
11/08/2025
☀️☀️Wracam z upragnionego urlopu.
Głowa pełna przemyśleń.💭💭💭
Serce pełne złości. 😡😤😠
A kiedy u mnie pojawia się złość – idą zmiany. ❓❓
Złość dotyczy tego, co dzieje się w zawodzie psychologa i psychoterapeuty.
Dwóch zawodów, niby różnych, a w praktyce mocno splecionych… i obydwu wciśniętych w absurdalne, niespójne regulacje.
Jestem psychologiem. I… kim jeszcze?
Sama już nie wiem.
🔹 Gestalt – pierwszy rok szkoły w Krakowie. Rozwojowy, ważny, wiele mi dał osobiście. Ale widziałam, że wokół certyfikatów i superwizji kręcą się ogromne pieniądze. Jedni „nasi”, drudzy „obcy”. Europejskie certyfikaty, które w Polsce tracą wartość. Rezygnuję.
🔹 CBT – pierwszy rok w Lublinie. Protokoły, schematy, brak relacji i ten podział lepsi, gorsi, wielkie bycie ekspertem od czyjegoś Życia .. o nie Rezygnuję.
🔹 TSR – wreszcie coś bliskiego mojemu sercu. Ale kiedy zaczynałam, nie było czteroletniej szkoły. Teraz niby mogłabym być „po II roku” psychoterapii. I… mam dość.
W każdej szkole powtarzamy to samo, czego uczyliśmy się na wymagających, jednolitych studiach magisterskich z psychologii (jeszcze wtedy bez licencjatów, online’ów i hurtowej produkcji „specjalistów”).
Od początku pracuję z dziećmi, młodzieżą, rodzinami.
Szkoły specjalne, przedszkola specjalne, dzieci z zaburzeniami i sprzężeniami.
I nagle ktoś „mądrzejszy” mówi mi: to się nie liczy.
Ktoś „mądrzejszy” każe mi iść na praktyki do szpitala psychiatrycznego… choć pół roku ćwiczeń odbyłam w Szpitalu Wolskim na Oddziale Psychiatrycznym w Warszawie.
I szkoła psychoterapeutyczna tego nie uznaje?
Za chwilę powiedzą, że nie mogę prowadzić terapii z dziećmi i młodzieżą.
Że dwa lata studiowania diagnozy psychologicznej, setki testów i narzędzi… były po nic.
Bo „od diagnozy jest psychiatra”.
Jak to wygląda w praktyce?
Rodzic przychodzi. Badam dziecko. Rozmawiam z rodzicami. Współpracuję z przedszkolem, szkołą. Sumuję wyniki. Wydaję rzetelny opis i wnioski.
Rodzic idzie do psychiatry.
A psychiatra patrzy na moje badania i mówi:
„To ja panią skieruję do moich psychologów”.
... Żenada...
Mało tego, wiecie co mnie najbardziej uderza?
Jako psycholog w przedszkolu i szkole jestem dla dzieci, które potrzebują wsparcia psychologicznego. I nie mówię tu tylko o tych, które mają orzeczenia czy opinie. Zawsze staram się znaleźć czas dla każdego, kto tego potrzebuje:
– dla dzieci przechodzących kryzys,
– dla tych, które mają niskie poczucie własnej wartości,
– dla tych, których dotyka hejt,
– dla tych, które doświadczyły przemocy,
– dla tych, które wychowują się w rodzinach zastępczych.
Z tymi dziećmi prowadzę terapię psychologiczną. Bo w placówkach nie ma psychoterapeutów. Nie ma ich, bo jak? Przecież w gabinecie psychoterapeuta „bierze” od 180 zł w górę — i wcale się nie dziwię, po niemal 80 tysiącach złotych wydanych na szkołę psychoterapeutyczną, własną terapię, superwizję i całą resztę.
Więc powiedzcie mi — kim ten psycholog jest?
Bo ja zaczynam mieć wrażenie, że według systemu… nikim.
I w tym momencie człowiek ma ochotę usiąść i się załamać.
Naprawdę mi się ulało.
A to jeszcze nie wszystko, co mam do powiedzenia.
Reszta – innym razem.
Tymczasem… Miłego poniedziałku.