15/04/2025
Justyna Dąbrowska: Co to znaczy według Ciebie, że „słowa mogą leczyć”? Kiedy one leczą?
Bogdan de Barbaro: Niech pomyślę. Słowa leczą, jeżeli otwierają namysł, który pozwala mu sięgnąć w głąb siebie samego. Taki namysł, z którego wynika albo lepsze rozumienie siebie, albo pocieszenie, albo znalezienie jakiejś innej drogi niż ta dotychczasowa - błędna, albo potrafią pomóc w zrozumieniu drugiego, z którym dotąd było się w konflikcie. Refleksję nad słowami, które leczą, możemy ograniczyć do psychoterapii, ale gdyby słowo „leczyć”, rozumieć szerzej, to wtedy moc słowa pojawia się też w rozmowie ludzi bliskich. Słowo niesie ulgę w cierpieniu, może być znakiem bliskości, daje pocieszenie, wydobywa z bolesnej samotności.
JD: Zatrzymajmy się przy psychoterapii, bo myślę, że tutaj możemy otworzyć furtkę osobom, dla których to jest zagadkowe. Czym rozmowa lecząca w gabinecie, różni się od tej przyjacielskiej, partnerskiej?
BdB: Możliwe, że psychoterapeuta ma trafniejsze domysły, co musiałoby się w rozmowie stać, żeby dotrzeć do tego, co bolesne, a schowane. W psychoterapii dbamy o poczucie bezpieczeństwa rozmówcy, żeby móc - mówiąc w żargonie - zdejmować obrony. Po co to robimy? Bo te obrony doraźnie bronią, ale na dłuższą metę podtrzymują cierpienie. Czyli w psychoterapii rozmawiamy w taki sposób, żeby tam zaglądać, gdzie na ogół się nie zagląda, a gdzie znajduje się źródło cierpienia, drzazga, która boli, a która nie jest widoczna przed tą rozmową. Każdy z nas ma w sobie jakiś opis siebie i świata zewnętrznego. W terapii namyślamy się nad tym opisem: w jakich fragmentach powoduje on ból, kiedy prowadzi do destruktywnego konfliktu.
JD: Pomyślałam, że to co również jest leczące, to słowa, które potrafią opisać coś, co jest trudne do opisania. Ten ból wewnętrzny, jakieś nieznośne, wewnętrzne poruszenie. Ktoś przychodzi do nas wypełniony bólem, czuje, że ma różne rany, na przykład z powodu traumy i mówi „brak słów, żeby opisać co mnie spotkało”. I wtedy próbujemy dać rzeczy odpowiednie słowo, w efekcie ból przestaje być taki nieokreślony, bezkształtny. Staje się mniej palący.
BdB: Tak, bo dać odpowiednie słowo, to znaczy, że w słowie możemy coś zamknąć, dopowiedzieć, dodefiniować i dodefiniowawszy sprawiamy, że ten ból jest do okiełznania, do zamknięcia i do zarchiwizowania.
JD: Staje się częścią opowieści o nas, prawda?
BdB: Tak. I teraz jest ważne, jaka to będzie opowieść. Możemy w rozmowie z pacjentem sprawić, że on opowie o swoim bólu, a ten ból był dotąd w nim nienazwany i niezidentyfikowany. Ulgę może dać właśnie otwarcie tych bolesnych miejsc i samo nazwanie problemu. Gdy ktoś był niegdyś krzywdzony, ta krzywda może w nim trwać tak, jakby ona nadal się działa. Jeżeli zaś ją opiszemy, jeżeli zamkniemy ją w konkretnym czasie, jeżeli ją zamkniemy w miejscu i w osobach, które były sprawcami, czy sprawczyniami tego bólu, to pojawi się możliwość zmiany. Bo można owe wydarzenia „archiwizować”, a więc zamknąć je w czasie przeszłym i zobaczyć, że to się działo właśnie wtedy, właśnie w ten sposób, właśnie od tamtej osoby. I wówczas ta opowieść zasługuje na zamknięcie w rozdziale pod tytułem „niegdyś”, albo „wówczas”. Można uwyraźniać, że dzisiaj to się już nie dzieje. I że dzisiaj, jeżeli coś tę osobę krzywdzi, to nie to, co się dzieje obecnie, lecz owa niegdysiejsza opowieść. Czyli jeżeli tę opowieść damy na półkę pod tytułem „niegdyś”, to będziemy mieli większą szansę zadbać o to, żeby dziś już ta opowieść nie krzywdziła. Trochę to ma przypominać sytuację z bólem fizycznym: miałem kiedyś bardzo silny ból, ale on mnie już dzisiaj nie boli. I już mnie nie niepokoi. Organizm umieścił ów ból w archiwum. Oczywiście, w przypadku bólu psychicznego to nie jest prosty zabieg, lecz ostrożna, wymagająca czasu i uważności praca.
fragment rozmowy dla czasopisma "Charaktery" - rozwinięcie tematu w książce "Swoją drogą..." wyd. Agora, pod patronatem LP.
fot Mateusz Skwarczek