30/06/2023
💜
CO DOBREGO ZROBIŁAŚ DZIŚ DLA SIEBIE?
Pierwszego wakacyjnego ranka stało się coś niezwykłego i już nic nie będzie takie jak przedtem.
Wiem...tak brzmią popularne wyznania osób postrzelonych przez pioruna albo po wyjściu ze śmierci klinicznej.
Ani jedno ani drugie mnie nie spotkało, a jednak doświadczyłam czegoś wyjątkowego w ten pierwszy wakacyjny poranek.
Wszystko dzięki chorobie mojego najmłodszego dziecka. Zachorował w niedzielę z powodu sprytnego wirusa z gorączką i wymiotami. Cały dzień cisza w domu, przerywana jęczeniem. Senność.
Stan zawieszenia i zatrzymanie. I wreszcie kojący poranek, który przyniósł przełom.
Ulga.
Wyszłam w samej sukience przed dom, zmęczona nieprzespaną nocą, a mimo to poczułam całą sobą, że w powietrzu wisi szczęście.
Głęboki oddech i słońce na twarzy.
Cały świat zatrzymał się razem z nami, żeby ruszyć ku nowemu, uzdrowionemu czasowi.
Pojechałam na rowerze do sklepu po chrupki kukurydziane i kilka innych drobiazgów, ciesząc się jak dziecko tym, że nic więcej mi nie trzeba. Rower, kilka minut ruchu, wiatr we włosach i początek nowego dnia.
Tak niewiele trzeba, żeby poczuć wolność.
Jechałam i płakałam. Przypomniały mi się dni, gdy jako dziecko wsiadałam na rower i pedałowałam, jadąc przed siebie z dziką radością.
W sklepie pogadałam sobie miło z panią Stasią.
Wróciłam do domu i zapomniałam, że miałam jakiekolwiek plany na ten dzień.
Wymiotujące dziecko czyni reset po całości.
To jest takie dobre, choć nawet kiedy to piszę, brzmi co najmniej dziwnie.
Przestać planować i brać najmniejsze chwile luzu i dobra nie dlatego, że na nie zapracowałam, ale dlatego że są.
Pierwszy dzień wakacji, który przypomniał mi, że liczy się każda chwila.
Najstarszy zrobił obiad.
Córcia posprzątała.
Przyjaciółka przyjechała i kąpałyśmy się w basenie.
Potem uczesała mi dwa warkocze, prawie zasnęłam przy tym, było mi tak dobrze.
A potem jeszcze lody czekoladowe.
I film oglądany wspólnie, " Lilo i Stich". Płakaliśmy zbiorowo:)
I oto całe wakacyjne oświecenie.
Niby nic się nie stało, a jednak udała mi się duża rzecz. Otworzyłam oczy i serce i doceniałam każdy kawałeczek tego dnia, bez tych okropnych myśli " a przecież miałam zrobić X,Y,Z..."
Przeżywanie tego, co przynoszą kolejne chwile, bez napięcia i oczekiwań, jak ma być, jest uwolnieniem obfitości życia, dostępnej każdego dnia.
A w tle poczucie, że byłam dla siebie dobra, naprawdę dobra, nie torpedując siebie kolejnymi wymaganiami.
I przyjęłam do domu wakacje.
Zapukały przez chorobę dziecka i ze złożonymi na sercu dłońmi wyszeptały..." Można wpaść do was na dłużej?"
Otworzyłam im drzwi i nie zamierzam ich wypuścić.
I w te wakacje chcę być dla siebie dobra.
Mam wakacje!
Naprawdę 🔥.
Wracam do dziecka w sobie i zadaję pytanie :
" Co dzisiaj zrobimy, maleńka? Na co masz ochotę?"
Codziennie wieczorem, kładąc się spać, chcę sobie zadać jedno pytanie :
"Co dobrego zrobiłaś dziś dla siebie?"
I chcę zasypiać, wiedząc, że już to umiem.
I że tak robię, nie czekając na wyjątkową okazję czy specjalny dzień.
Bo każdy dzień jest pierwszy.
I każdy dzień może być ostatni.
Jest później niż nam się wydaje.
Śpieszmy się, żeby żyć.
To jak z Tobą, kochanie?
Co dobrego zrobiłaś dziś dla siebie?
Maja Wąsała