25/05/2025
Dziś, do niedzielnej kawy, duży insight z moich ostatnich doświadczeń gabinetowych.
Kiedy Twoja Mocna Strona staje się Twoją najsłabszą stroną.
Rozważmy zjawisko, które w naszej epoce dążenia do optymalizacji każdego aspektu życia, przybiera na sile – mam na myśli obsesyjne skupienie na tak zwanym zdrowym odżywianiu. Jest to problem, który w kręgach specjalistycznych określa się mianem ortoreksji i który zasługuje na poważne zastanowienie.
Żyjemy w czasach nieustannego przepływu informacji, a te dotyczące diet i żywienia są szczególnie natarczywe. Dążenie do zdrowia, witalności i sprawności jest, rzecz jasna, czymś fundamentalnie pozytywnym. Jest to przejaw brania odpowiedzialności za własne istnienie, za ten biologiczny dar, który otrzymaliśmy. To podstawowy obowiązek wobec samego siebie.
Problem zaczyna się jednak tam, gdzie ta cnotliwa skądinąd intencja przekształca się w przymus, w nieelastyczny dogmat. I tu dochodzimy do sedna sprawy: Twoja mocna strona w pewnym momencie staje się Twoją słabą stroną. To, co pierwotnie było wyrazem troski – świadomy wybór produktów, unikanie tego, co szkodliwe – może ewoluować w obsesyjny rygor, który zawęża perspektywę i ostatecznie obniża jakość życia.
Osoba uwikłana w taką obsesję zaczyna kategoryzować żywność w sposób absolutystyczny – na nieskazitelnie „dobrą” i nieodwołalnie „złą”. Każdy posiłek staje się areną moralnych rozstrzygnięć. Narasta lęk przed „zanieczyszczeniem” organizmu czymś, co nie spełnia arbitralnie narzuconych kryteriów czystości. Czas poświęcany na planowanie, zakupy i przygotowywanie jedzenia rozrasta się do nieproporcjonalnych rozmiarów, często w oparciu o niezwykle restrykcyjne, indywidualnie skonstruowane zasady. Przyjemność płynąca ze wspólnych posiłków, z towarzyskiego wymiaru jedzenia, zanika, ustępując miejsca nieustannej kalkulacji i obawie.
Jest to pułapka perfekcjonizmu, która nierzadko prowadzi do społecznej izolacji. Świat, niegdyś pełen możliwości, kurczy się do bezpiecznej przestrzeni własnej, ściśle kontrolowanej diety. Co więcej, w paradoksalny sposób, taka skrajność może prowadzić do deficytów żywieniowych, jeśli eliminacji podlega zbyt wiele grup produktów. Organizm, który miał być chroniony i wzmacniany, zaczyna odczuwać negatywne skutki tych ograniczeń. Cierpi również sfera psychiczna.
Jakie są źródła tego zjawiska? Często leży u nich głęboko zakorzeniona potrzeba kontroli, być może jako odpowiedź na poczucie chaosu czy nieprzewidywalności współczesnego świata. Rygorystyczne przestrzeganie diety stwarza iluzję panowania nad przynajmniej jednym, konkretnym obszarem egzystencji. To próba narzucenia sztywnego porządku na skomplikowaną i dynamiczną rzeczywistość biologiczną.
Jaką więc przyjąć postawę? Po pierwsze, konieczne jest uświadomienie sobie, że prawdziwe zdrowie to pojęcie holistyczne, obejmujące nie tylko kondycję fizyczną, ale również równowagę psychiczną i satysfakcjonujące relacje społeczne. To dążenie do harmonii. Po drugie, należy zaakceptować fakt, że ideał jest konstruktem, a jego nieustępliwe ściganie może być destrukcyjne. Kluczowa staje się elastyczność i zdolność do akceptacji pewnego stopnia niedoskonałości.
Zamiast bezkrytycznie podążać za kolejnymi trendami żywieniowymi, warto rozwijać umiejętność wsłuchiwania się we własny organizm i kierować się zasadami umiaru oraz racjonalnego osądu. Pamiętajmy, że życie to nieustanne poszukiwanie równowagi pomiędzy strukturą a swobodą. Nadmierne przywiązanie do jednego bieguna nieuchronnie prowadzi do dyskomfortu i ograniczeń. Troszczcie się o siebie w sposób świadomy, lecz nie pozwólcie, aby ta troska przerodziła się w zniewolenie. Prawdziwa sztuka polega na odnalezieniu wolności i autentycznej radości, także w sferze tak fundamentalnej jak odżywianie.