29/05/2025
Jak się może tworzyć w człowieku przekonanie, że jest do niczego?
Scenariusze mogą być bardzo różne, ale zacznijmy od tego, jak w ogóle buduje się w człowieku zdolność do regulacji samooceny. Bo zanim człowiek nabędzie przekonania, że jest OK czy że nie jest OK, musi się w nim najpierw ukształtować fundamentalne poczucie, że jest, co wcale nie jest takie oczywiste, bo niektórzy nie są tego pewni.
Nie wiedzą, czy istnieją?
Czy są realni, czy może są jakimś projektem? Albo to poczucie własnego istnienia bywa bardzo chwiejne. Jak dziecko się rodzi, to przez pierwsze miesiące nie ma poczucia, że jest. Funkcję „ja jestem” przejmuje za nie zwykle matka albo inny dorosły, który przez większość czasu opiekuje się dzieckiem, ale w skrócie będę mówić: matka.
Ta matka się dzieckiem zachwyca: „Jakie śliczne oczka! Jakie włoski!”. Ale też go dotyka, dzięki czemu ono czuje, że ma jakieś granice, że gdzieś się kończy. Poza tym rozpoznaje potrzeby dziecka, nazywa je i zaspokaja: „Chyba jesteś głodny, trzeba cię nakarmić”, „Masz mokro, zmienimy ci pieluszkę”. Robi też różne inne rzeczy, które są ważne, by mieć poczucie, że „jest” i że „istnieje bezpiecznie” – chroni dziecko przed nadmiarem bodźców, a jednocześnie przed martwotą. Przedstawia mu też świat zewnętrzny i zapoznaje je z jego światem wewnętrznym, mówiąc na przykład: „Chyba jesteś smutny”, „Coś cię rozzłościło”. Jednym słowem – nadaje znaczenie, dzięki czemu dziecko wie, jak to „coś”, co się w nim dzieje, się nazywa. I to jest absolutna „baza”. Jeśli już tutaj pojawiają się jakieś trudności – obojętność czy nieadekwatne reakcje – to mogą się później pojawić kłopoty z czuciem siebie, ponieważ dziecko nie jest zapoznawane ani ze swoim ciałem, ani z psychiką, ani ze światem.
Danuta Golec rozmawia z Agnieszką Jucewicz