24/06/2025
DLACZEGO JA? – PO DRUGIEJ STRONIE
Gdy poznałem moją obecną żonę, byłem czynnym alkoholikiem i to w fazie mocno zaawansowanej. Rozstawałem się właśnie z pierwszą małżonką. Nowa partnerka też była po przejściach i wydawało się, że wszystko jest w porządku, że ze wszystkim sobie poradzę. Dziś wiem, że nie było w porządku.
Moje rozstanie z pierwszą żoną i oznajmienie tego córkom było bardzo nie w porządku. Choć uważam, że decyzja była słuszna, to jednak sposób wprowadzenia jej w życie był po prostu pijany. Właśnie tak, to „marzeniowe planowanie”, pijackie planowanie, kazało mi myśleć, że wszystko jakoś samo się poukłada.
Na początku wydawało mi się, że jest OK. Ja mieszkałem w Warszawie, ona w Krakowie, nasza znajomość była głównie korespondencyjna, a w takim trybie ukrywanie uzależnienia nie było zbyt trudne. Gdy spotykaliśmy się w weekendy, nie byłem abstynentem, wypijałem po kilka piw – no, ale co w tym dziwnego, że facet po ciężkim tygodniu pracy, w weekend napije się trochę alkoholu? – trzymałem fason. Z czasem jednak traciłem kontrolę coraz bardziej, do tego stopnia, że po intensywnym piciu w tygodniu nie byłem w stanie w weekend wsiąść w samochód i pojechać do Krakowa. Początkowo tłumaczyłem to nadmiarem pracy, czy innymi obowiązkami, ale z czasem, gdy sytuacja pogarszała się, w końcu – w przypływie słabości (albo może siły) – przyznałem się do alkoholizmu. Reakcja mojej żony (wtedy dobrej znajomej) mnie zaskoczyła. Powiedziała, że to rozumie, że przecież każdy ma jakieś problemy. Jak się później dowiedziałem, pomyślała sobie nawet, że skoro tak, to dobrze się wpiszę w jej imprezowe towarzystwo. Czyli jednak nie rozumiała, nie miała pojęcia, na czym polega alkoholizm! Ale takie jej podejście uwolniło mnie od wstydu i wyrzutów sumienia, dało rozgrzeszenie i – niestety – także dalszy rozwój mojej choroby.
Gdy picie przeszło w fazę, w której przestałem już normalnie funkcjonować, moja żona wraz z moim tatą wpadli na pomysł „zaszycia mnie”, czyli wszycia esperalu – tym bardziej, że wyznałem im, iż kiedyś używałem anticolu (to taki esperal w tabletkach) i że działało. Kłama łem – nie było skuteczne, bo gdy chciało mi się bardzo pić, odstawiałem anticol i piłem! Nie chcę teraz rozpisywać się o tych metodach. Tak czy inaczej, współuzależnienie żony zaczęło się pogłębiać, umiała bezbłędnie rozpoznać, nawet przez telefon, kiedy byłem po alkoholu, a często nawet słyszała zmianę w moim sposobie mówienia, zanim jeszcze zacząłem pić. Kiedyś przyjechałem do Krakowa pociągiem, odebrała mnie z dworca i poczuła alkohol, choć ja oczywiście chciałem prowadzić. Upierałem się, że to, co poczuła, to piwo bezalkoholowe z pociągo wego bufetu. Nie uwierzyła – nie pozwoliła mi kierować i jeździ liśmy po mieście w poszukiwaniu drogówki, żebym sprawdził się alkomatem, a że akurat żadnego patrolu nie było, podjechaliśmy nawet pod komisariat, gdzie jednak okazało się, że wszyscy policjanci są w terenie – a komisariat zamknięty. Oczywiście już wy trzeźwiałem trochę z upływem czasu, trochę też dzięki adrenalinie i stresowi, że kłamstwo za chwilę wyjdzie na jaw. Nie wyszło, a ja szedłem w zaparte i upierałem się przy bezalkoholowym.
To oczywiście było jedno z mniej znaczących zdarzeń. Później przyszły o wiele bardziej drastyczne. Na przykład takie, gdy żona cudem znalazła mnie w hotelu, gdzie byłem o krok od zapicia się na śmierć, po zaaplikowaniu trzy razy trzech czwartych litra wódki w ciągu 4–5 godzin. Sprowadzony wtedy lekarz kilka godzin walczył o moje życie, gdy ona mogła tylko bezsilnie się przyglądać i czekać na efekt. Innym razem musiała wciągnąć mnie za fraki, gdy próbowałem wyjść przez okno z piątego piętra do sklepu po piwo, bo nie chcieli wypuścić mnie z domu. Na szczęście dla mnie żona od początku korzystała z terapii i uczestniczyła wraz ze mną w otwartych mitingach AA, później także Al-Anon. Wiedziała, jak pomagać i jak mi nie pomagać, to drugie było nawet ważniejsze. Bywało, że ja zapijałem, a koledzy alkoholicy wyciągali moją żonę na mityng, żeby mogła wyrzucić z siebie emocje i poczuć, że ktoś ją rozumie. Powodowało to zresztą wielkie zdziwienie mojej teściowej, która zadawała pytanie: „Krzysiek pije, a ty idziesz do tych pijaków – po co?”. Nie rozumiała, wręcz nie mogła tego pojąć. Podobnie mój tata, nie rozumiał uzależnienia, nie wiedział i nie chciał wiedzieć, co to jest AA. Nie widział też powodu, bym po raz kolejny jechał na terapię stacjonarną, skoro już przecież tam byłem i okazało się to nieskuteczne. Gdy, będąc w Warszawie, zmierzałem na spotkanie AA, które odbywało się w przykościelnej salce, to było dla niego w porządku, bo w jego wyobrażeniu szedłem do kościoła. Jeśli się wybierałem na takie samo spotkanie „na mieście”, pytał mnie: „Po co idziesz do tych pijaków? Pewnie siedzicie przy piwku i debatujecie, co zrobić, żeby wypić dwa, a nie dziesięć!”. Kiedy byłem już ponad dwa lata trzeźwy i pewnego razu nocowałem u niego w Warszawie, wieczorem, idąc do sklepu, zapytał: „Kupić ci te dwa piwa?”. Przecież nie zrobił tego dlatego, żeby mnie rozpić. Zrobił to z chęci kontroli. No bo jeśli kupi tylko dwa, to prze cież ja się taką ilością nie upiję i – jego zdaniem – wszystko będzie w porządku, a jeśli sam pójdę do sklepu… A…, no to wtedy nie wiadomo, ile wezmę, no i czy czegoś jeszcze po drodze nie wypiję! Wiedziałem, że cieszy się z mojego niepicia, tylko że nie wierzył, że utrzymuję całkowitą abstynencję. Myślał, że popijam, tylko tak po trochu, od czasu do czasu, że nauczyłem się kontrolować. Oczywiście nie tylko żona i rodzice popadli we współuzależnienie. Po uszy tkwiły w nim także była żona i moje córki. Nie chcę o tym pisać za wiele, bo nie czuję się do tego upoważniony, a poza tym, czy ja alkoholik mógłbym opisać to rzetelnie i prawdziwie? Pamiętam większość zdarzeń jak przez mgłę… ze swojej pijanej perspektywy. One widziały to na trzeźwo, prawdopodobnie zupełnie inaczej. Być może kiedyś i one zdecydują się opisać je w książkach. Zdarzenia, emocje, bezsilność, złość, może nawet czasem nienawiść. Tak – zdaję sobie z tego sprawę – byłem producentem całej gamy emocji. Szkoda, że głównie nieprzyjemnych i trudnych, bardzo trudnych!
Więcej w książce: "ESENCJA ALKOHOLIZMU. DEFICYT BLISKOŚCI"
www.krzysztofjazwiec.pl
https://www.youtube.com/channel/UC7JNM9jcpSoPf5PKtbZbQow