini Polska, 1998, s.158
➡️Schwartz, S.E., Nieobecny ojciec, wpływ braku ojca na córkę-pragnienie i rana,przekład. A. Rychwał-Chybowska, wyd. Raven - Instytut Studiów Kulturowych, Czeladź, 2025
➡️Tokarczuk, O. Czuły narrator, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2020 s.262-263
Rzeźba autorstwa Tomasza Górnickiego "Wojciech Korfanty" w Muzeum Śląskim w Katowicach



04/09/2025

Przemysław Wilczyński: Kiedy powinniśmy iść do psychologa? Kiedy do psychoterapeuty? Kiedy do psychiatry?
Zofia Milska-Wrzosińska: Mocno rzecz upraszczając, powiedziałabym tak. Do psychologa pójdzie człowiek zdrowy, do psychiatry chory. A do psychoterapeuty często ktoś, kto nie jest ani zdrowy, ani chory, ale czuje się nieszczęśliwy.

PW: I tu się zaczyna spór, na który natrafiłem, próbując ustalić, co środowisko psychoterapeutów sądzi o procedowanym już w Sejmie projekcie ustawy mającym uregulować Wasz zawód. Jedni mówią: psychoterapia to leczenie. Inni: to również rozwój, samodoskonalenie.
ZMW: Rozwój i samodoskonalenie zdecydowanie wkładałabym do innej szuflady niż ta z napisem „psychoterapia” – co nie oznacza, że tę ostatnią można uznać za działanie ściśle medyczne.
Psychoterapia to wspomaganie zmiany, ale nie zmiany wyłącznie rozwojowej, kiedy jest dobrze, ale chcę, by było jeszcze lepiej. Do psychoterapeuty zgłasza się człowiek, który przeżywa coś trudnego, bolesnego, powodującego cierpienie.
Nie musi on jednak – choć może – wymagać leczenia! Np. gdy zgłasza się do mnie para w fazie ostrego konfliktu, który za moment pokaleczy i ich samych, i ich dzieci, nie oznacza to przecież choroby. Podobnie w przypadku kobiety, która boi się wyjść do ludzi, nie potrafi tego przezwyciężyć i czuje się boleśnie samotna.
Wychodzenie z kryzysu, nawet bardzo poważnego, nie musi wymagać wejścia w paradygmat czysto medyczny.

fragment rozmowy dla Tygodnika Powszechnego
fot Jon Tyson

28/08/2025

Justyna Dąbrowska: Choć w zakochaniu jest taka właśnie bardzo bliska bliskość, ale ten stan nie trwa wiecznie. A skąd się bierze to, że ktoś całego tego dobra unika?
prof. Bogdan de Barbaro: Gdy mnie o to pytasz, nie ma rady, musimy się zanurzyć w dzieciństwie tej osoby. Można przypuszczać, że w jej historii albo tej bliskości nie było, albo nie była bezpieczna – była inwazyjna, pochłaniająca, chaotyczna czy raniąca, zawierająca elementy agresji. I u tej osoby – dziś dorosłej – zderza się jej potrzeba bliskości z tamtym niegdysiejszym doświadczeniem, wziętym z dzieciństwa. Wtedy powstaje wewnętrzny konflikt, niekoniecznie świadomy: ta osoba czegoś bardzo chce, a zarazem bardzo się tego boi. Do gabinetu terapeuty rodzin i par większość osób właśnie z takim problemem się zgłasza. Oni tak tego nie nazywają, nie mówią: „Mamy problem z bliskością", lecz wzajemnie się obwiniają o różne błahe sprawy. Toczy się między nimi gra pt. „To ty jesteś nie OK", a pod spodem rozgrywa się ów wewnętrzny konflikt: „Potrzebuję bliskości, a jednocześnie boję się jej". Ktoś potrzebuje bliskości, bo bycie blisko jest naturalną potrzebą, a boi się, bo jego dawne doświadczenia są takie, że bliskość jest raniąca. Jego psychika pamięta, że rodzice, od których potrzebował miłości, dawali mu agresję lub obojętność. Innymi słowy, to, czy bliskość jest bezpieczna, zależy od wczesnych doświadczeń w tym obszarze. Jeśli to były doświadczenia traumatyczne, to powstaje taka nieświadoma wewnętrzna wskazówka: „Nie będę ryzykował bliskości, bo ból przy próbie jej otrzymania lub po jej stracie jest zbyt wielki".

JD: Angażując się w bliskość, ryzykujemy, że będzie bolało.
BdB: I może powstać coś w rodzaju filozofii życia pod tytułem: „Już się raz sparzyłem". Taka przesłanka może się stać samospełniającą się przepowiednią: „Będę tak ostrożny, że nie będę niczego ryzykować. Także tego, co mogłoby przełamać tamten wzorzec. Nie ryzykując, pozostaję w osobności, inni są więc coraz bardziej obcy, więc tym bardziej nie wolno się do nikogo zbliżać". Ale pamiętajmy: są też ludzie, którzy są samotni, i jest im dobrze na świecie.

fragment książki "Swoją Drogą...".

Profesor Bogdan de Barbaro poprowadzi na naszej letniej konferencji "Klasę mistrzowską" (równoległe klasy poprowadzą - prof. Katarzyna Schier i Rafał Bornus) a Justyna Dąbrowska poprowadzi grupę dyskusyjną na temat: dlaczego coraz więcej ludzi w Polsce decyduje się na życie bez dzieci? Co to mówi o naszej kondycji psychicznej? Równoległe grupy dyskusyjne poprowadzą Cveta Dimitrova i Paweł Holas.
fotografia pochodzi ze spotkania odbytego w trakcie festiwalu "Góry Literatury"

17/08/2025

W POSZUKIWANIU SENSU...

Opowieść zawsze zatacza kręgi wokół sensu. Nawet jeżeli nie wyraża tego wprost, nawet kiedy programowo odżegnuje się od poszukiwania znaczenia, skupiając się na formie, na eksperymencie, kiedy dokonuje formalnej rebelii, poszukując nowych środków wyrazu. Czytając choćby i najbardziej behawiorystycznie i oszczędnie napisaną opowieść, nie potrafimy powstrzymać się od pytań:
"Dlaczego tak się dzieje?",
"Co to znaczy?",
"Jaki jest tego sens?",
"Do czego to prowadzi?".
Możliwe nawet, że nasz umysł wyewoluował ku opowieści jako procesowi nadawania sensu milionom bodźców, które nas otaczają i także podczas snu wciąż bezustannie i niezmordowanie snuje swoje narracje. Opowieść jest więc porządkowaniem w czasie nieskończonej ilości informacji, ustaleniem ich związków z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, odkrywaniem ich powtarzalności i układaniem ich w kategoriach przyczyny i skutku. Biorą w tej pracy udział i rozum i emocje...

Mogłoby się wydawać, że powyższy opis dotyczy tego, co zazwyczaj robimy w procesie psychoanalitycznym ale są to słowa Olgi Tokarczuk umieszczone w Czułym narratorze (s.277).

Być może to zbieg okoliczności albo psychologiczne zamiłowanie autorki ale coś w tym poszukiwaniu połączeń i nadawaniu znaczenia jest pokrzepiającego i uzdrawiającego.

Co więcej, jest to potrzeba, ważna dla naszego prawidłowego funkcjonowania.

Był kiedyś taki eksperyment w którym uczestnikom prezentowano chaotycznie skomponowane i pozbawione sensu, poruszające się w przypakowych kierunkach obrazy. Okazało się, że ludzie mimo to doszukiwali się jakiegoś celu, wzorca czy schematu.

Umysł nie pozostaje obojętny wobec bodźców, z którymi ma do czynienia. Potrzebuje je jakoś nazwać, opisać i skategoryzować. Taka jego funkcja. Dlatego brak stymulacji i sytuacja pozbawienia napływu wrażeń jest bardzo stresująca.

Na początku lat 50-tych efektami deprywacji sensorycznej zajmował się kanadyjski psycholog Donald Hebb. W jednym z eksperymentów wraz z Walterem Bextonem badał grupę studentów McGill University w Montrealu. Uczestnikom zaoferowano wysokie jak na ówczesne czasy i wymagania eksperymentatorów wynagrodzenie: za 20 dolarów mieli absolutnie nic nie robić przez cały dzień. Leżeli na łóżkach w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu, z „rękawami” izolującymi przed dotknięciem. Dodatkowo każdy student musiał założyć słuchawki, które tłumiły wszelkie dźwięki, oraz ciemne okulary, przez które nic nie było widać.

Wydawałoby się, że to wizja idealnego wypoczynku, za który jeszcze Ci płacą 😉

Początkowo badani potraktowali udział w tym eksperymencie jako okazję do zarobienia łatwych pieniędzy, szybko jednak okazało się, że zadanie nie jest takie proste. Już po krótkim czasie studenci stwierdzili, że nie są w stanie skoncentrować się w swojej „izolatce”. Ich myśli pędziły jak oszalałe, a do świadomości cisnęły się mimowolnie rozmaite wspomnienia. Zaledwie po kilku godzinach spędzonych w izolacji większość badanych zaczęła słyszeć głosy lub muzykę, niektórzy nawet widzieli kolorowe plamy, przedmioty, sceny z codziennego życia czy wzory przypominające zawijasy z tapety. Jeden z uczestników eksperymentu miał omamy i halucynacje. Nikt nie dotrwał do końca.
Umysł pozbawiony możliwości przetwarzania bodźców był bliski szaleństwa. Tak jak przy nadmiarze stymulacji.
Te eksperymenty pokazują, że potrzebujemy sensu i znaczenia a przede wszystkim materiału i możliwości aby je tworzyć. Z trudem znosimy próżnię. Dlatego to, co utracone na zewnątrz zyskuje swoją reprezentację w świecie wewnętrznym.

Pytanie jakimi opowieściami żyjemy i jakie żyją w nas🤔

Czy takimi, które raz za razem odtwarzają znaną fabułę czy jest w nas miejsce na różne gatunki, zaskakujące wątki, zwroty akcji, nieznane motywy i nowych bohaterów?

Jaką opowieścią jesteś?
I czyją?

Ku refleksji w ten sierpniowy, długi weekend ;-)

Zdjęcie: "Śpiący rycerz", z tatromaniak.pl

16/08/2025

Koncepcja WWO (osoba wysoko wrażliwa) spopularyzowana przez amerykańską psycholożkę Elaine Aron (2017), opisuje osoby rzekomo wyróżniające się silniejszym odczuwaniem bodźców, głębszym przetwarzaniem informacji, łatwym przestymulowaniem, intensywnym przeżywaniem emocji, wyjątkową empatią i wyczuleniem na subtelne sygnały. Wiele osób czytających taki opis ma wrażenie, że pasuje on do nich, podkreślając ich wrażliwość i niepowtarzalność. Nic dziwnego, że idea WWO zyskała popularność. Pojawiły się jednak pytania, czy owa „wysoka wrażliwość” to faktycznie odrębna cecha, czy też kryją się za nią znane już zjawiska psychologiczne.

Najnowsze badanie austriacko-niemieckiego zespołu (Jauk i in., 2022) wykazało silną dodatnią korelację między wynikiem skali wysokiej wrażliwości a narcyzmem wrażliwym. I, co ważne, zależność ta nie wynikała jedynie z ogólnej skłonności do neurotyczności. Osoby określające się jako WWO przejawiały typowe reakcje spotykane u osób z narcyzmem wrażliwym, takie jak ukrywanie swojego „prawdziwego ja”, dewaluowanie innych, uzależnianie poczucia własnej wartości od opinii otoczenia (tzw. warunkowa samoocena), wybuchy „narcystycznej furii” oraz fantazje o własnej wielkości. Autorzy sugerują wręcz, że wysoka wrażliwość może okazać się subtelną formą narcyzmu klinicznego, co znaczy, że za deklarowaną „wrażliwością” mogą stać mechanizmy typowe dla narcystycznej osobowości.

Z punktu widzenia nauki koncepcja WWO budzi spore kontrowersje. Psychologia akademicka nie wyróżnia jednoznacznie kategorii „osób wysoko wrażliwych”. Brak jest solidnych dowodów, by istniała odrębna grupa ludzi o jakościowo innej wrażliwości. Wysoka popularność tego terminu wynika m.in. z efektu horoskopowego: opisy Aron są na tyle pochlebne i ogólne, że wiele osób łatwo się z nimi identyfikuje jako z etykietą wyjaśniającą ich trudności. Elaine Aron oparła teorię WWO na osobistych refleksjach i kwestionariuszu z 27 pytań, który okazał się metodologicznie wadliwy. Pytania sformułowano bardzo ogólnie i dotyczą one doświadczeń tak powszechnych, że większość ludzi odpowiada na wiele z nich twierdząco, co wcale nie świadczy o „nadwrażliwości”, lecz o uniwersalnych zasadach funkcjonowania psychiki. W efekcie pojęcie wysokiej wrażliwości jest nieostre i w gruncie rzeczy opisuje kombinację cech temperamentalnych znanych psychologii od lat. Jan Strelau (2015) w swojej teorii temperamentu wyróżnił reaktywność emocjonalną (tendencję do silnego reagowania emocjami na bodźce) oraz wrażliwość sensoryczną (wyczulenie na bodźce o niskiej intensywności). Każdy z nas zatem przejawia te cechy w pewnym stopniu, nie są one unikalną właściwością tylko dla osób z WWO. Zatem choć idea osób wysoko wrażliwych proponowana przez Elaine Aron zyskała dużą popularność, należy podchodzić do niej krytycznie i ostrożnie, opierając się na rzetelnych badaniach naukowych zamiast popularnych etykiet.

Bibliografia w komentarzu.

Fot. Carolina Heza / Unsplash

11/08/2025

W trakcie dłuższego ich przyjmowania (miesiące lub lata) leki przeciwdepresyjne mogą tracić skuteczność, co czasami określa się mianem tachyfilaksji. Podobnie się dzieje po wielokrotnych próbach leczenia (oporność stopniowa), zatem leki przeciwdepresyjne, które były skuteczne podczas poprzednich epizodów depresyjnych, mogą być mniej skuteczne w leczeniu nowych epizodów. Natomiast wielokrotne próby leczenia przeciwdepresyjnego nie mogą osłabić odpowiedzi na przyszłą psychoterapię. Wreszcie prawdopodobieństwo nawrotu depresji jest wysokie po zaprzestaniu długotrwałego leczenia przeciwdepresyjnego i wyższe niż po zaprzestaniu psychoterapii.

📖 Paul W. Andrews, Jay D. Amsterdam, "Hormetyczne podejście do zrozumienia skuteczności
leków przeciwdepresyjnych i rozwoju tolerancji na leki przeciwdepresyjne – spojrzenie koncepcyjne", Psychiatria Polska 2020; 54(6): 1067–1090
📸 Iri Bu

10/08/2025

Dobra relacja z matką jest najpiękniejszą rzeczą, jaka może się przydarzyć dziewczynce. To jest raj! Ale nie wszystkie byłyśmy w raju. Co nie znaczy, że mamy nadal tkwić w piekle – mówi psychoterapeutka Marta Niedźwiecka.

09/08/2025

Ileś lat temu jeden z moich synów zwierzył mi się przed snem w dniu 14 lutego, że nie dostał w przedszkolu żadnej walentynki. Moja pierwsza reakcja? Poczułam fizyczny ból w klatce piersiowej, ucisk w gardle i szczypanie pod powiekami. Zalały mnie smutek i poczucie odrzucenia. Zrobiło mi się okropnie żal mojego dziecka, a na usta cisnęły mi się słowa pocieszenia, także takie kompletnie niewspierające w rodzaju: "Nie przejmuj się, dzieci są po prostu durne i nie potrafią cię docenić".

To trwało dosłownie kilka sekund, w trakcie których nic nie mówiłam i jedynie zajęłam się małą zranioną Agunią (tak, jak nauczyłam się w psychoterapii i w moich innych procesach rozwojowych).

Po tych kilku sekundach poczułam, jak te emocje i fizyczne odczucia odpływają i mogłam wydać z siebie empatycznie mruknięcie: "Mhmmm".

Jeszcze kilka sekund i mogłam zadać synowi pytanie:
- I jak się z tym masz?

Odpowiedź mnie zdumiała. Brzmiała mniej więcej tak: "No, z jednej strony trochę szkoda, ale z drugiej w sumie wszystko jedno. A podczas podwieczorku Iksiński rzucał chałką, wiesz? Bez sensu, bo to była taka dobra chałka i dlaczego on nią rzucał? Przez to nie poszliśmy od razu na plac zabaw, bo pani mu kazała ją pozbierać i to trwało."

Przez pryzmat moich doświadczeń "nie dostałem żadnej walentynki" oznaczało nóż wbity w niezagojoną do końca ranę i wielkie cierpienie. W oczach mojego syna to było jedno z tych mikrozdarzeń, o których opowiada się mamie w tym momencie dnia, kiedy kładziemy się do snu i włącza nam się tryb "teraz ci opowiem wszyściuteńko o moim dniu".

Dlaczego piszę w sierpniu o walentynkach? Lutowe święto to tylko przykład - anegdota, która ma coś zobrazować.

Wkrótce wrzesień i wiele dzieci czeka coś NOWEGO: adaptacja w żłobku, przedszkolu lub szkole. Inne dzieci staną przed NOWYM jeszcze wcześniej. Ostatnio pisałam tu o Malutkim, który w sobotę jedzie na swoje pierwsze kolonie. Inne dzieci będą po raz pierwszy nocowały u dziadków, przeprowadzą się do nowego domu, urodzi im się brat lub siostra, będą hospitalizowane, pójdą po raz pierwszy do dentysty itd. Kiedy ma się kilka lat, nietrudno o NOWE, prawda?

Wiecie, co jest naszym pierwszym zadaniem jako rodziców w takich sytuacjach? Zaopiekować się SOBĄ i obniżyć własne napięcie. Warto:
✅ zastanowić się, jakie mamy doświadczenia z tym konkretnym NOWYM, które czeka nasze dziecko,
✅ i oddzielić te doświadczenia od przeżyć dziecka.

Jeśli na przykład mam okropne wspomnienia z początku pierwszej klasy, bo nikogo tam nie znałam, a pozostałe dzieci chodziły razem do zerówki, to potrzebuję mieć tego świadomość, żeby nie "wciskać" mojego przebojowemu dziecku na siłę własnych obaw i nie wywoływać u niego niepotrzebnie napięcia.

I przeciwnie: jeśli byłam przebojową pierwszoklasistką, która pierwszego dnia szkoły już znała wszystkie dzieci i miała zaklepane miejsce obok ulubionej koleżanki w wybranej ławce, to warto, abym pochyliła się uważniej nad obawami i lękami mojej nieśmiałej, wrażliwej, introwertycznej córeczki i nie deprecjonowała ich.

W jednym z komentarzy wrzucam Wam link do mojego postu na blogu "Jak nie zafundowałam dziecku traumy", który stanowi kolejny przykład tego rodzaju sytuacji.

Jestem ciekawa Waszych refleksji!

P.S. Nadal zapraszam Was też do letniego newslettera "Lato z dziećmi i spokojem". Link do strony zapisu też znajdziecie w komentarzu.

Adres

Ulica Cisowa 6
Kraków
30-229

Telefon

+48602402543

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Gabinet Psychoterapii Magdalena Boba umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Gabinet Psychoterapii Magdalena Boba:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram

Kategoria