01/08/2025
„A jeśli zostanie tylko jedno? Nie chodzi o dziecko. Chodzi o Was.”
Czasami trafiają do mnie rodzice, zmęczeni, sfrustrowani, przytłoczeni. Dziecko płacze, nie śpi, nie je tak jakby chcieli, a przecież miało być inaczej. Miało być łatwiej. Słyszę w gabinecie te słowa: "Nie mam już siły", "To nie działa", "Ja już nie mogę", "Nie chcę drugiego dziecka, przecież jedno mnie przerasta". I ja ich rozumiem. Ale to, co najważniejsze , oni często nie rozumieją siebie w tym stanie. Bo oni nie są sobą. Są swoją biochemią, hormonami, niewyspaniem, pętlą frustracji i poczuciem, że nikt im nie powiedział, jak to naprawdę wygląda. Przychodzą jako para, najczęściej ona już na granicy, a on pogubiony, czasem zrezygnowany. Widzę w nich dwie osoby, które nie walczą ze sobą, ale z czymś znacznie większym: z nową rzeczywistością, która przyszła razem z małym człowiekiem. I wtedy mówię: usiądźcie. Posłuchajcie historii. Mój znajomy, sporo po pięćdziesiątce, miał syna, młodego, mądrego chłopaka, sportowca, nurka, motocyklistę. Taki typ, co jak się śmieje, to całe towarzystwo się śmieje. Życie mu grało. Ale kochał też ryzyko szybki motor, adrenalina, testowanie grani I któregoś dnia, jadąc drogą do miasta, na jego obrzeżach, wpadł na auto, które wyjechało z podporządkowanej. Był szybki. Za szybki. Kierowca go nie widział. To był dramat dla wszystkich, dla niego, dla kierowcy, dla rodziny. W tym czasie ojciec chłopaka był na Bornholmie. Nurkował. To miał być początek wyprawy. Kiedy dotarła do niego wiadomość do kolegów z podroży nurkowej, że jego syn leży w ciężkim stanie, cała grupa nurków, bez słowa, jednogłośnie zawróciła łódź. Wspólna decyzja. Kolektyw. Po prostu, nie zostawiamy go. Wrócili do Polski najszybciej jak się dało. Ojciec dotarł do szpitala. I tam pożegnał swoje jedyne dziecko. Kilka miesięcy później, na nurkowym spotkaniu, rozmawialiśmy. Powiedział: "Wiesz Andrzej… Byliśmy głupi. Nie było pieniędzy, nie było czasu. Myślałem, że jedno dziecko wystarczy. Nie pozwoliłem żonie mieć drugiego. I to był mój największy błąd. Bo teraz nie mam żadnego. I nie chodzi o zastępstwo. Chodzi o to, że tamto życie nie wróci. A ja nie dałem mu szansy, żeby coś zostało. Żeby coś się utrzymało, jakby to pierwsze zgasło." I kiedy widzę młodych rodziców, którzy są na skraju, mówię: nie chodzi o drugie dziecko jako kolejne zadanie. Chodzi o system życia. Jeśli już podjęliście decyzję, że będziecie rodzicami, to gra się zmieniła. To nie jest już o Was, o fochach, o zmęczeniu. To nie znaczy, że nie wolno Wam mieć emocji. Ale znaczy, że teraz jesteście filarami dla kogoś, kto nie przetrwa bez Was. Rodzeństwo to nie obowiązek. To nie pomysł na kolejne dziecko. To zapasowy kanał miłości. Bezpieczeństwo emocjonalne, które zostaje w świecie, kiedy Was zabraknie. Albo kiedy jedno z dzieci odejdzie. I teraz niech to będzie jasne: ja nie przekonuję Was do decyzji. Ja pokazuję Wam, że czasem gniew, frustracja, odrzucenie to nie jest reakcja na siebie nawzajem. To jest reakcja na zmianę życia, której nie rozpoznaliście. Bo ta zmiana jest tak głęboka, że aż niewidoczna. I wtedy emocje nie szukają winnych, szukają najsilniejszego impulsu. A jeśli nim jest złość, to właśnie nią ciało zaczyna operować. Kocham? Oczywiście. Ale miłość to nie wybór radości. To wybór połączenia. A połączenie czasem idzie przez smutek, czasem przez krzyk. Czasem przez "mam dosyć". Ale jeśli to połączenie istnieje, to można z niego wrócić. Tylko nie mylcie go z chwilą. Miłość to nie moment. To kierunek. Terapia nie zaczyna się od dziecka. Ani od matki. Być może zaczyna się od zrozumienia, dlaczego się tak dzieje. Być może jesteśmy pierwszym pokoleniem, które może złapać schemat. Bo może, kiedy się denerwujemy na nasze dzieci, to tak naprawdę nieświadomie powtarzamy to, co kiedyś było z nami robione. Epigenetycznie, emocjonalnie, językowo. Może to, że nie możemy znieść krzyku, to echo tego, że kiedyś nie mogliśmy krzyczeć. Może w naszym "nie mam siły" ukryte jest coś więcej niż tylko brak snu. Może tam jest echo przeszłości, które dopiero teraz się ujawnia. I może właśnie dlatego boli. Bo to nie tylko dziecko nas męczy. To nasze ciało pamięta, jak kiedyś też byliśmy męczeni. I to ono teraz domaga się głosu, domaga się nowej odpowiedzi. Domaga się innego zakończenia tej samej opowieści. Więc kiedy krzyczysz na dziecko, może warto zapytać: kogo tak naprawdę próbuję uciszyć? A kiedy chcesz uciec, może warto zapytać: kogo wcześniej nikt nie chciał słuchać?
P.S. Jeżeli czytasz to jako zmęczona mama jesteś bohaterką. Jeżeli jako ojciec, który czuje się zbędny, jesteś potrzebny. I jeszcze jedno: niech ta historia nie straszy. Niech budzi. Podaj dalej, jeżeli czujesz, że komuś może pomóc.
Andrzej Szwajlik - Osteopatycznie i Holistycznie:
"Bo czasem leczenie zaczyna się od posłuchania historii, nie diagnozy."
Call now to connect with business.