07/06/2022
ZWRACAJĄC SIĘ KU DZIECKU.
OD RANY DO BLIZNY, cz. II.
Kiedy szron pokrywa ziemię, a mróz wiąże ją ciasno w głąb, nie ma innej drogi, by życie zaczęło ponownie krążyć, jak nadejście wiosny. Ten stan zamarcia można spokojnie przeczekać wiedząc, że ona powróci. Zapowiedź światła pozwala przetrwać ciemność. Nadzieja, że ziemia znów będzie w stanie przyjmować i wydawać, daje wiarę, że cykl się dopełni.
Można powiedzieć, że rana narcystyczna to ciągłe powtarzanie NIEDOMKNIĘTEGO cyklu. To zima bez wiosny. I to właśnie mniej lub bardziej ukryty brak nadziei napotkamy jako pierwszą przeszkodę w procesie gojenia. Głęboko zakorzenione poczucie, że nikt nie jest w stanie mi pomóc, że nie ma światła dla mnie, że nic już nie jest w stanie mnie ożywić, ani też nikt na mnie żywo nie odpowie, nie dopuszcza do procesu gojenia. Iskra nadziei, która mogłaby być lecząca, jest traktowana jak groźna, zaraźliwa choroba, w której powstałe marzenie o poprawie wystawiłoby nas równocześnie na ryzyko ponownego zranienia. Brak nadziei z jednej strony chroni przed zawodem, a z drugiej – odbiera szansę na zmianę.
Znajome PODWAŻANIE jest pierwszym strażnikiem rany. Ważne, by pamiętać, że strażnik ten nie jest po to, by blokować gojenie, ale by nie dopuścić do kolejnych zranień. Dlatego swój celownik wymierza właśnie w nadzieję. I dlatego AKTEM ODWAGI będzie popatrzenie w stronę światła i poczucie jego ciepła. Uchylając na nie co raz szerzej drzwi powoli zaczniemy rozpoznawać:
„tak, jestem zraniony; tak, dalej krwawię” włączając nieświadome w świadome.
NIEMOŻLIWYM JEST SKUTECZNE LECZENIE CZEGOŚ, CO NIE ISTNIEJE W ŚWIADOMYM. Nie sposób zająć się czymś dobrze, nie będąc z tym w połączeniu. I to jest właśnie pierwszy krok w procesie gojenia:
1) POCZUĆ SWOJĄ RANĘ
Podstawową obroną przed kontaktem ze zranieniem jest ZNIECZULENIE na własny BÓL, które sprawia, że dostęp do gojenia, przez to że nie może być włączony w świadomość, jest znacznie ograniczony. To, co kiedyś chroniło przed zalaniem bólem, dziś uniemożliwia opatrzenie ran, bo blokując ich odczuwanie, zaprzeczamy ich istnieniu. Trudnym jest leczenie czegoś, co „NIE ISTNIEJE”. Jak długo zaprzeczamy swoim ranom i je spychamy, tak długo nie można ich zabliźniać. Równocześnie jesteśmy pochłonięci całym wykwitem wyrafinowanych systemów zabezpieczeń, co oddala od zajmowania się samym zranieniem, zostawiając nas w złudnym poczuciu, że właśnie to robimy.
Czy możliwa zatem jest opieka nad własnym zranieniem, kiedy nie odczuwamy z jego powodu bólu? Szczęśliwie pomocne okażą się tu uczucia: wstydu, lęku, poczucia winy, upokorzenia, pustki, poczucia odsłonięcia, które mogą stać się INFORMATORAMI, że właśnie jesteśmy w okolicach rany.
Dlatego tak ważnym w procesie psychoterapii jest, by terapeuta zachował wrażliwość zwłaszcza na te miejsca, które pacjent uczynił zamrożonymi. Proces rozpoznawania przestrzeni o zmniejszonej wrażliwości i INNE ich potraktowanie jest pierwszym krokiem ku dopełnieniu cyklu. Kiedy nas ktoś potraktuje inaczej, nam samym łatwiej potem będzie zająć się w inny sposób sobą.
Krok drugi:
2) WYRAZIĆ BÓL
Kiedy pozwolimy sobie poczuć swoją ranę, oznacza to nadejście fal bólu. Bólu, który był latami spychany, na różne sposoby zaprzeczany. Którego bardzo się boimy, bo kiedyś był tak przenikający, że odbierał zmysły, czy nie pozwalał odetchnąć. Bólu, który otwiera pokłady wściekłości, gniewu i żalu. Który kojarzony jest z przegraną, znieruchomieniem i bezradnością. Bólu, który otworzy lawinę lęku przed ponownym upokorzeniem, własną słabością, czy chęcią odwetu.
Przywrócenie możliwości płaczu w ogóle, czy płakania nad własnymi ranami (czyli po prostu nad sobą), jest najważniejszą sprawą w tym momencie. Jest koniecznym krokiem, który dalej pozwoli na wyrażenie kolejnych uczuć, zwłaszcza związanych ze SPRZECIWEM. Jednak sprzeciw bez łączności z bólem, będzie tylko aktem rozładowania. Dlatego tak ważne jest, by pozostać otwartym na napływające uczucia związane z doznanymi krzywdami, co może oznaczać również kontakt z upokorzeniem, gniewem i lękiem. Istotną będzie stopniowalność w dopuszczaniu fali emocji, by ich siła nie zalała nas na początku. Krok po kroku rozpoznawanie, nazywanie, odczuwanie w ciele i zostawanie choć na chwilę z pojawiającym się uczuciem będzie budować pojemność, która z czasem pozwoli zapłakać nad własną raną, przeżyć ból z nią związany i uznać swoją KRUCHOŚĆ.
3) PRZEŻYCIE ŻAŁOBY
Poczucie rany i opłakiwanie jej otwiera niełatwy, acz konieczny czas żałoby. Stopniowo przywracając czucie zmrożonemu obszarowi, możemy widzieć, jak bardzo rana oddzielała nas od życia i świata. Jak nieustająca gotowość i przymus chronienia, wycofywały, zastraszały i ograniczały wymiany z ludźmi. Powoli rozpoznajemy ściany celi, która niewątpliwie chroniła dotąd przed tym, co zewnętrzne, ale też przy okazji od dawna więziła nas razem z naszymi lękami i projekcjami. To czas, kiedy zaczynamy odczuwać, jak bardzo skazywaliśmy się na samotność i jakie ponieśliśmy w związku z tym koszty. Żegnamy iluzję o nas samych, widząc jak bardzo inwestowaliśmy w coś, co niekoniecznie nam służy. Przychodzi czas rozstania się z tą częścią nas.
Coraz szerzej dopuszczamy do świadomości wszystko, czego zostaliśmy pozbawieni w przeszłości i dociera do nas, że to, co nas spotkało jest NIEODWRACALNE. Otwierają się kolejne przestrzenie żalu, smutku i złości. ŻAŁOBA, za tym, co było i czego nie było.
Przychodzi też czas, kiedy widzimy, jak raniliśmy innych: „nie tylko ja jestem zraniony, ale ja też raniłem. I też Ci którzy mnie zranili, byli zranieni”. To poszerzanie obrazu siebie i świata z jednej strony dopełnia, z drugiej – sprawia, że nie możemy pozostać dłużej w CELI własnych lęków i oskarżeń, która była wprawdzie bezpieczna, ale też ograniczała.
4) UZNAĆ RANĘ I PRZYJĄĆ JĄ
Rana narcystyczna może się zabliźnić, kiedy jest włączona w CIĄGŁOŚĆ ŻYWEGO, CZUJĄCEGO organizmu. By łagodzić płynące z niej przykre uczucia czy odcinać się od nich, potrzebowaliśmy dotąd coraz więcej energii. Nie na gojenie rany. Na jej zamrażanie. Z czasem pozwalało to wzmacniać iluzję, że nie jest już ona częścią mnie ani mojej historii.
UZNAĆ RANĘ TO PRZYJĄĆ JĄ W CIĄGŁOŚĆ SELF. Uznać ją za swoją, za część własnego doświadczenia zarówno w aspekcie fizycznym jak i psychicznym. Poczucie rany, opłakanie doznanego bólu, dopuszczenie strat i przejście żałoby związanej z nimi przygotowuje nas do momentu: „TO JESTEM JA ZE WSZYSTKIM, CO MNIE SPOTKAŁO”.
Uznanie CIAŁA i jego rzeczywistości fizycznej, w której nie brak napięć, zablokowań czy deficytów pozwala POCZUĆ I DOŚWIADCZYĆ SIEBIE. Przeżyciom ciała przez ich namacalność trudno jest zaprzeczyć. Trudno więc także dłużej zaprzeczać istnieniu zranionej część mnie: kruchej, zdezorientowanej i potrzebującej.
Przychodzi czas, kiedy jesteśmy gotowi zobaczyć w sobie to zranione dziecko, popatrzeć mu w oczy i w końcu uczciwe, z serca przeprosić:
„BARDZO CIĘ PRZEPRASZAM, zajmę się Tobą. Zostanę, już nigdy nie będziesz sam”.
Tak powstaje przestrzeń, w której rana zacznie się zabliźniać stając się częścią mnie: przyjmowaną i szanowaną. To czas, w którym życzliwe, wspierające, a przede wszystkim OTWARTE ramiona MOJE WŁASNE czekają na mnie.
Przeproszenie siebie jest kluczowym momentem w procesie gojenia, przyjęcia i wybaczenia sobie tego, jak sam siebie traktowałem.
Przepraszam, na które czekamy od najbliższych może się nigdy nie wydarzyć.
5) ODKRYĆ WARTOŚĆ SELF
Dotarliśmy do momentu, w którym dostęp do ciała i połączenie z żywotnością będzie największym wsparciem i nowym punktem odniesienia. Proces, jaki się toczy, doprowadził nas do wyjścia z ciemnej celi i stanięcia w świetle dnia. Ostrość widzenia jest tak samo fascynująca, jak i porażająca.
Kim jest ta bezbronna osoba nieśmiało wyglądająca do świata? Jak mam ją wesprzeć? Jak jej nie utracić? A inni? Jak być z nimi nie tracąc siebie?
I wtedy kojącym i dającym wsparcie będzie położenie rąk na sobie (dosłownie) i poczucie siebie. Mam ciało, oddycham, czuję bicie swojego serca, może nawet czuję swoją wibrację. To mój przewodnik. On mi pozwoli rozpoznać, co jest moje, co jest dobre, co jest dla mnie.
Dzięki oparciu w ciele kiełkujące Self zyskuje kontakt zbliżony do wsparcia, jakie dziecko dostaje od obecnej matki. Ten wzruszający moment, gdy łącząc się z ciałem, czuję, że MAM SIEBIE, jest centralnym punktem w całym procesie gojenia.
Pojawia się też zaskakujący i nieoczekiwany profit. Znieczulenie na ból ograniczało odczuwanie w ogóle, więc odmrożenie go otwiera też na inne doznania. Nagle okazuje się, że mamy dostęp do radości, napełnienia, żywotności, przyjemności z SIEBIE i to jest tak ŻYWE, tak samoistne. Zyskujemy połączenie z nowym źródłem: witalnością, która zupełnie inaczej ustawia proces leczenia: „To jestem ja. To moje blizny. Mogę je czuć, mogę wyjść z cienia, mam siebie, żyję”.
6) GRANICE
Być może niektórzy zadadzą sobie w tym miejscu pytanie: „Dlaczego dopiero na tym etapie granice? Przecież rany potrzebują ochrony”. Jednak chronienie samych ran to stawianie murów, które ani nie są adekwatne ani elastyczne. To one stworzyły nasze więzienie”. Poznając siebie, własne nadwrażliwości, usztywnienia, drażliwości można dopiero sensownie zacząć budować granice, nie wylewając dziecka z kąpielą ani nie strzelając z armaty do komara. Nieuświadomiona rana powoduje nieuświadomione obrony, często pod postacią ataków na siebie lub innych. Lęk przed bólem wydaje się tak dosłowny, jakby ból już się przydarzył. Nieczucie dla odmiany sprawia, że w ogóle nie chronimy się w obszarach wcześniej zranionych wymagających bezwzględnej opieki i stale pozwalamy, by brzegi rany były szarpane.
Skuteczne granice to te osadzone w ciele. Są tym „nie”, które wychodzi pewnie z otwartego gardła, opartego na uziemionych nogach i żywym ciele.
7) ZWRÓCIĆ SIĘ KU INNEMU
Przechodząc cały ten proces dochodzimy do momentu ryzyka, jakim jest wyjście do INNYCH. Bo inni oczywiście niosą możliwość zranienia, ale równocześnie niosą możliwość miłości.
Aktem odwagi jest zamknięcie drzwi więzienia za sobą i wyjście w stronę światła, które może i oślepić i poparzyć, ale to w nim właśnie można spotkać innych, którzy oczywiście są INNI (bo różni), ale też podobni, niosący swoje blizny. To z nimi można się leczyć, wymieniać, wzrastać i wspólnie ogrzewać. To przy nich można w końcu nie czuć się tak samotnym.
ŁĄCZNOŚĆ JAKĄ NAWIĄZALIŚMY Z RANĄ, ciągłość, jaka powstała, pozwala też na łączność z innymi i wiązanie się z nimi.
W ryzyku wyjścia do Innych mamy wielkiego SPRZYMIERZEŃCA, jakim ponownie jest CIAŁO. Kontakt z nim gwarantuje dostęp do czucia i zasobów, a więc do siebie!
A to właśnie SIEBIE potrzebuję, by zdrowieć, SIEBIE CZUJĄCEGO.
Zwrócenie się ku INNYM, jest zwróceniem się ku miłości. Nie, wcale nie tej romantycznej. Najpierw tej WŁASNEJ.
Marzena Barszcz,
Psychoterapeutka w Analizie Bioenergetycznej.
Więcej informacji znajdziecie Państwo w książce "Psychoterapia przez ciało" : https://www.instytutanalizybioenergetycznej.com/produkt/psychoterapia-przez-cialo/
Pierwsza część:
https://www.facebook.com/181684601868108/photos/a.786428044727091/5163700803666438/