21/08/2025
P R Z E C I Ę T N O Ś Ć
• Maria Organ: Słownik synonimów mówi, że przeciętność to bylejakość. Pani w "Tygodniku Powszechnym" mówi, że przeciętność jest zdrowa.
Cveta Dimitrova: Gdy ukazał się ten wywiad, pojawiły się komentarze sugerujące, że promuję rezygnację z ambicji, lenistwo i wtopienie się w tłum. Słowo "przeciętność" ma w języku polskim specyficzne konotacje. Przeciętne dla nas znaczy gorsze. Brakuje nam słowa, które opisywałoby środek - przestrzeń między najlepszym a najgorszym - i nie miało negatywnego wydźwięku. Mamy co prawda terapeutyczne sformułowanie "wystarczająco dobre" zaczerpnięte od Donalda Woodsa Winnicotta, ale dziś jest mocno wyświechtane i trudno sobie wyobrazić, co to w ogóle znaczy.
Dla mnie PRZECIĘTNOŚĆ łączy się z umiejętnością odpuszczania, czyli akceptacją, że nie wszystko idzie zgodnie z oczekiwaniami. Życie stawia przed nami ograniczenia, które powodują, że nie zawsze jesteśmy w stanie realizować wszystkie swoje ambicje i pragnienia. To nie oznacza, że w czymś zawiedliśmy, ale że tak wygląda nieuchronna rzeczywistość. Odpuszczenie czegoś z własnej woli nie musi nas niszczyć. Przeciwnie, może przynieść coś wartościowego.
• milenialsach wiele można powiedzieć, ale na pewno nie nawykli do odpuszczania.
Milenialsom towarzyszyła - i nadal towarzyszy - narracja konieczności wykorzystywania całego swojego potencjału. Zrobienie użytku z absolutnie wszystkiego, co się otrzymało.
Co prawda doświadczenia osób urodzonych na początku lat 80. i w połowie lat 90., wychowujących się w różnych klasach społecznych, trudno sprowadzić do jednej kategorii, jednak wszyscy dorastaliśmy zanurzeni w podobnym kontekście społecznym. Wchodząc w dorosłość, otrzymaliśmy przekaz, że opresyjna epoka, która zabierała wszelkie możliwości, właśnie dobiegła końca i świat stoi przed nami otworem. Można robić, co tylko się chce, i osiągać niezwykłe wyniki. Ta niemal utopijna rzeczywistość zakładała spełnianie marzeń bez większych trudności i prawdopodobnie była wielkim pragnieniem naszych rodziców. W całej tej opowieści pominięto jednak ograniczenia.
• Podobno nie było żadnych ograniczeń.
One zawsze istnieją, zmieniają tylko swój charakter. Teoretycznie świat był dla nas otwarty, a praktycznie już sam proces transformacji dotknął nasze rodziny w bardzo różny sposób. Jednym udało się szybko zorientować w nowej rzeczywistości i to wykorzystać, inni znaleźli się w szalenie trudnej sytuacji finansowej. A to oznacza, że naprawdę wielu milenialsów wchodziło w dorosłość bez minimalnego poczucia bezpieczeństwa, funkcjonując w trybie przetrwania. Jednocześnie uwodzono ich wizją lepszej przyszłości, która miała leżeć wyłącznie w ich rękach. W kształceniu, a później w pracy akcent był położony wyłącznie na własną inicjatywę, która miała tę świetlaną przyszłość zapewnić.
Można więc powiedzieć, że milenialsi otrzymali wiele sprzecznych komunikatów. Z jednej strony rozniecano w nich aspiracje i zachęcano, by dążyli do ich realizacji. Z drugiej pomijano wszelkie trudności, jak kapitał ekonomiczny i emocjonalny, z którym startują w życie, czy absolutnie niepewny rynek pracy. Zderzenie z tymi ograniczeniami wywołało potężny lęk, skłaniając do coraz większej koncentracji na sobie i własnym wysiłku.
• Z jednej strony potencjał, który każe się rozwijać, z drugiej strony lęk. Jak odróżnić jedno od drugiego?
Jedno z drugim się łączy, bo w obu przypadkach pojawia się lęk przed zmarnowaniem szans. Korzystanie z nich dla wielu z nas oznacza presję, by nie przegapić żadnej z życiowych możliwości. Należy spełniać się we wszystkich obszarach: zawodowym, relacyjnym, rodzinnym, społecznym i osobistym, czyli rozwijać się sportowo, intelektualnie i duchowo. Wszystko to w imię współczesnego wyobrażenia o dobrym życiu. A jeśli choć jedna z tych opcji nie zostanie zrealizowana, czujemy się przeciętni, w myśl zasady "jeśli nie mam wszystkiego, to nie mam nic". A przecież nie da się sięgnąć po wszystko, co oferuje dziś świat, więc w tym kontekście przeciętność jest normalna i po prostu zdrowa.
Zwłaszcza że milenialsi kładą nacisk nie na eksplorowanie realnych zewnętrznych możliwości, ale na potężną eksploatację siebie. A gdy nie są w stanie zrealizować wszystkich wyznaczonych celów, uznają, że coś z nimi jest nie tak. Biegnąc w wyścigu po dobre życie, wciąż czują, że za mało się starają lub po prostu są leniwi.
• Wielu milenialsów biegło, nie mając czasu się zastanowić, dokąd i po co biegną. Za czym ta pogoń? Do czego aspirujemy, próbując wzbić się ponad przeciętność?
To była pogoń za tożsamością. Wraz z transformacją nastąpiło radykalne odcięcie od historii naszych rodziców i poprzednich pokoleń. Mówiono nam: "Możesz być, kim chcesz", mogliśmy budować siebie bez odgórnie narzuconych ról. Już nie trzeba było kontynuować rodzinnej tradycji i być górnikiem, rolnikiem albo lekarzem jak ojciec czy nauczycielką, urzędniczką albo gospodynią domową jak matka, co wielu z nas ucieszyło. Jednak wraz z tą wolnością wyboru spadła na nas ogromna odpowiedzialność: mieliśmy sami stworzyć siebie od zera. To była wielka szansa, ale też pewnego rodzaju strata, bo zyskując wolność, straciliśmy dużo poczucia bezpieczeństwa. Strata również dlatego, że nie było czasu się specjalnie zastanawiać nad tym, czego naprawdę chcemy. Móc usiąść i eksplorować, kim jestem i co jest dla mnie ważne, to była raczej luksusowa sytuacja.
• Większość musiała zakasać rękawy i iść do pracy.
Dlatego tę tożsamość budowaliśmy w pośpiechu, poczuciu dezorientacji i stresie. Brak solidnego fundamentu sprawia, że trudno budować na innych wartościach niż te narzucone przez przekaz społeczny. A przekaz był prosty: trzeba się samorealizować i pamiętać, że jak się nie nadąża, to się wypada. Wielu milenialsów zaczęło więc wierzyć, że osiągając sukces, wreszcie poczują, kim są, będą się czuć bezpieczni w świecie i będą czuć się ważni. Nieustanna gonitwa za spełnieniem zawodowym stała się fundamentem tożsamości.
Nie patrzyliśmy na tę gonitwę w szerszym kontekście społecznym, bo w obowiązującej narracji nie było na to miejsca. Staliśmy się znacznie mniej wspólnotowi i poniekąd apolityczni. Nie próbowaliśmy zmieniać systemu, a całą odpowiedzialność za tempo i kształt naszego życia wzięliśmy na swoje barki. Kluczowe doświadczenie milenialsów jest takie, że trzeba eksploatować siebie, żeby dogonić innych. Nie zważając, że w świecie i naszej wydolności istnieją jakieś ograniczenia. W realiach wolnego rynku, gdzie konkurencja jest zacięta, jeśli nie uczestniczysz w wyścigu, to znaczy, że odpuszczasz. A odpuszczenie staje się twoją osobistą, indywidualną winą.
• A nieprzeciętność jedyną opcją. Bo jeżeli nie dostałem mieszkania od rodziców, to muszę się jakoś wyróżnić wynikami w pracy, żeby mieć pewność, że zarobię na spłatę kredytu albo wynajem.
Dlatego zatrzymanie budzi dziś głęboki lęk. Po pierwsze, może oznaczać utratę poczucia bezpieczeństwa. Bo jeśli ja zwolnię tempo, a w pracy pojawi się ktoś lepszy, to zostanę zastąpiony. Po drugie - co chyba istotniejsze - może oznaczać utratę tego, co mnie definiuje. Bo jeśli przestanę biec, nie będę „robić rzeczy", przez chwilę nie będę się rozwijać, to kim ja wtedy będę? Dotychczas to pogoń za spełnieniem była właściwie moją tożsamością.
U milenialsów poczucie zagrożenia i kontrola nie leżą w świecie zewnętrznym. Sami się kontrolujemy, zakładając, że jeżeli nie będziemy wystarczająco fajni, piękni i nie będziemy nieustannie robili rzeczy uznawanych za atrakcyjne, to oznacza, że jesteśmy przeciętni, czyli - jak zakładamy - gorsi. A skala tego, do czego można aspirować, eksplodowała pod wpływem nowych technologii. Dziś możemy porównywać się z ludźmi na całym świecie i emocjonalnie jest to trudne do udźwignięcia, nawet jeśli ktoś ma bardzo mocną integralność. Konsumpcjonizm apeluje do wszystkich naszych braków, deficytów i żeruje na poczuciu niespełnienia.
• Dlatego tak wielu milenialsów mówi, że przeciętne życie ich nudzi?
Pytanie, co kryje się pod tą nudą. Bywamy tak bardzo zajęci pędem, dziesiątkami aktywności i kształtowaniem obrazu siebie, że często nie wiemy, co kryje się pod spodem. Może się okazać, że to, co nazywamy nudą, jest w istocie lękiem przed pustką.
w komentarzu link do całego wywiadu
fot. Katarzyna Sypniewska-Wałęsa Photography