
09/06/2025
Aby zrozumieć, kim jesteśmy i co nas ukształtowało, intuicyjnie zwracamy się ku dzieciństwu. Również osoby będące w procesach terapii odsłaniają koleje swojego dziecięcego losu. Przy czym „odsłaniają” - nie oznacza po prostu wspominania przeszłości. Nasza wczesnodziecięca historia zdeponowana jest w tzw. pamięci niejawnej. Może wydać się to niezwykłe, ale rzeczywiście - z jednej strony to, co przydarza się w pierwszych latach życia, bardzo słabo zapisuje się pod postacią wspomnień, bo mózg dopiero dojrzewa do ich tworzenia. Z drugiej strony, właśnie w tych pierwszych latach życia mózg rośnie niezwykle szybko - podwaja swoją objętość, tworzy połączenia, skojarzenia i skrypty. Ten czas, w stosunku do późniejszych doświadczeń życiowych, wpływa na nas nieporównywalnie silnie. Wszystko zostaje zapisane w emocjonalnej części mózgu i stanowić będzie coś w rodzaju matrycy. Nasuwa się tu skojarzenie - bowiem etymologia słowa „matryca”, pochodzi od łacińskiego słowa mater (matka). Można zatem pomyśleć, że relacja z matką, którą jednak rozumiałabym szerzej - jako wczesne środowisko rozwojowe - pozostawia w nas coś w rodzaju wewnętrznej matrycy, z której kopiowane są późniejsze nasze nastawienia. Bruce Perry uważa, że na początku życia rozwijający się mózg kataloguje doświadczenia tworząc osobisty klucz do interpretowania świata, za pomocą którego każdy z nas ma unikalny jego obraz, ukształtowany przez to, co nam się przytrafiło (Perry, 2021, s. 37). Relacyjna mapa, która powstaje z sumy wczesnych doświadczeń więzi, tworzy wewnętrzny świat, zasiedla go pewnymi antycypacjami, które mogą być projektowane na świat zewnętrzny, a szczególnie w obszar relacji uczuciowych. Kiedy te dawne adaptacje i mechanizmy obronne nie są rozpoznane i uświadomione, to działają w sposób automatyczny również poza kontekstem, w którym powstawały. Powoduje to, że każda nowa sytuacja czy relacja musi zmierzyć się z taką „starą mapą” i dawną strategią obronną. To trochę tak, jakby pod wpływem nowej relacji, nasze "wewnętrzne dzieci" zwabione możliwością ukojenie swoich niepokojów, strat i wciąż żywych pragnień, wychodziły z ukrycia. Oczywiście „wewnętrzne dzieci” sprawiają kłopot, zwłaszcza te przestraszone, unikowe, czy zaabsorbowane cierpieniem. Ich niezaspokojone potrzeby przywiązaniowe mogą napierać na kolejne relacje. Dlatego tak ważne będzie uznanie ich istnienia, czy uświadomienie sobie matrycy zapisanej w pamięci niejawnej. Pomocna tu może być terapia, w której niejawne mapy relacyjne wchodzą w jej proces w zjawisku przeniesienia. Wówczas mogą być identyfikowane, rozpoznane i reflektowane.
Chmarzyńska-Golińska, fragment tekstu "Dziecinne lata są górami" z pierwszego numeru kwartalnika Trauma - badania i praktyka, wydanego właśnie przez Polski Instytut Traumy
fot Caleb Woods