
26/08/2025
Kobiety, które pamiętam z dzieciństwa były nieszczęśliwe. Najczęściej, z powodu mężczyzn, którzy je otaczali (czasami ich braku, lecz rzecz jest ta sama, jedynie bieguny się różnią)
Nie rozumiały, nie czuły, że same się nimi otaczają.
Nie dawały sobie prawa do zmiany, wyboru, do błędu.
Nie wolno im było się mylić. One zostały powołane, aby służyć.
I przeżyć. Przetrwać. Wytrwać. Naciągnąć się, nagiąć, ale przeżyć. Wierzyły, że mężczyzna to jedyne, pewne źródło nie tylko utrzymania, ale ich poczucia bezpieczeństwa.
O jakże jednak zatrutym źródłem się stawało, kiedy ten przepijał wypłatę. Kiedy zdradzał. Kiedy przegrywał. Kiedy wracał do domu zataczając się chodnikiem. Kiedy miał swoje cztery kąty i potrzebował służącej, kucharki i nałożnicy - a byłaś nią Ty kochana kobieto.
Dziś ja wam daję głęboki ukłon i podziękowanie za wasze przetrwanie. Za przetrwanie wszystkich mam, babć, prababć.
Dzięki temu jesteśmy tutaj, bo im się udało przetrwać.
I my już nie musimy.
Mamy prawo się mylić, sprawdzać, próbować. Mam prawo wycofać się z każdej decyzji. Mam wybór. Możemy żyć a nie trwać!
One nie mogły inaczej. Nikt w nie nie uwierzył. Nie miały dostępu do wykształcenia. Sensem ich życia stał się mąż, obojętnie jaki, byleby "kochał". Spragnione miłości i wsparcia przestały wierzyć same sobie. Ufać. Uważać za prawdę, że są wyjątkowe, warte wszystkiego, całej miłości tego i każdego świata. Nie poczuły, że miały niesamowite talenty. Talenty, których nikt nie zauważył, bo nauczyły się, żeby światu się nie ujawniać.
Bo ktoś, kiedyś w nie nie uwierzył.
I ich nie zauważył.