04/05/2025
"Ale przecież dobry nauczyciel nauczy tak, że dziecko nie musi już nic robić w domu!"
Dostałam kilka takich wiadomości po wczorajszym poście o sposobach uczenia się. Zdziwienie, zdenerwowanie, zawód – bo jak to: uczeń miałby coś jeszcze powtarzać? W domu? Po lekcjach?
Zatrzymajmy się przy tym przekonaniu. Ono jest bardzo głęboko zakorzenione – i równie nieprawdziwe. Skąd ono się bierze? Z iluzji, że nauka to proces zamknięty w czterech ścianach klasy. Że jeśli dziecko czegoś „nie wyniosło” z 45 minut zajęć, to znaczy, że nauczyciel zawiódł. Tymczasem to nieporozumienie zarówno z perspektywy pedagogicznej, jak i psychologicznej.
Bo czym właściwie jest nauka?
Nie jednokierunkowym przekazem. Nie magicznym momentem „przyjęcia” wiedzy. To proces: wieloetapowy, rozłożony w czasie, oparty na powtórzeniach, powrotach, aktywnym przetwarzaniu. Tak pracuje mózg – potrzebuje czasu, by informacje przeszły z pamięci krótkotrwałej do trwałej. Potrzebuje różnych kontekstów, bodźców, emocji, skojarzeń.
Nie, konieczność przypomnienia sobie czegoś po lekcji to nie porażka. To część drogi.
Uczenie się nie jest jednostronnym aktem – to relacja z wiedzą. A każda relacja wymaga zaangażowania.
Ukończyłam pięć kierunków studiów. Mam za sobą setki godzin wykładów, warsztatów, egzaminów, szkoleń. Wielu nauczycieli, wielu wykładowców. I wiem jedno: nie byłabym dziś tu, gdzie jestem, gdybym nie powtarzała, nie notowała, nie uczyła się poza zajęciami. To nie znaczy, że moi nauczyciele nie byli wystarczająco dobrzy. To znaczy, że nauka to nie magiczna pigułka – to proces, za który również ja byłam współodpowiedzialna.
W psychologii rozwojowej mówimy o tzw. „strefie najbliższego rozwoju” – dziecko, które dziś czegoś nie rozumie, jutro – z pomocą, powtórką, praktyką – może to pojąć i rozwinąć skrzydła. Ale musi mieć na to przestrzeń i zgodę dorosłych.
Jeśli chronimy dzieci przed każdym wysiłkiem umysłowym, jeśli powtarzanie wiedzy traktujemy jako coś przykrego, zbędnego, nienaturalnego – odbieramy im prawo do doświadczania procesu. A przecież rozwój dzieje się właśnie w procesie.
Nie bójmy się dawać dzieciom narzędzi do samodzielnego uczenia się.
Nie odbierajmy im tego, co buduje nie tylko wiedzę, ale i kompetencje życiowe: wytrwałość, planowanie, refleksję, poczucie sprawczości.
Uczenie się nie boli.
Uczenie się kształtuje.
Nie wszystko trzeba zrozumieć od razu. Ale warto chcieć rozumieć więcej.