19/05/2025
REMONT
Tak mi się ostatnio skojarzyło z terapią. Niby jest dobrze, przecież żyjemy, ale... Coś jednak nie pasuje, przestało być funkcjonalne, trochę wyszło z mody. Chcielibyśmy jakiejś zmiany, odświeżenia, drobnej korekty. Mogłoby być po prostu inaczej, lepiej.
Pełni nadziei i zapału zaczynamy!
Remont będzie wyjątkowo szybki i sprawny. Ekipa uwinie się w tydzień, bez brudu, kurzu i z uśmiechami na twarzy. W drugim tygodniu zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko wygląda tak, jak byśmy chcieli. Trochę się przedłuża, wychodzą wciąż nowe rzeczy, którymi trzeba się zająć, wszędzie bałagan. Aj, aj! Po co mi to było, przecież nie było jeszce aż tak źle? Brniemy jednak dalej (nikt przecież nie przerywa remontu w połowie) i docieramy do końca. A na końcu, kiedy widzimy efekt, jest zachwyt, radość a to, co było trudne, wydaje się jakieś takie mniej uciążliwe i naprawdę do przeżycia.
I właśnie tak często wygląda terapia. Idziemy z nadzieją, że będzie miło, lekko i przyjemnie a tu... ruszymy jedno, wychodzi kolejne. Uporamy się z trzecim i robi się miejsce na następne. Bywa trudno, łzawo, przerażająco lub na pełnym wku...rzeniu. Jesteśmy zmęczeni i wtedy pytamy "po co mi to było, przecież nie było jeszcze aż tak źle?" Na końcu, kiedy już przeżyjemy to, co wydawało się nie do przeżycia, jest spokój, satysfakcja, zrozumienie.
Może tego wewnętrznego remontu nie ma co odkładać na ostatnią chwilę?
Dobrego dnia ☺️