10/05/2025
❗️❗️❗️Kiedy mięśnie nie są przyczyną, lecz skutkiem
Dość często trafiają do mnie pacjenci, którzy mają za sobą miesiące bólu, dziesiątki masaży, terapii manualnych, badań, rezonansów, analiz — i wszystko to bez większego efektu.
Kładą się na stół z nadzieją, ale i ze zmęczeniem tą całą drogą. Robię swoją pracę: uwalniam punkty spustowe, rozluźniam napięcia… A po kilku godzinach wszystko wraca.
I wtedy pojawia się ważne pytanie: czy na pewno chodzi o mięśnie?
Niedawno czytałam historię kolegi po fachu. Zgłosił się do niego mężczyzna z bólem, który nie odpuszczał od ponad 5 miesięcy. Klasyczne objawy punktu spustowego — skurcz, uciskający ból w tym samym miejscu po minimalnym wysiłku. Zrobiono rezonans, wykluczono choroby autoimmunologiczne, układ pokarmowy w normie. Ale nic nie pomagało. Nawet dobry, głęboki masaż — tylko na kilka godzin.
Wniosek tego specjalisty (który, nawiasem mówiąc, pokrywa się z opiniami neurologów): mięśnie nie są przyczyną, a ofiarą. A prawdziwa przyczyna leży w przeciążonym układzie nerwowym. Przewlekły stres, depresja bez objawów, przeciążenie układu współczulnego. To nie „nerwica”, tylko czysta fizjologia. Nadnercza wyrzucają kortyzol, a ten układ nie ma hamulców — działa na granicy wyczerpania, aż ciało zacznie wołać o pomoc.
Czasem wyjściem nie jest kolejny masaż. A pomoc z zewnątrz: rozmowa z psychoterapeutą, wsparcie farmakologiczne, zmiana rytmu życia. Bo dobry masażysta nie obiecuje cudów. On szuka przyczyny. A jeśli ta przyczyna leży głębiej niż skóra i mięśnie — musimy to również zauważyć.