12/09/2025
Kiedy w przestrzeni publicznej pojawia się rozmowa o śmierci zwierząt, niemal zawsze sprowadza się ona do decyzji o eutanazji. To ten jeden moment – ostatni zastrzyk, chwila rozstania. Jednak śmierć nie zaczyna się wtedy. Umieranie to proces, który trwa wcześniej i który u psów i kotów można dostrzec w wielu sygnałach, jeśli tylko nauczymy się je zauważać. To czas, w którym ciało zwierzęcia powoli słabnie, a organizm stopniowo wycofuje swoje siły.
W chorobach przewlekłych, takich jak choroby serca, PChN czy nowotwory, można obserwować charakterystyczne zmiany. Najpierw zwierzę przestaje być tak aktywne, jak dawniej. Coraz częściej wybiera odpoczynek zamiast zabawy czy spaceru. Apetyt słabnie, jedzenie przestaje być atrakcyjne. Z czasem pojawia się trudność w utrzymaniu dotychczasowych rytuałów – kot, który zawsze wskakiwał na parapet, nagle tego unika, pies, który chętnie wychodził na długie spacery, zatrzymuje się po kilku krokach. To są fizjologiczne oznaki postępującego osłabienia, a nie tylko chwilowe kryzysy, które ustępują.
Fizjologia umierania u zwierząt jest w dużej mierze podobna do tej obserwowanej u ludzi. W miarę jak krążenie staje się mniej wydolne, a układy narządowe słabną, pojawiają się zaburzenia apetytu, zmiany w rytmie snu i czuwania, a także wycofanie społeczne. W końcowej fazie organizm zaczyna „oszczędzać energię”, co w praktyce oznacza, że zwierzę śpi większość dnia, mniej reaguje na bodźce, a jego spojrzenie staje się jakby odległe. To nie chwilowe znużenie – to naturalny etap, w którym ciało przygotowuje się do zakończenia życia.
Eutanazja ma swoje miejsce w tym procesie, ale nie wyczerpuje tematu śmierci. Jest medycznym narzędziem, które pozwala skrócić cierpienie w sytuacji, gdy ciało już nie ma możliwości regeneracji. Jednak sama śmierć zaczyna się wcześniej – w chorobie, w słabnięciu, w tych wszystkich chwilach, gdy pies czy kot powoli „odchodzi” z codzienności. To jest czas pożegnania, czas, w którym możemy być obecni i świadomi. To moment, by głaskać, mówić spokojnym głosem, towarzyszyć. Zwierzę nie potrzebuje wtedy wielkich gestów, ale naszej cichej obecności i akceptacji tego, co się dzieje.
Problemem jest to, że jako społeczeństwo nie umiemy o tym mówić. Umieranie jest tematem wypieranym, nierzadko tabu. W praktyce prowadzi to do sytuacji, w której właściciele są zaskoczeni, że proces trwa dłużej, że obejmuje dni lub tygodnie osłabienia, że nie wygląda tak „czysto” jak w idealizowanych wyobrażeniach. Gdybyśmy uczyli się rozmawiać o tym wcześniej, gdybyśmy rozumieli, że osłabienie, utrata apetytu, wycofanie to nie zawsze objawy „do wyleczenia”, ale czasem sygnały nadchodzącego końca, łatwiej byłoby nam podejmować trudne decyzje.
Umieranie nie jest tylko momentem eutanazji. To naturalny rytm, część życia tak samo jak narodziny czy dorastanie. Kiedy damy sobie prawo, by ten proces nazwać i zauważyć, odzyskamy coś bardzo ważnego – możliwość bycia naprawdę obecnym do samego końca. Psy i koty odchodzą spokojniej, kiedy czują bliskość opiekuna. A dla nas, choć bolesne, to doświadczenie może stać się mniej traumatyczne, jeśli zrozumiemy, że śmierć to droga, a naszym zadaniem jest towarzyszyć w niej wiernie i z miłością.
Cała droga jest wazna, bycie w tym umieraniu razem. I tak, to boli ale ważny jest ten maluch który wyrusza w dalszą podróż bez nas. Na zdjęciach macie urywek ostatniego dnia F.