
26/06/2025
„Ślachetne zdrowie, nikt się nie dowie jako smakujesz, aż...” Chyba każdy zna słowa fraszki JK.
To nie będzie post o wypadku. To będzie post o tym, co robić, gdy nagle wszystko trzeba robić inaczej.
Ostatnio natrafiłem w sieci na ciekawą wypowiedź jakiegoś mnicha buddyjskiego - że ludzie mają tysiąc problemów, dopóki są zdrowi. Kiedy ciało zaczyna szwankować, problem pozostaje tylko jeden. To oczywiście duże uproszczenie - bo gdy zachorujemy, nie znikają wszystkie inne troski i zmartwienia - ale zdrowie wysuwa się na pierwszy plan. Nagle okazuje się, że nie możemy funkcjonować tak, jak byśmy chcieli, robić tego, co planowaliśmy. Część naszych zamierzeń trzeba odłożyć - albo z nich zrezygnować. Pojawia się złość, frustracja, zniecierpliwienie, żal, smutek. To normalne.
Ostatnio miałem wypadek na rowerze. Kiedy leżałem na SOR, przywieźli kobietę z poważnym złamaniem nogi (też rower). Pojawiły się słowa: „Dlaczego mnie to spotkało?”, „Mogłam nie jechać…”, „Co teraz będzie?”. Zrozumiała reakcja w ciężkim stanie. Mimo dzielącego nas parawanu czułem jej obecność - cierpiącą, zagubioną, jakby nagle wypadła z własnego życia. Porozmawialiśmy przez chwilę. Zwyczajnie. Po ludzku. Nie chodzi o to, żeby udawać, że nie ma straty - bo ona jest. Ale jeśli zamiast wbijać wzrok w to, co uciekło, spróbujemy odwrócić go w stronę tego, co jeszcze można z tym czasem zrobić - to ta rana zaczyna mieć inne brzegi. Nie takie ostre. Ważne, żeby nie pozostawać długo w takim stanie, tylko starać się skupić na zadaniach, które mogą przybliżyć nas do zdrowienia. Kiedy wieźli ją na operację, zdobyła się na uśmiech do mnie. To był bardzo miły moment. Mam nadzieję, że ma się już lepiej, a noga będzie goić się sprawnie.
Do mojego gabinetu nierzadko trafiają pacjenci zamartwiający się, co inni o nich pomyślą, jak ich odbiorą, czy to, co powiedzieli, było właściwe. Analizowanie w głowie tego, co było i co może się wydarzyć, zajmuje im nieraz godziny i dni. To strasznie trudne i wyczerpujące. Pracujemy nad tym metodami poznawczo-behawioralnymi. W świetle ostatnich zdarzeń pomyślałem, że mógłbym włączyć do pracy eksperyment behawioralny polegający na przywiązaniu sobie jednej ręki do tułowia i funkcjonowaniu tak przez jeden dzień - z uwzględnieniem przygotowania posiłków, mycia, poruszania się komunikacją miejską, pracy na komputerze itd. Jest duże prawdopodobieństwo, że nie będzie wtedy miejsca na zamartwianie się, czy dobrze odezwałem się wczoraj na zebraniu w pracy. W dłuższej perspektywie to może mieć dobry efekt terapeutyczny - pokazać, co naprawdę znaczy „bycie obecnym tu i teraz”.
Jeszcze jedno. Ludzie - noście kaski podczas różnych aktywności sportowych. Kilkanaście lat temu córka powiedziała do mnie: „Tato, jeśli chcesz, żebym nosiła kask, to ty też musisz sobie kupić i nosić.” Kupiłem i nosiłem. Bez niego ten wypadek mógłby skończyć się zupełnie inaczej. Dzięki, N.
Do zobaczenia na trasie — mam nadzieję, że prędzej niż później.