21/05/2025
👏👏👏
LĘK. To słowo coraz częściej ciśnie mi się na usta, gdy patrzę na pacjentów wchodzących do gabinetu. Widzę go w ich oczach, w postawie, w sposobie mówienia. Coraz częściej spotykam ludzi przesiąkniętych strachem.
Nasze społeczeństwo to mozaika – są w nas charaktery silne jak stal, ale są też dusze bardziej wrażliwe, delikatniejsze.
I wiecie co?
To właśnie ta różnorodność pozwoliła naszemu gatunkowi przetrwać. Tyle że współczesna medycyna, niestety, często próbuje wrzucić wszystkich do jednego wora, traktować według jednego schematu.
Do gabinetu trafiają osoby szczególnie wrażliwe.
Często po przejściach, z bagażem trudnych sytuacji życiowych. Jako fizjoterapeuta nie jestem od tego, by rozdrapywać te rany na nowo. Ale przy umiejętnie prowadzonym wywiadzie, w atmosferze zaufania, pacjenci sami zaczynają o tym mówić.
I co się okazuje?
Że po tych bardzo ciężkich doświadczeniach – utracie kogoś bliskiego, rozwodzie, stracie pracy, mobbingu, chorobie dziecka – nagle, jak grom z jasnego nieba, pojawia się BÓL.
Nasze ciało nie jest oddzielone od głowy, od emocji. Ono reaguje!
Nie mamy w głowie małego chochlika, który szepcze: "Hej Daniel, jesteś teraz przeciążony, zwolnij!". Nasz organizm komunikuje się z nami inaczej – przez odczucia z ciała. Przez ból, napięcie, zmęczenie.
I teraz wyobraźcie sobie taką osobę, już na emocjonalnym zakręcie, która trafia do nieodpowiedzialnego medyka.
Co często słyszy?
"Zrobimy badania obrazowe, zobaczymy, co tam się dzieje".
A na tych badaniach, zwłaszcza MRI, ZAWSZE coś wyjdzie!
Dyskopatie, zwyrodnienia, dehydratacje, osteofity... Standard.
Tyle że jeśli taki komunikat, podany bez odpowiedniego wyjaśnienia, trafia do osoby, która już ledwo stoi na nogach psychicznie – to potrafi ją po prostu DOBIĆ.
Miałem nierzadko sytuacje w gabinecie, gdy ktoś otwarcie mi mówił: "Panie Danielu, po usłyszeniu diagnozy i zobaczeniu opisu rezonansu moje życie się załamało".
Zdarzają się pacjenci, którzy po takim "wyroku" zaczęli brać antydepresanty! Bo nikt im nie wytłumaczył, że te "straszne" zmiany na obrazkach to często naturalny proces związany z wiekiem, jak zmarszczki na skórze! Że w ponad 90% przypadków te "znaleziska" NIE SĄ przyczyną bólu i nie są niebezpieczne!
Że te badania obrazowe były robione NIEPOTRZEBNIE!
To jest gigantyczny problem, ogromne wyzwanie. I mnóstwo ludzi naprawdę z tego powodu CIERPI.
A jeśli taka osoba, już wystraszona i zdołowana, trafi dodatkowo na "terapeutę", który zacznie jej opowiadać o "krzywych miednicach", "asymetriach", "dysbalansach mięśniowych" i innych bzdurach – to jest prosta droga do jeszcze większego załamania. Zaczyna wierzyć, że jest "zepsuta", "krzywa", "niestabilna".
ROLĄ FIZJOTERAPEUTY NIE JEST DOŁOWAĆ PACJENTA!
Naszym podstawowym obowiązkiem jest:
1. Wykluczyć poważne schorzenia (tzw. czerwone flagi) – a pamiętajmy, że w przypadku ostrego bólu pleców tylko około 0,7% przypadków to naprawdę coś groźnego! Reszta to sprawy, z którymi można sobie świetnie poradzić.
2. Po wykluczeniu poważnych rzeczy, naszą rolą jest BUDOWAĆ POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA. Tłumaczyć, uspokajać, zdejmować z pacjenta ten ciężar strachu.
3. Zachęcać do mądrych zmian w stylu życia.
4. WZMACNIAĆ psychicznie i fizycznie. Pokazywać, że ma wpływ, że może sobie pomóc.
5. Uczyć mądrego zarządzania swoim ciałem, stresem, bólem.
Rolą fizjoterapeuty nie jest tylko "opiekowanie się mięśniami".
Coraz bardziej widzę, jak kluczowe jest nauczenie pacjenta, w jaki sposób WYCISZAĆ swój często przebodźcowany, przeciążony układ nerwowy. A tego, niestety, na studiach wciąż uczy się za mało.
To jest gigantyczna luka i obecnie jeden z największych problemów.
Przestańmy straszyć ludzi!
Krzywe miednice, dysbalanse, zespoły skrzyżowania górnego i inne dziwne teorie, które często służą tylko temu, by pacjent poczuł się bardziej "chory" i zależny od "naprawiacza" – to droga donikąd.