28/05/2025
Pułapka wzgardzonej męskości
Już dawno chciałem o tym napisać. Mówi się, że „trzeba…”, „powinno…” starać się o to, aby uratować związek. Tak często słyszymy. I to bez zwłoki podjęte staranie zaczyna się – o zgrozo - wchodzeniem na barykady wściekłości, aby znaleźć winnego porażki i zamieszania, kogoś kto zbłądził i pomylił kierunki. Przy okazji nie stroni się również od ocen i sądów, skierowanych nie tylko do współmałżonka, ale także całej jego rodziny pochodzenia, w której dopatruje się istotnego korzenia dysfunkcji. Często nie bez satysfakcji, wypomina się te rodzinne wzorce. Wydaje się, że to może być najłatwiejsze: ocenić sprawcę kryzysu, osądzić i pokazać, że obraził to, co cenne – wartość małżeństwa. Praktyka terapeutyczna cichutko i skromnie pokazuje mi jednak, że ten kierunek zaostrza konflikt i pogłębia podziały, co jeszcze bardziej rani i obija o ścianę niezrozumienia Parę małżonków. Czy zatem sensowne jest, aby tak od razu strzelać z największej armaty? Osobiście wierzę, że poznanie kryzysu wiedzie najpierw przez zrozumienie.
W filmie „Czasem trzeba odpuścić” z 2024 roku, i tu plus dla platformy streamingowej, że pomimo wszystko takie perełki udostępnia, spotykamy się z dużym kryzysem pary małżeńskiej, który jednak nie wywołuje totalnej wojny między stronami. O dziwo w rozmowach między Stellą a Gustavem, pomimo napięcia, istnieje dialog , który, choć konfrontuje z tym, co jest nie do zaakceptowania w postawie żony lub męża, nie powoduje pożarów nie do ugaszenia. W reakcjach bohaterów na siebie widać, że każda ze stron intensywnie myśli i dokonuje analizy swojego wnętrza, poszukując ścieżki wiodącej do istoty całej sytuacji.
Gustav odkrywa, choć nie od razu, że jego zachowanie i nie służące małżeństwu własne wybory, to konsekwencja wycofania się z zaangażowania w rodzinę i dom. Już wie, że nawet gdy próbuje to zmienić, to nie może znaleźć przestrzeni dla siebie w funkcjonowaniu tak, jak chciałby funkcjonować i na zasadach, które są dla niego ważne. Chciałby móc opiekować się i troszczyć oraz wychowywać dzieci ale pełna napięcia i kontroli postawa Stelli, przeciążonej branymi na siebie obowiązkami, kontrolującej dom, dzieci, szkołę, zainteresowania dzieci i w konsekwencji zdenerwowanej i wiecznie dalekiej żony, zniechęca go. Zachowania partnerki odbiera do siebie interpretując je jako dezaprobatę dla jego męskości i odpowiedzialności i czując, że nie ma przestrzeni na swój wkład. Skoro, według Gustava, jego propozycje zostają wzgardzone, to on wchodzi w urazę i staje się nieobecny emocjonalnie, wycofany i zazwyczaj milczący. W takiej postawie trwa, aż wspólny i rodzinny wyjazd na występy córki, zrywa łuski z jego oczu, aby zobaczyć jak podle się ustawił i w jak głęboką pułapkę wpadł.
W filmie można się zachwycić i nawet wzruszyć, albo przerazić i niedowierzać. A mnie fascynuje w tej historii to, że obie strony, mimo wpadek, błędów i chwil, w których wszystko wydaje się już stracone, chcą jednak pozostać otwarte na współmałżonka i choć trochę zrozumieć o co tu w tym wszystkim chodzi. Jednak nie warunkują swoich chęci: „jeśli ty coś tam i coś tam, to i ja coś tam i coś tam…”. Poszukują odpowiedzi nie na zewnątrz, w rodzinie bliższej i dalszej, w kimkolwiek innym, ale w sobie, dokonując głębokiej, a czasami bolesnej refleksji i przyglądając się, co bardzo istotne, własnemu sercu. Gdy już choć trochę rozumieją swój kryzys, łatwiej zgadzają się na współpracę z drugą stroną, a następnie na obustronne wysłuchanie swych skołatanych serc. A wtedy film kończy się… a zresztą! Warto samemu obejrzeć, a potem może i razem.
Czy zachęciłem Cię do obejrzenia?
Ściskam Cię serdecznie 😊
foto z filmu: