Prywatny Ośrodek Terapii Uzależnień Słoneczna

Prywatny Ośrodek Terapii Uzależnień Słoneczna Prywatny Ośrodek Terapii uzależnień "Słoneczna" w Nowym Sączu. Zajmujemy się terapią osób u

Ośrodek Terapii i Uzależnień Słoneczna w Nowym Sączu znajduje się w ładnym, nowym, malowniczo usytuowanym domu na wzgórzu Beskidu Sądeckiego z którego rozciąga się widok na przepiękną panoramę Tatr. Jesteśmy zespołem specjalistów z wieloletnim doświadczeniem w pracy z osobami uzależnionymi i doskonale jest nam znamy proces wychodzenia z nałogu.Zajmujemy się terapią osób uzależnionych od al

koholu, leków, narkotyków i hazardu.Nasza kadra składa się z doświadczonych specjalistów terapii uzależnień, którzy mają na swoim koncie wiele sukcesów w pracy terapeutycznej. Po zakończeniu pobytu w ośrodku nasi terapeuci oferują pacjentom kontynuację leczenia na weekendowych warsztatach, indywidualnych konsultacjach oraz na wyjazdowych turnusach wakacyjnych.

07/04/2019

Miłosz zakochał się w Zosi już na pierwszym spotkaniu. Idealna kobieta – urocza, pomocna, hojna, miła i nieziemsko seksowna. Potrafiła się śmiać z jego żartów, choć nikt ich nigdy nie lubił. Codziennie mówiła mu szereg różnych komplementów. Gdy się spotykali zawsze patrzy....

25/11/2018

CZaRNa KoMNaTa i CieMNe Myśli czyli jak przestać się zadręczać...

Czarne myśli, obawy nie zawsze mające potwierdzenie w rzeczywistości czy nadmiarowe, nieadekwatne interpretowanie cudzych zachowań to doświadczenia czasem towarzyszą każdemu. Co jeżeli jednak, gdy czarne myśli stają się codziennością, utrudniając funkcjonowanie w wielu sferach życia? Jeżeli zadręczanie się myślami zaczyna być główną treścią codzienności warto sprawdzić, co się za tym kryje: nawykowe działanie, schematy poznawcze czy zaczynające się kłopoty ze zdrowiem. Przeczytaj, czym są czarne myśli i jak przestać się zadręczać.

Czarne myśli: skąd się biorą?
Czarne myśli - warto przyjrzeć się, czego dotyczą, jak często ich doświadczamy i z jakimi konsekwencjami się wiążą. Dla większości populacji zadręczanie się czarnymi myślami to tylko mało konstruktywny i nieprzyjemny nawyk, dla części wiążą się z wdrukowanymi schematami myślowymi które w wyniku socjalizacji dostaliśmy w bagażu od opiekunów, jednak dla pewnej grupy osób mogą to być symptomy zaburzeń lub choroby.

Dlatego też warto, jeżeli zauważamy, destrukcyjny wpływ zadręczania się czarnymi myślami skonsultować się ze specjalistą. To, w jaki sposób widzimy i interpretujemy świat, uczucia, doświadczenia, zachowania innych, w dużej mierze zależy od naszych schematów poznawczych.
Czarne myśli działają jak "filtr", który w procesie wychowawczym i dojrzewania uczy nas, jak interpretować rzeczywistość. Przekonanie o naszej sprawczości, o tym, że inni tylko czyhają aż powinie się noga, albo że nie wolno cieszyć się spokojem, bo na pewno wydarzy się jakiś kataklizm, to pewnego rodzaju automatyzmy nie zawsze mające pokrycie w rzeczywistości.

Praca ze schematem czy przekonaniem nie jest łatwa, ale jest możliwa. Umiejętność oddzielania swoich myśli i przekonań od tych wdrukowanych nam przez innych bardzo ułatwia codzienne funkcjonowanie i budowanie satysfakcjonującego życia.

Warto poświęcić chwilę i spróbować przyjrzeć się czego te powracające czarne myśli dotyczą. Czy chodzi o rozpamiętywanie porażek, zaniechań, a może raczej ewentualnych krzywd jakie doznaliśmy. Co mówią? Jakiej sfery dotykają myśli, którymi się zadręczamy? Są związane z poczuciem własnej wartości, smutku, poczucia sprawczości? Treści powracających myśli są kluczem do poradzenia sobie z nimi.

Często zadręczaniu się myślami towarzyszy poczucie, że jest ono nieprzyjemne, nic dobrego mi nie daje, ale trudno jest je przerwać. Niektóre wydarzenia w naturalny sposób wzbudzają zmartwienia: utrata pracy, konflikt interpersonalny, trudne doświadczenie lub wizja nadchodzącego wyzwania.

Jednak, kiedy mamy poczucie, ze obiektywnie wszystko jest dobrze, właściwie nie powinniśmy mieć zmartwień, a głowa niemal samoistnie produkuje dręczące myśli, to nie wolno tego bagatelizować. Myśli o negatywnym ładunku z czasem zaczynają wpływać na relacje społeczne, emocje, sen a z czasem na ogólny stan psychofizyczny. Uporczywe wrażenie, że cały świat na nas czyha, chce zrobić nam na złość lub krzywdę może być wynikiem problemów ze zdrowiem psychicznym m. in. depresją.

Czarne myśli: jak wpływają na psychikę?
Zadręczanie się myślami może mieć funkcje oczyszczającą działać jak pewnego rodzaju katharsis, jednak warto zachować czujność, sprawdzając, czy zanurzanie się w negatywnych myślach w konsekwencji daje poczucie ulgi, czy jedynie pogrąża w spirali negatywnych myśli?
Ważne, żeby doświadczając trudnych chwil dać sobie czas na pełne, świadome przeżycie emocji smutku czy złości. Bycie w stanie bezradności czy nazwanie doświadczonych krzywd pełnią ważną funkcję w powrocie do równowagi psychicznej, jednak jeżeli mija kolejny tydzień, a jedyne pojawiające się myśli mają wydźwięk negatywny, to sygnał, który powinien zaniepokoić.

Przyjmowanie najgorszego scenariusza, tzw. zamartwianie się na zapas może pełnić ważną rolę w przygotowaniu się na trudny czas. To pewnego rodzaju trening myślowy, który pozwala przewidzieć najgorsze warianty i przygotować się na nie. Tego typu pozorne poczucie kontroli może w pewnych sytuacjach być pomocne.

Jednak jeżeli takie myśli budują w nas jedynie niepotrzebne napięcie i lęk, a nie dają poczucia przygotowania do trudności, warto poszukać sposobów na przerwanie negatywnej spirali myśli. Jeżeli obawy związane np. z ważnym wystąpieniem nie stanowią możliwości wyłapania luk w naszym przygotowaniu i nadrobienia zaległości, a zadręczanie się myślami ma zbudować jedynie alibi dla ewentualnej porażki a nie zmotywować do podjęcia aktywności, to jesteśmy już jedną nogą w samospełniającej się przepowiedni działając na rzecz konsekwencji, których się obawiamy.

Czarne myśli: jak sobie z nimi radzić?
Każdy czasem przeżywa kryzys lub epizody obniżonego nastroju, jednak, jeżeli ten stan się przeciąga, wpływa, na jakość codziennego życia, zdrowie, relacje społeczne to warto zasięgnąć porady psychologa lub lekarza psychiatry po to, by zaplanować optymalny sposób radzenia sobie z czarnymi myślami. Pomocne będą na pewno:

1. Przyłapywanie się na nawyku
Trening ułatwiający uświadomienie sobie nawykowych myśli, oraz czynników wyzwalających lub sprzyjających im. Pracowanie nad umiejętnością robienia "stop klatki", np.: "Znowu myślę o utracie pracy, a przecież nie mam powodów". Natura nie lubi pustki, dlatego też, kiedy próbujemy nie myśleć o czymś, to paradoksalnie wzmacniamy myślenie właśnie o tej rzeczy. Kolejnym krokiem będzie więc świadome wprowadzenie innej myśli w to miejsce np.: przywołanie pozytywnego wspomnienia z miejsca pracy.

2. Techniki uważności
Nie walczą z niechcianą myślą, tylko pozwalają jej na swobodne, ale świadome "przepłynięcie" przez głowę. Techniki te wzmacniają umiejętność obserwowania myśli z meta poziomu i świadomego nazywania doświadczeń, jakie konkretna myśl ze sobą niesie. Pozwala to złapać dystans wobec czarnych myśli i z czasem przerwać nakręcającą się spiralę. Korzystanie ze wszystkich metod pozwalających głowie być, doświadczać "tu i teraz" zamiast wracać do tego, co było lub produkować wyobrażenie o tym, co będzie, umożliwia radzenie sobie z zadręczającymi myślami.

3. Lista sposobów poradzenia sobie z kryzysami
Każdy człowiek ma za sobą doświadczenie kryzysu i metod, które były pomocne w przetrwaniu go. Warto zapisać na liście to, co pozwoliło poradzić sobie z trudnością, powrócić do równowagi niech znajdzie się na niej wszystko to co wzmacnia, uspakaja i daje poczucie sprawczości.
Uświadomienie sobie jakim kryzysom już sprostałeś, np.: martwienie się o utratę pracy może ulec osłabieniu, jeżeli przyjrzysz się temu, w jaki sposób znalazłeś poprzednich pracodawców. Poszerzenie perspektywy, oparcie się na faktach z przeszłości pozwalają opanować niekonstruktywne domysły.

4. Spójrz na dręczące myśli jak na komunikat
Zachęcam do sprawdzenia, o jakich niezaspokojonych potrzebach mówią treści uporczywie powracające czarne myśli: chodzi o potrzebę bezpieczeństwa i stabilizacji, uwagi, akceptacji, odpoczynku, itd. Jeżeli świadomie zaczniesz pracować nad zaspokojeniem tych potrzeb, dręczące myśli przestaną być potrzebne. Może przyszedł czas na spowolnienie, zadbanie o spokój i zdrowie, lub wyjaśnienie nieporozumień z bliskimi - warto czerpać nawet z tych negatywnych myśli pomocne informacje.

5. Poszukaj swojego sposobu na rozładowanie napięcia emocjonalnego
Relaks z dobrą książką, zabawny film, joga czy intensywny bieg - sposobów jest mnóstwo i warto poświęcić chwilę na ten, który dla Ciebie będzie działał najlepiej. Wysiłek fizyczny, realizowanie pasji to motety pozwalające na poradzenie sobie z natłokiem myśli i nadmiarem emocji.
Bywa też tak, że sprawy zaszły na tyle daleko, a destrukcyjny wpływ dręczących myśli jest już tak duży lub trudny do opanowania, że pierwszym krokiem w kierunku poradzenia sobie z uporczywymi zadręczający mi myślami powinna być wizyta w gabinecie terapeuty. Wparcie specjalisty może skutecznie przyspieszyć powrót do równowagi, poprawiając stan psychofizyczny.

DLaCZeGO KRZYWDZONE  KoBIeTY ZoSTaJĄ?Trudno zrozumieć powody, dla których kobiety zostają z brutalnymi mężczyznami. Zazw...
12/11/2018

DLaCZeGO KRZYWDZONE KoBIeTY ZoSTaJĄ?

Trudno zrozumieć powody, dla których kobiety zostają z brutalnymi mężczyznami. Zazwyczaj wtedy mówimy: Od takiego typa uciekałabym gdzie pieprz rośnie.

A przecież wiele kobiet nie odchodzi od "takich typów", pomimo że akty przemocy powtarzają się i nasilają. Przemoc to nie tylko poważne uszkodzenia fizyczne, wyprawy na pogotowie ratunkowe, to także zrażanie rodziny i przyjaciół, życie w wiecznym lęku, zastraszanie dzieci, odbieranie prawa do godnego życia, powtarzające się wezwania policji, groźby zabicia.

Kobiety zostają z dręczycielami z wielu powodów. Można wyodrębnić kilkanaście kategorii kobiet-ofiar, mających wiele wspólnych cech.
Poszukująca bezpieczeństwa
To może być sposób na bezpieczne życie

Naturalnym dążeniem większości ludzi jest chęć nawiązania bliskich i bezpiecznych relacji z partnerem.

Bezpieczeństwo w niebezpiecznym związku nie oznacza fizycznego czy emocjonalnego zadowolenia. Bezpieczeństwo oznacza życie w warunkach, które się dobrze zna. Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby łatwiejsze do zaakceptowania było znane zło niż dobro, które jest niepewne i obce.

Są kobiety, które wielokrotnie wychodziły za mąż za alkoholików. W czasie sesji terapeutycznej analizowałyśmy życie jednej z pacjentek. Wychodziła siedem razy za mąż, za każdym razem za alkoholika. W ciągu całego życia tylko raz związała się z mężczyzną, który alkoholikiem nie był. Przyznała, że naprawdę czuła się świetnie w jego towarzystwie, ale żoną jego nie została. Nie potrafiła tego wyjaśnić.

Jej ojciec był alkoholikiem. Dorastała w rodzinie alkoholowej. Od matki uczyła się, jak być dobrą żoną alkoholika. Umiała żyć tylko w rodzinie patologicznej.

Dlaczego takie kobiety czują lęk przed innym życiem? Posłużmy się przykładem: na Twojej posesji ląduje pojazd kosmiczny, z którego wychodzą zabawne, zielone ludziki. Przestraszysz się ich mimo zapewnień, że są to przyjazne istoty. Co zrobisz, jeśli zaproponują ci życie na planecie wolnej od cierpienia? Zostawisz wszystko i odlecisz?

Prawdopodobnie nie, bo nie wiesz, czy możesz im zaufać, nie wiesz, czego możesz tam się spodziewać.

Zostaniesz tu gdzie jesteś, z wierzycielami pukającymi do drzwi, z cieknącym dachem, teściową, z bezrobociem, z którym się borykasz, córką - prostytutką i synem w więzieniu.
Zaślepiona
To nie jest przemoc

Wydaje się oczywiste, że kobieta bita, która musi ukrywać siniaki pod mocnym makijażem, korzystać sporadycznie (lub często) z doraźnej pomocy lekarskiej, zdaje sobie sprawę, że jest ofiarą przemocy w rodzinie. Ale niekiedy tak nie jest.

Po mało owocnej pracy terapeutycznej, w czasie kolejnej sesji z kobietą, która doznawała brutalnej przemocy, powiedziałam: Powinnaś udać się do schroniska dla maltretowanych kobiet. Wydawała się być zdziwiona: Dlaczego tam? Przecież to jest miejsce dla ofiar przemocy w rodzinie.

Kobiety uruchamiające "mechanizm zaprzeczania" to dość powszechne zjawisko. Nie odnoszą do siebie określenia: "ofiara przemocy". Zazwyczaj są inteligentne. Mogą mieć przyjaciółki bite i dręczone przez mężów. Zdają sobie sprawę, że tamte kobiety są ofiarami, ale siebie tak nie postrzegają, pomimo powtarzających się brutalnych aktów.

Są kobiety, które nigdy nie zaznały spokoju i szczęścia. One nie wiedzą, że to jest możliwe. Myślą o tym jak o locie statkiem kosmicznym: jeśli ja nigdy tego nie doświadczyłam - nie wiem, że to istnieje. Więc jak mogę tego pragnąć?
Bezwartościowa
Nigdy nikt mnie nie kochał

Kobiety, które pozostają w związkach nasyconych przemocą, mogą myśleć, że nie zasługują na miłość czy szczęście. Są przekonane, że słusznie doświadczają przemocy zamiast miłości.

Przemoc to nie tylko bicie, to także poniżające i raniące komentarze:

Jesteś głupia.

Nikt cię nie lubi.

Wszyscy wiedzą, że jesteś szalona.

Nic nie posiadasz.

Masz olbrzymie szczęście, że jestem z tobą.

U kobiet niepewnych siebie, wątpiących w swoje możliwości, takie pogardliwe komentarze mogą pogłębiać błędną, niesprawiedliwą samoocenę. Mogą stać się samospełniającymi się przepowiedniami. Kobiety godzą się na wszystko, bo nie liczą już na nic innego.
Ułomna
Zasłużyłam na to, muszę bardziej się starać

To efekt postawy "nikt mnie nie kocha", pogłębionej niską samooceną i silnym poczuciem winy.

Niektóre kobiety obwiniają siebie za przemoc. Są przekonane, że zrobiły coś (albo czegoś nie zrobiły), co wywołało w partnerze agresję. Wierzą, że bicie było uzasadnioną i sprawiedliwą karą.

Sprawcy utwierdzają je w tym, mówiąc: Gdybyś postępowała właściwie, nie musiałbym ci tego robić.

Niekiedy dręczyciele próbują całkowicie podporządkować sobie ofiarę, sprawując nad nią pełną kontrolę. Film Sypiając z wrogiem przedstawia ten typ sprawcy: jeśli żona powiesiła ręczniki albo ustawiła puszki inaczej, niż on sobie życzył, spotykała ją kara - mąż dotkliwie bił za jakiekolwiek uchybienie. Do tej kategorii można włączyć też sprawców obsesyjnie zazdrosnych. Są oni przekonani, że żony wciąż ich oszukują i zdradzają. Pozostawiają je same w domu, bez kontaktu z rodziną czy przyjaciółmi. Żądają, by troszczyły się tylko i wyłącznie o ich potrzeby i zachcianki. W końcu w ofiarach rodzi się przekonanie, że jeśli zaczną starać się bardziej niż do tej pory, wtedy nie będą bite.
Zarządzająca
Muszę zrobić wszystko, by to nie powtórzyło się więcej

Niektóre maltretowane żony są przekonane, że po prostu popełniły błąd. Ulegają złudzeniu, że mogą sprawić, by przemoc się nie powtórzyła. Można to nazwać syndromem "jeśli zrobiłabym to albo tamto": Następnym razem powiem to inaczej, następnym razem zrobię to w inny sposób - on na pewno wtedy się nie zdenerwuje.

W tej sytuacji ofiary biorą całą odpowiedzialność za agresję sprawcy. Spędzają wiele czasu myśląc o tym, co wydarzyło się w czasie ostatniej awantury i planują, jak w przyszłości rozegrają tę sytuację. Układają szczegółowy scenariusz tego, co powiedzą i zrobią.

Scenariusze pisze się dla aktorów, by ci szczegółowo je odtwarzali. Problemem "rodzinnego scenarzysty" jest to, że osoby, dla których pisze on scenariusze, nie chcą odgrywać przypisanych im ról. W konsekwencji zawsze ponosi porażkę. Pomimo to ofiary podejmują kolejne próby. Przygotowują kolejny plan uniknięcia przemocy. Ciągle nie tracą nadziei, że następnym razem na pewno się uda.
Naiwna
On naprawdę przeprasza, wszystko będzie w porządku

Jak widać, wszystkie powody, dla których kobiety zostają ze swymi oprawcami, mają wspólne cechy. Iluzja, że "to się więcej nie powtórzy" wykopuje grób dla większości racjonalnych rozwiązań. Kobiety pozostają naiwne, bo wierzą, że mężczyzna się zmieni. Sprawcy przecież tak gorąco przepraszają i obiecują, że to nigdy więcej się nie powtórzy! Pojednaniu często towarzyszą prezenty i łzy.

Większość z nas dąży do szczęścia, spokoju, miłości. Kobiety-ofiary także, dlatego chcą wierzyć w zapewnienia, że będzie lepiej. Chcą czerpać radość z poprawy sytuacji. Przez chwilę nawet bywa lepiej, jakby przeżywały drugi miesiąc miodowy. Niestety, jest on przeważnie krótki.

Niektóre kobiety przyznają, że po wielkiej awanturze przeżywają fascynujące zbliżenie seksualne ze swoim partnerem. Jest wiele psychologicznych i fizjologicznych przyczyn wyjaśniających to zjawisko. Istnieją małżeństwa, które próbują wyrównać konsekwencje strasznych awantur poprzez ekscytujący seks.

W terapii uczestniczyły kobiety, które nie potrafiły budować spokojnych związków. Narzekały wtedy na nudę i mało satysfakcjonujące intymne zbliżenia. Te kobiety przyzwyczaiły się do emocjonalnych huśtawek ("raz na górze, raz na dole"). Połączenie bólu z satysfakcją było mocno zakorzenione w ich życiu.

To zjawisko możemy porównać do wzrostu tolerancji organizmu na alkohol czy narkotyki (oczywiście mechanizmy fizjologiczne są inne). Z czasem potrzeba coraz większej dawki (bólu, alkoholu), aby uzyskać ten sam efekt oszołomienia.
Obrończyni
On nie chciał mnie skrzywdzić

On jest naprawdę dobrym człowiekiem - tak brzmi główna teza mowy obronnej. To dlatego interwencje policji odnoszą niewielki skutek. Gdy stróże porządku przyjeżdżają, zachowanie ofiary, która ich wezwała, ulega radykalnej zmianie. Potrafi ich wręcz zaatakować. Policjanci wielokrotnie są wzywani do tych samych domów. Bite żony, mówią: Tym razem na pewno od niego odejdę. Za każdym razem jednak odmawiają wniesienia oskarżenia. I pozostają ze swoimi mężami.
Prowokatorka
On jest dobrym człowiekiem, wiem, że to ja zmusiłam go do tych strasznych rzeczy

Ta linia obrony sprawcy jest wspólna dla kilku kategorii ofiar. Jedna z klientek płakała przez trzy sesje, opisując straszliwe awantury, które urządzał jej mąż. Kiedy zaczęłam mówić o jej położeniu i daremnych nadziejach, szybko przeobraziła się w obrońcę swojego tyrana: Zdaję sobie sprawę, że to ja zmusiłam go do tych strasznych rzeczy, bo on tak naprawdę, jest dobrym człowiekiem.

To ona wybrała owego mężczyznę, mieszka z nim, on jest ojcem jej dzieci - on stanowi znaczącą część jej życia. Broniąc jego, broni swojego życia - choć ta obrona często resztkami sił trzyma się rzeczywistości i zdrowego rozsądku.

Prawdopodobnie jej przyjaciele i policja wywierali na nią naciski, by zostawiła go. Ale ona przyzwyczaiła się do usprawiedliwiania swoich decyzji i wątpliwości. Nauczyła się wołać o pomoc i natychmiast zaprzeczać, że ta pomoc jest jej potrzebna.
Opiekunka
Nikt go nie rozumie, tak jak ja

Tu zwykle po pobiciu następują przeprosiny wzbogacone o motyw: Nikt mnie nie rozumie. Agresor szlochając opowiada o tym, jak ciężkie miał życie - włączając w to nadużycia wobec niego w dzieciństwie. Zazwyczaj podkreśla: Ty jesteś jedyną osobą, której to opowiedziałem albo Tylko ty jedna możesz tak naprawdę mnie zrozumieć.

Te historie są zazwyczaj prawdziwe. Sprawcy opowiadają je po to, by zrodzić współczucie i chęć pomocy ze strony ofiar - by znaleźć usprawiedliwienie dla przemocy.

Ofiary często mi mówią: Nie mogę go opuścić, nie wiem, co mogłoby się z nim stać, nikt go przecież nie rozumie tak jak ja.
Fantazjująca
Ale ja go kocham

Jedna z ofiar w czasie sesji, zalewając się łzami, opowiadała o swojej dramatycznej sytuacji, podawała drastyczne szczegóły awantur, mówiła o licznych interwencjach policji. Na pytanie: Dlaczego z nim jesteś? po prostu odpowiedziała: Ponieważ go kocham.

Te ofiary nie bronią swoich mężów, nie usprawiedliwiają ich czynów. Ich bezgraniczna miłość i zaufanie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Towarzyszy im złudna nadzieja, że miłością i cierpliwością zmienią go na lepsze. Ale postępowanie sprawcy da się przewidzieć - mamy prawie całkowitą pewność, że dalej pozostanie dręczycielem. Iluzją jest myśleć inaczej.
Męczennica
Jeśli krzywdziłby dzieci, zostawiłabym go

Małe dziecko jest kierowane do szkolnego psychologa, gdy jego rysunki przesycone są przemocą. Zdarzają się matki, które tkwią w związku pomimo drastycznej przemocy, ponieważ sprawcy nie biją dzieci. Nie jest łatwe pokazanie im, że dzieci będąc świadkami przemocy, również jej doznają.

Pewna matka zdecydowanie twierdziła, że natychmiast opuściłaby męża, gdyby "podniósł rękę na dzieci". Czuła wielkość swojej ofiary - kiedy on ją bił, nie potrzebował wyżywać się na dzieciach. Ta matka potrzebowała czasu, by zobaczyć, jak jej dzieci były ranione, emocjonalnie, nie fizycznie. Przyjęła rolę męczennicy w imię ich dobra. W rzeczywistości nie była w stanie ustrzec ich przed konsekwencjami przemocy. Długo nie mogła uwierzyć, że w ten sposób dzieci uczyły się, iż życie jest niesprawiedliwe, pełne zła i nienawiści.
Nieporadna
Sama nie wychowam dzieci

Wiele kobiet, które są ofiarami przemocy w rodzinie, jest zależnych finansowo od swych tyranów. Przyczyny są różne. Sprawcy często próbują izolować swoje żony, gdyż to daje im poczucie większej kontroli, bo na zewnątrz są ludzie, którzy mogliby ich kobietom pomóc.

Ofiary przemocy w rodzinie mają zazwyczaj mało sił i wiary w swoje możliwości. Swoją energię i czas poświęcają temu, by przetrwać, utrzymać spokój w domu, by uniknąć konfliktów. Ich potrzeba bezpieczeństwa jest wypierana przez potrzeby podstawowe, takie jak żywność, schronienie, ubranie dla dzieci. Paradoks polega na tym, że dzieci rozwijają się lepiej w warunkach mniejszego bezpieczeństwa finansowego niż w sytuacji nasilania się przemocy.

Jedna z matek odważyła się stawić czoła finansowym obawom i wraz z dziećmi odeszła z domu pełnego przemocy. Obecnie przeżywają oni więcej miłości i szczęścia, niż kiedykolwiek mogli sobie to wyobrazić.
Zastraszona
On mnie zabije, jeśli będę próbowała odejść od niego

To jedna z najtrudniejszych obaw do przezwyciężenia, kiedy próbujemy pomóc ofierze uniknąć przemocy. Choć w większości przypadków kończy się na pogróżkach - to czasami jednak sprawcy swe groźby spełniają.

Pracownik ośrodka interwencyjnego opowiedział tragiczną historię: jeden z uczestników programu dla sprawców przerwał terapię. Jego dziewczyna nie wiedziała, co robić. Doradzono jej, by w dalszym ciągu nie wracała do ich domu. Kiedy mężczyzna dowiedział się o tym, poszedł do jej biura z dubeltówką pod płaszczem. Rozkazał, by wszyscy wyszli, zerwał z niej ubranie, po czym zastrzelił.

Z kolei jedna z moich krewnych opuściła swojego męża - sprawcę przemocy, pomimo jego gróźb. On odnalazł ją w innym mieście, gdzie zamieszkała, i zjawił się w jej mieszkaniu z pistoletem. Kiedy przyjechała policja, opróżnił magazynek strzelając wprost w policjanta.

Gdy groźby zabicia nasilają się, ofiary stają przed podjęciem decyzji, czy dalej znosić ataki przemocy, które mogą zakończyć się śmiercią, czy też podjąć ryzyko ucieczki. Pozostanie w związku jest również swego rodzaju decyzją.

Rozwiązaniem tego problemu prawdopodobnie byłoby opuszczenie sprawcy w momencie, gdy tylko pojawiły się pierwsze oznaki przemocy, a nie czekanie, aż dojdzie do zagrożenia życia.

Niebieska Linia, nr 4 / 2000
Oprac. Sylwia Kluczyńska na podstawie Nancy Faulkner, Ph. D "Why Women Stay" (grudzień, 1997).

Ta RoZMoWA ODByŁA SIĘ NaPRaWDę !!!...ale takie rozmowy toczą się codziennie w wielu poradniach i punktach konsultacyjnyc...
21/06/2018

Ta RoZMoWA ODByŁA SIĘ NaPRaWDę !!!
...ale takie rozmowy toczą się codziennie w wielu poradniach i punktach konsultacyjnych w całej Polsce. Dzieje się to tuż obok nas, na tej samej ulicy, klatce schodowej, czasem w pokoju obok. Historia życia jest prawie zawsze taka sama: zabiegani rodzice, czasem alkohol w domu, czasem chłód emocjonalny, nadkontrola lub opuszczenie. Poczucie pustki, osamotnienia, brak akceptacji i zrozumienia, brak perspektyw. Lekarstwem na to stają się substancje zmieniające świadomość. I nie ma specjalnego znaczenia, co to za substancja, ważne jest to, że pozwala zmienić świadomość.

Zadzwonić czy nie? Chociaż, po co się oszukiwać? I tak zadzwonię. Ale może jeszcze trochę złudzeń, że mam jakąś kontrolę nad swoim życiem - życiem, które kręci się już tylko wokół narkotyków. A wszystko miało być zupełnie inaczej.

Urodziłem się w całkiem normalnej rodzinie, nie żeby jakaś patologia czy coś z tych rzeczy. Miałem swój pokój, swoje zabawki. Uczyłem się nieźle, chociaż niespecjalnie to lubiłem. Rodzice? Chyba dobrzy, ale jak to z rodzicami - ich sprawy były zawsze najważniejsze, we wszystkim chcieli mieć rację. Często słyszałem to ich sakramentalne: "Ja w twoim wieku to...", "Za młody jesteś, żeby to zrozumieć" albo "Dzieci i ryby głosu nie mają". Może i nie mają, ale jaki głos ma ojciec, gdy wraca nawalony alkoholem i bredzi coś o tym, że mnie wychowa na porządnego człowieka?

To przy okazji jednej z takich awantur powiedziałem sobie, że nie chcę być podobny do ojca i nie chcę mieć takiej rodziny - w której bardziej liczą się pozory i gra na pokaz niż to, co dzieje się naprawdę. Przecież to maksymalna ściema: iść razem pod rączkę w niedzielę na spacer po tym, jak w sobotę nawymyślali sobie od ostatnich... Wcale nie chcę się usprawiedliwiać, że to przez nich, ale sam już nie wiem.

Naprawdę dobrze czułem się wśród przyjaciół. Oni mieli podobne problemy jak ja. Przy nich nie musiałem udawać, że mój ojciec nie pije, że w domu nie ma awantur, że jest mi tam dobrze. Nie musiałem nic udawać, akceptowali mnie takiego, jakim byłem. Narkotyki? Nie, wtedy jeszcze nie było ostrego ćpania, najwyżej dwa-trzy razy na tydzień przypaliliśmy marihuanę. Ale wiesz, przecież zioło nie uzależnia - przynajmniej wtedy tak mi się wydawało. Zdobyć marihuanę było łatwo: ot, ktoś sobie posadził na działce albo u babci w szklarni i już był towar. Jeszcze rodzice byli zadowoleni, że dziecko wykazuje zainteresowania botaniczne
Rodzice niczego się nie domyślali, a jeśli mieli jakieś podejrzenia, to kazali chuchnąć i już było w porządku. Ich wiedza o narkotykach pochodziła z zamierzchłych czasów. Wydawało im się, że narkotyki są przypisane tylko wielkim metropoliom i w takiej mieścinie jak nasza ich dziecko nigdy się z nimi nie spotka. Mnie bardzo to odpowiadało, nie musiałem specjalnie się kryć. Później było trochę gorzej, ale wystarczyło powiedzieć, że to, co znaleźli, to własność kolegi, którą zostawił mi na przechowanie, a mój stan wynika z przemęczenia nauką. Wierzyli, a przynajmniej bardzo chcieli mi wierzyć. Dlaczego brałem? Chyba po to, żeby zapomnieć, odlecieć, poczuć się kimś wyjątkowym, akceptowanym przez innych, którzy też brali.

Ma*****na coraz mniej mnie kręciła i chociaż obiecywałem sobie, że nigdy nie wezmę nic twardego, jednak skusiłem się na amfetaminę. Tłumaczyłem sobie, że to tylko raz: zobaczę, jak to jest po proszku, i nigdy więcej go nie wezmę. Towar kupić można było bardzo łatwo. W każdej szkole jest parę osób, które mają dojścia i zawsze coś mogą załatwić. Ceny też nie są wygórowane. To śmieszne: dorośli sobie wyobrażają, że narkotyki są strasznie drogie i mogą sobie pozwolić tylko dzieci z bogatych rodzin. Tymczasem na samym początku brania niektóre narkotyki są tańsze od alkoholu. Wszystko sprowadza się do ilości, jakie zażywasz. Za działkę amfetaminy płaciłem 6 zł, a to przecież mniej niż dwa piwa.

Forsę zawsze jakoś można było wykręcić: to zrobiłem zakupy i zostało trochę drobnych, to znów składka w szkole i jakoś się udawało.
Właściwie po amfetaminie nie czułem się specjalnie dobrze - bo wiesz, latasz po mieście w strasznym napędzie przez 12 godzin i sam nie wiesz po co. Najgorsze jednak były noce. Wiele razy obiecywałem sobie, że nie wezmę na noc i tak wychodziło, że mimo obietnic brałem. Po amfetaminie nie ma szans, żeby zasnąć, ale co robić w nocy w mieszkaniu? Dochodziło do takiej paranoi, że przez pięć bitych godzin wyciskałem sobie przed lustrem pryszcze istniejące i nieistniejące - teraz wiem, że były to początki psychozy amfetaminowej.

Dlaczego brałem, skoro to nie było przyjemne? Bo bez amfetaminy czułem się tragicznie. Nie byłem w stanie zrobić czegokolwiek, tak jakby zabrano mi całą energię. Energia ta wracała dopiero wtedy, gdy wziąłem.
Rodzice zaczęli trochę niepokoić się tym, że schudłem. Rzeczywiście nie wyglądałem najlepiej, jednak dali się nabrać na moje mętne wyjaśnienia. W szkole też nie było najlepiej, ale na szczęście jak zwykle nie poszli na wywiadówkę. Coraz bardziej dokuczały mi nieprzyjemne doznania związane z braniem amfetaminy, potrzebowałem jej coraz więcej, ponieważ mój organizm się przyzwyczaił. Żeby mieć stały dostęp, zacząłem rozprowadzać ją w szkole. To proste, brałem od swojego dostawcy, dosypywałem trochę jakiegoś białego proszku, żeby więcej dla siebie wykręcić i sprzedawałem dalej. Ze zbytem nie było najmniejszego problemu. Wyrzuty sumienia? Coś ty? Człowiek uzależniony sprzeda narkotyki swojej matce, byle tylko coś z tego mieć dla siebie. Uzależniony, no właśnie, jakoś samo tak wyszło, nigdy tego nie planowałem. Jasne, widziałem swoich kolegów, którzy w tym wszystkim się gubili, ale ja myślałem, że jakoś sobie poradzę: powiem sobie, że już nie biorę, i będzie po sprawie. Właściwie to za każdym razem mówiłem sobie: "To już ostatni raz, od jutra nie biorę", ale do jutra było tak daleko.

W tym czasie zacząłem również pić - alkoholu było naprawdę dużo. Wcześniej też piłem, ale były to dwa-trzy piwka do skręta z marihuaną, żeby trochę wzmocnić doznania. Przy amfetaminie wypijałem do pół litra wódki robionej z ruskiego spirytusu i, co dziwne, wcale nie czułem się pijany. Piłem też jak nie było narkotyku, żeby jakoś przeżyć dzień, albo wtedy, kiedy postanawiałem zerwać z narkotykami. A postanawiałem wiele razy, tylko wtedy praktycznie nie trzeźwiałem, zaczynałem dzień od piwka na rozruch, a kończyłem na jakiejś melinie kompletnie pijany. Ale jaki byłem z siebie dumny: przecież nie brałem, alkohol to zupełnie inna bajka. Byłem narkomanem, a narkoman, jak chce zerwać z narkotykami, nie może ich brać, za to alkohol...

Wydawało mi się wtedy, że pomoże mi wyrwać się z narkomanii. Ten okres to był prawdziwy koszmar: amfetamina, wódka, potem kac, piwko, amfetamina, wódka, nieprzespane noce, pobudki o drugiej nad ranem, obietnice i przysięgi, że nigdy więcej...
Żeby trochę lepiej się poczuć i móc przespać noc, zacząłem brać heroinę. Przynajmniej tak mi obiecywał mój dostawca narkotyków. Jasne, że trochę się tego bałem, bo heroina to jak wiadomo... Ale tej nie musiałem wstrzykiwać, zawsze bałem się zastrzyków, co stanowiło moją linię obrony przed rodzicami: "Mamo, coś ty, ja nigdy nie będę brał narkotyków, przecież boję się nawet pobrania krwi". Tę heroinę się paliło, co według mnie było bezpieczniejsze. Pierwszy raz nie był szczególnie miły, następne już zdecydowanie tak. Nawet w domu sytuacja trochę się poprawiła, nie byłem już taki napięty i agresywny. Jak byłem naćpany, to przychodziłem do rodziców pogadać, pomogłem coś przy pracach domowych i wszystko było w porządku. Czasami zdarzało się tylko, że w trakcie oglądania telewizji zasnąłem, ale tłumaczyłem to przemęczeniem związanym z nauką. "Przecież wiecie, jak dużo od nas wymagają nauczyciele" - mówiłem, a oni (znaczy rodzice) jeszcze się nade mną litowali.

Tak naprawdę w szkole nie byłem już od dwóch miesięcy, a właściwie byłem, ponieważ musiałem sprzedać towar, ale na lekcje już nie wchodziłem. Dużą trudność sprawiało mi ukrywanie oczu. Jak wiesz, po amfetaminie źrenice są rozszerzone, a po heroinie zwężone jak szpileczki, dlatego najtrudniejszym zadaniem było unikanie wzroku, szczególnie mojej matki. Myślę, że ona już wiedziała - często widziałem ją zapłakaną - ale chyba też oszukiwała samą siebie, wierząc w moje pokrętne zapewnienia, że narkotyków to ja nigdy w życiu nie wezmę.

Brałem coraz więcej i zacząłem mieć kłopoty z forsą na heroinę. Najprostszym sposobem jej zdobycia były kradzieże. Nigdy w życiu nie myślałem, że będę zdolny do tego, żeby coś ukraść, ale głód związany z brakiem narkotyku jest silniejszy niż wszystkie normy, jakie się kiedyś miało. Poza tym zacząłem kraść najpierw rzeczy z domu, to było trochę łatwiejsze, te rzeczy były też moją własnością, a dopiero później nauczyłem się zabierać rzeczy obcych ludzi. Najłatwiej było kraść radia z samochodów i najłatwiej zamieniać je na narkotyki. To nie tak, że stałem się zły, to tylko heroina, a właściwie jej brak - mógłbym dla zdobycia towaru zrobić wszystko, naprawdę wszystko. Kiedy już całkiem nie mogłem zdobyć heroiny, to piłem, wtedy już na umór, żeby kompletnie się wyłączyć i nic nie czuć.

Teraz biorę już bardzo dużo, a żeby było taniej - przyjmuję dożylnie. Śmieszne, co? Ja, który tak bardzo bałem się zastrzyków. Odwyk? Po co? Przecież ostatnio mi się nie udało i wróciłem po pięciu dniach. Może kiedyś...

Ale już wystarczy tej rozmowy, muszę zadzwonić. No jak, po co? Po heroinę. Widzisz, na początku rozmowy jeszcze się wahałem, zadzwonić czy nie, ale to tylko taka gra, nie, nie przed tobą, przed samym sobą. Zaczynam się już źle czuć, mam dreszcze, bolą mnie stawy, źrenice robią się niepokojąco duże. To głód. Ale za pół godziny odbiorę towar i wszystko będzie w porządku. No, może nie wszystko, ale przynajmniej nie będę cierpiał. I jeszcze jedno: bardzo boję się o młodszego brata, zawsze byłem dla niego kimś bardzo ważnym i teraz nawet nie chcę o tym myśleć..........?????

"Rozmowa"
Piotr Bakuła
Rok: 2003
Czasopismo: Świat Problemów
Numer: 12

Adres

Ul.Zabełecka 7
Nowy Sacz
33-395

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Prywatny Ośrodek Terapii Uzależnień Słoneczna umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Prywatny Ośrodek Terapii Uzależnień Słoneczna:

Udostępnij

Pywatny Ośrodek Terapii Uzależnień “Słoneczna” w Nowym Sączu

Ośrodek Terapii i Uzależnień Słoneczna w Nowym Sączu znajduje się w ładnym, nowym, malowniczo usytuowanym domu na wzgórzu Beskidu Sądeckiego z którego rozciąga się widok na przepiękną panoramę Tatr. Jesteśmy zespołem specjalistów z wieloletnim doświadczeniem w pracy z osobami uzależnionymi i doskonale jest nam znamy proces wychodzenia z nałogu.Zajmujemy się terapią osób uzależnionych od alkoholu, leków, narkotyków i hazardu.Nasza kadra składa się z doświadczonych specjalistów terapii uzależnień, którzy mają na swoim koncie wiele sukcesów w pracy terapeutycznej. Po zakończeniu pobytu w ośrodku nasi terapeuci oferują pacjentom kontynuację leczenia na weekendowych warsztatach, indywidualnych konsultacjach oraz na wyjazdowych turnusach wakacyjnych.