
06/10/2024
Czasami do gabinetu przychodzą osoby, które używają psychologicznego żargonu, mają gotowe hasła-wytrychy na temat swój i innych. Wypowiadają gotowe, niemal wyuczone kwestie. Są jak ludzkie roboty, które po latach chłonięcia narracji różnych specjalistów i przesiąkania poradnikowym bełkotem tworzą w głowach algorytm służący definiowaniu siebie i innych.
Podczas jednego z wykładów w Laboratorium Psychoedukacji Zofia Milska-Wrzosińska użyła w kontekście takich pacjentów sformułowania, że są oni „zdemoralizowani psychoterapią”. Zanotowałam to określenie, bo wydało mi się bardzo trafne i dobrze odzwierciedlające problem części pacjentów, którzy już niby tyle wiedzą, a nadal poruszają się jak dzieci we mgle, desperacko poszukując kolejnych terapeutów-przewodników. Pacjentów niby-świadomych i oczytanych, a tak naprawdę żyjących pod pancerzem fałszywych przekonań. Pancerzem, którego rozbijanie (o ile trafi się wreszcie na dobrego specjalistę) może się okazać tyleż czasochłonne i mozolne, co bolesne.
Tekst ten nie ma na celu, wbrew pozorom, zniechęcenia kogokolwiek do psychoterapii. Wręcz przeciwnie. Gdybym nie była przekonana, że psychoterapia działa i może zmieniać życie, nie poświęcałabym połowy dorosłego życia na szlifowanie tego niełatwego, ale jednocześnie satysfakcjonującego rzemiosła.
Zanim jednak podejmiemy pracę nad sobą i powierzymy nasze „miękkie kawałki” odpowiednio wykwalifikowanemu psychoterapeucie, warto mieć na uwadze powyższe pułapki. Chociażby po to, by się nie rozczarować. A także zbyt szybko nie odwrócić na pięcie, gdy okaże się, że starcie z prawdą w gabinecie terapeutycznym zmusza nierzadko do szukania źródła problemu niekoniecznie na zewnątrz, ale przede wszystkim w nas samych.
fragment tekstu "Pułapka przeterapeutyzowania" Magdaleny Fijołek z 25 lutego 2024 dla czasopisma "Więź"
fot Engin Akyurt