18/12/2024
Dziewczyny z naszej grupy networkingowej meldują, że w necie jest dużo sprzecznych informacji na temat zjawiska, uwaga, uwaga:
💔Rejection Sensitivity Dysphoria (RSD) 💔
Otóż.
To, co się pojawia w necie to podobno coraz częstszy trend utożsamiania samego RSD z ADHD. Niektóre osoby samorzecznicze, prowadzące swoje profile w SocialMediach przekazują informację, jakoby RSD było cechą ADHD, podobno niektórzy specjaliści też tak twierdzą. Nie jest to prawda.
Inni twierdzą z kolei, że RSD w ogóle nie istnieje. Na pewno nie istnieje w formie stałej, genetycznej cechy, dziedziczonej, biologicznej, niezmiennej, z która się urodziliśmy (wiem, dużo masła maślanego, ale chcę, żeby to było dobrze zrozumiane). Ale to, że RSD wcale nie istnieje też nie jest prawdą.
Nie jest też prawdą, że osoby z ADHD nie prezentują takiego symptomu, jakim jest RSD, ale nie jest prawdą, że prezentują tylko one.
Czym jest RSD?
Samo RS, czyli rejection sensitivity - wrażliwość na odrzucenie istnieje i jest cechą do pewnego stopnia adaptacyjną dla istoty ludzkiej. Przez tę wrażliwość jesteśmy uważni na potrzeby "stada", skłonni do wspólnego działania, dążenia do akceptacji i dostosowania swoich zachowań i celów dla wspólnego dobra, jakim jest przetrwanie. Jest to więc taka cecha wbudowana w "zwierzęcy" kawałek naszego mózgu, przyozdobiona przez umiejętności mentalizacji wynikające z posiadania kory nowej i z nią się tak jakby rodzimy (a przynajmniej z jej emocjonalnym kawałkiem - poznawczy buduje się wraz z dojrzewaniem mózgu), jest adaptacyjna. Dzięki temu, że jesteśmy czujni na odrzucenie jesteśmy w stanie mu przeciwdziałać. Dopóki lęk przed odrzuceniem nie paraliżuje nas, a jest delikatnym, motywacyjnym stresem, przez który nie musimy totalnie reorganizować naszego życia, tożsamości, nie czujemy utraty czy dotkliwego zatarcia swoich granic, to jest to adaptacyjny konstrukt.
W momencie, gdy pojawia się lęk prowadzący do uszczerbku, uczucia głębokiego niepokoju, poważnego dyskomfortu, gdy pojawia się związany z nim dotkliwy smutek, przygnębienie, to możemy ten konstrukt nazwać dysforycznym.
Dysforia to według ICD-11 (MB24.7): An unpleasant mood state, which can include feelings of depression, anxiety, discontent, irritability, and unhappiness. Czyli w moim rozumieniu angielskiego nieprzyjemny nastrój depresyjny, lękowy, odczuwanie nieszczęścia, niezadowolenia, poirytowania. O ile w ICD-11 nie ma czegoś takiego, jak konkretnie RSD (ICD przewidziało dysforię płciową i związaną z ciałem), to sama dysforia jest szerokim pojęciem, umieszczonym w ICD jako symptom w dziale "Symptoms or signs involving mood or affect".
A więc RSD to nastrój, który towarzyszy wrażliwości na odrzucenie, a nie wrażliwość na odrzucenie sama w sobie. Jeśli ten nastrój zaburza nasze funkcjonowanie, utrudnia nam rozwój, czyli temat odrzucenia AKTYWUJE nas do przeżywania nieadekwatnie dużych emocji i do generowania nieadaptacyjnych zachowań (takich jak unikanie czy people pleasing - zaspokajanie potrzeb innych z porzuceniem czy skrajnym zaniedbaniem swoich), to jak najbardziej zjawisko istnieje i uważam, że jako specjaliści powinniśmy dać osobom doświadczającym go prawo do przeżywania. Niemniej jednak NIE JEST TO ZJAWISKO STAŁE ani cecha, z którą się urodziliśmy, ani taka, której nie możemy opracować w psychoterapii czy na drodze rozwoju własnego, coachingu i td.
RSD zawiera się w wielu trudnościach, przede wszystkim towarzyszy nieadaptacyjnym stylom osobowościowym i wpływa na zachowanie. Tworzy się LATAMI w trakcie doznawania traumatyzacji w relacjach, ogólnie w kontakcie społecznym.
Aby zrozumieć, jak tworzą się cechy osobowości musimy wiedzieć, po co ona w ogóle jest i czym jest. No więc my się rodzimy z jakąś biologią, jakimś temperamentem, który odpowiada na pytanie: "jak"? Dajmy na to, że urodziliśmy się z ADHD, to odpowiedzią na to pytanie będzie: "szybko" :) . Ta nasza biologia jest umieszczona w jakimś, konkretnym środowisku. Może się okazać, że to środowisko akurat nie toleruje "szybko", więc w miejscu zderzenia naszej biologii i środowiska musi powstać łącznik, którym jest osobowość i ma ona zrobić tak, żeby odpowiedź na pytanie" "jak" była "tolerowalnie szybko". Im więcej takich wymuszonych adaptacji, zmian niepasujących do naszego temperamentu musimy wprowadzić, tym gorzej dla naszej osobowości i może to pójść w patologię na różnych poziomach (czasem mniej dotkliwych, a czasem bardziej). Bycie neuroatypowym - w ogóle, nie tylko z ADHD - jest czynnikiem ryzyka dla powstania różnych skutków traumatyzacji, bo tych dostosowań musimy sobie zrobić naprawdę dużo. Nie mówię, że neuroatypowość oznacza, że nie ma wyjścia i trzeba mieć zaburzenia osobowości, tylko że jest to według mnie czynnik ryzyka, bo nie zawsze trafi się nam środowisko, które znajdzie wspólny mianownik. Neuroatypowość to też czynnik ryzyka dla nabycia cech zaburzenia stresowego pourazowego i jego kompleksowej formy (w komentarzach wkleję linki do badanek). Częścią cPTSD jest między innymi zwiększona wrażliwość na odrzucenie, do rozmiaru dysforii co najmniej.
I teraz weźmy osobę z ADHD, która jest szybka, głośna, gada zbyt dużo jak na standardy przeciętnej społeczności, nikt za nią nie nadąża, do tego jest roztrzepana, zdemotywowana, gubi rzeczy, robi wokół siebie bałagan, zapomina o spotkaniach i odrobić lekcje. Ileż okazji do negatywnej interakcji i odrzucenia! Nic dziwnego, że częste zwracanie uwagi w kontekście: "coś jest z Tobą nie tak ziomuś", które na dorosłe przeradza się często w: "ej skończ pie**olić" generuje nie za dobry nastrój i lęki o to, czy znowu zostanę odrzucony. Na drodze tych negatywnych interakcji powstaje adaptacja, tak zwany people pleasing, ogromne uwrażliwienie na potrzeby innych, na ich stany emocjonalne, zaczynamy skanować innych ludzi po to, żeby zawsze być krok do przodu z ich nastrojem, no bo odrzucenie to ból. Pomijam, że szczególnie traumatyczne samo w sobie jest odrzucenie przez grupę rówieśniczą w momencie, kiedy realizujemy cel rozwojowy, jakim jest zaistnienie w niej.
I teraz wyobraźmy sobie osobę autystyczną, ze swoją "niezdarnością" społeczną, nieśmiałością, meltdownami, potrzebami sensorycznymi, przebodźcowaniem, stereotypiami i sztywnościami. Taka osoba też ma mnóstwo, mnóstwo okazji do negatywnych interakcji, krytyki i odrzucenia. Ona TEŻ może mieć RSD wypracowane dokładnie na tej samej zasadzie, co osoba z ADHD.
Wyobraźmy sobie też normatywne dziecko, którego matka urodziła je w wyniku gwałtu, nigdy go nie chciała, boi się go, kojarzy jej się z oprawcą i odrzuca je, nawet na poziomie wyłącznie emocjonalnym, bo poznawczo chce być dobrą matką, dba, karmi, przebiera, myje, ale nie przytula, nie reaguje na emocje dziecka, sama jest emocjonalnie niedostępna i odrzucająca. A wyobraźmy sobie też normatywne dziecko, którego rodzic jest skrajnie wymagający, karcący, oczekujący perfekcyjności i ciągle wymaga. "Czwórka? Czemu nie piątka? Piątka? Czemu nie szóstka? Szóstka? A ile osób dostało szóstkę? Tylko Ty jeden? To ciekawe, ile się to utrzyma". Wyobraźmy sobie dziecko przy kości, wyśmiewane, odrzucane. Każda odmienność, ale też samo niesprzyjające środowisko może wygenerować w osobie "RS" na poziomie "D", co pociągnie za sobą szereg nieadaptacyjnych zachowań, takich, jak people pleasing właśnie, pociągnie też aktywację nieadekwatnie dużych emocji za potencjalnym lub faktycznym odrzuceniem, bo ile można tak wytrzymać??
Podsumowując:
- RSD istnieje;
- RSD NIE JEST cechą stałą, tylko symptomem i podlega terapii;
- RSD nie jest cechą ADHD, ale może współwystępować;
- neuroatypowość może być czynnikiem ryzyka dla powstania RSD, ale RSD NIE JEST cechą ani symptomem neuroatypowości;
- RSD jest symptomem nieadaptacyjnego stylu reagowania, który może wytworzyć się w niesprzyjającym środowisku u DOWOLNEJ osoby, tej neurotypowej też.
Trzymajcie się tam.