16/08/2025
Jak trudno być… i jak trudno uczyć bycia.
Dziś wracam myślami do słów, które padły wczoraj w rozmowie pod postem u Pani Moniki Jerzyk Gadatek Centrum Rozwoju Porozumiewania Monika Jerzyk: „dorosły, który trzyma świat dziecka”. Tak proste słowa, a jednocześnie tak obezwładniająco wymagające.
Bo przecież być tym dorosłym – obecnym, dostępnym, regulującym, widzącym – to nie jest po prostu „pełnić rolę”. To znaczy stawać się codziennie kimś, kto uniesie cudzy świat – często bardzo kruchy i pełen napięć, których dziecko nie umie jeszcze nazwać.
Ale równie poruszające i wymagające jest to, że my – terapeuci, osoby wspierające – mamy też towarzyszyć w tym rodzicom.
I właśnie tu rodzi się napięcie, o którym rzadko mówi się wprost.
Bo jak uczyć bycia emocjonalnie dostępnym, jeśli ktoś sam nie zaznał emocjonalnej obecności?
Jak mówić o regulacji, jeśli rodzic codziennie balansuje na granicy przetrwania?
Jak wspierać więź, kiedy własne doświadczenia przywiązania są źródłem lęku, wstydu lub dezorientacji?
I tu nie chodzi o to, by cokolwiek „wymagać”. Chodzi o to, by widzieć złożoność sytuacji rodzica – jako osoby, która nie tylko wspiera dziecko, ale sama też może potrzebować „utrzymania świata”.
To wymaga od nas odejścia od perspektywy szybkich interwencji, skutecznych programów i list „do zrealizowania”. Wymaga odwagi, by zatrzymać się przy tym, co niewidzialne: przy emocjonalnej nieobecności, przy przemilczanych rozczarowaniach, przy niezaakceptowanych diagnozach, przy dzieciach, które nie nauczyły się ufać, bo nie miały do kogo kierować sygnałów przywiązania.
W tym świetle terapia (czy to logopedia, czy AAC, czy wczesne wspomaganie, czy jakakolwiek inna forma wsparcia) staje się czymś znacznie więcej niż „działaniem naprawczym”. Powinna być przestrzenią relacyjną – gdzie przyglądamy się nie tylko dziecku, ale całemu systemowi, który je otacza.
I być może naszą największą odpowiedzialnością nie jest „wyciągnięcie dziecka z deficytu”, tylko uważne przytrzymanie relacji, która może stać się źródłem zmiany. Nie szybkiej, nie spektakularnej, ale głębokiej i prawdziwej.
Czasem więc zaczynamy od tego, co najtrudniejsze: być obecnym i uczyć obecności – bez obwiniania i przymusu, z czułością dla ludzkich ograniczeń.
Bo tylko wtedy dajemy szansę na to, by świat dziecka i dorosłego też – mógł się znowu sklejać.
M.