14/05/2025
W niedzielę, o świcie, bez czasu i dźwięków,
Weszłam w las jak w świątynię bez granic i języków.
Boso, bez telefonu, tylko z ciszą i sobą,
Zielona katedra witała mnie liści opowieścią nową.
Miękka ziemia pod palcami — ślad dawnych przodków,
Wdech ziół — jak zaklęcie z matczynego splotu.
Każdy krok to modlitwa, każdy przystanek — medytacja,
A zewsząd śpiew ptaków jak najczystsza interpretacja.
Szelest wiatru w koronie drzew — jak szept starej baśni,
Co mówi: „Nie pytaj, słuchaj, a prawda w tobie zaśnie.”
Dwa pióra znalazłam — jastrzębia i błotniaka,
Znaki nieba, dar opowieści, ścieżka dzika i łaskawa.
Znam też miejsce blisko domu — szuwary nad rzeką,
Gdzie niezapominajka błotna kwitnie jak tęsknota miękką
Niebieską nutą, cicho, wiernie, z wilgotnym oddechem ziemi —
Tam rośnie serce w milczeniu, tam świat jest bez imienin.
Jest brzozowy bór — nie od linijki, nie z rysunku,
Pokrzywiony, dziki, jakby wyrósł z najgłębszego snu bez frasunku.
Nie zna rąk ludzkich, tylko śpiew ptaków i wiatr w gałęziach,
To miejsce, gdzie brzozy mówią prawdę bez przemilczenia.
Na wzniesieniach staję — widok na stawy i rzeki,
Oczy tańczą po taflach, po błyskach, po przestrzeni dalekiej.
A w rowach — gdzie inni widzą tylko mokry cień,
Ja leżę i słucham, jak cud rozbrzmiewa dzień po dniu, cień po cień.
Jak poczuć przyrodę? Po prostu być.
Nie więcej. Nie mniej. Nie robić nic.
Zobacz, usłysz, powąchaj, pozwól zmysłom się obudzić,
A one zaprowadzą cię tam, gdzie człowiek naprawdę się budzi.
To właśnie o tym mówię, gdy pytają: „Jak ty to masz?”
Mówię: „Zachwyt — to klucz, co otwiera serca aż…”
Rozszerza się jak światło, przelewa się przez oczy,
Jest dotykiem duszy — tej, co naprawdę patrzy.
Przyroda to czuła kochanka, obdarowuje w zachwycie,
Gdy patrzymy z czułością — ona odpowiada życiem.
Bo kiedyś człowiek brał z wdzięcznością, nie dla zysku,
Dziś wróćmy do tego gestu, do serca bez połysku.
Zachwyt — nie emocja ulotna, lecz moc stara i twórcza,
Z której płynie sztuka, poezja, nuta najczulsza.
To coś, co w dziecku trwa, zanim świat mu powie: „Dość”,
A ono śmieje się do kwiatu — w tym tkwi cała jego czułość.
Ale świat uczy tłumić, by „nie być dziecinnym”,
By nie być „dziwnym”, „naiwnym”, by iść równo z innymi.
Więc zachwyt cichnie, w kącie serca drzemie,
Choć to on uczy nas przyjmować człowieka — bez lęku, bez cienia.
Zachwyt to most — pomiędzy sobą a drugim,
Nie potrzebuje słów, nie potrzebuje prób.
To modlitwa Duszy — milcząca, świetlista,
Gdy stoisz w lesie i czujesz, że wszystko ma przystań.
Więc idź boso. Bez niczego. Tylko z ciszą w dłoni.
Zbieraj zioła, pióra, chwile — niech Cię zachwyt ochroni.
Bo to on mówi przez Ciebie, przez ciebie się budzi —
I woła o świat, w którym zachwyt znów ludzi obudzi.