18/07/2024
Dziś będzie długo i osobiście 🥹
Pytaniem roku okazuje się dla mnie: czy ja rzeczywiście umiem w odpoczywanie? A raczej czy ja umiem w zwalnianie tempa? W radzenie sobie z oddawaniem kontroli innym? W zmiany tego co przyjęte za standard???? Jak się okazuje to dla mnie wyboista droga…
W sobotę wyszłam ze szpitala. Nic strasznego i poważnego. Ot, jak to córka mówi, nie jestem już prawdziwą kamieniarą. Wycieli mi pęcherzyk z kamieniami. Wydarzenie to, jak się okazało przyniosło mi całkiem sporo nowych odkryć o świecie i o sobie.
Ze świata okazało się, że wszyscy cudowni ludzie, którzy się mną opiekowali byli piękni, a przede wszystkim boleśnie młodzi. To było zaskakujące. Uradowało mnie za to, że medycyna kobietą stoi. Na sali operacyjnej skład w 100% kobiecy! Bosko!
Co do siebie… hmmm… dowiedziałam się, że lepiej niż myślałam znoszę ból (zawsze miałam się za mięczaka) a moim największym wyzwaniem jest radzenia sobie ze słabością i ograniczeniami własnego ciała i stanu. Przerażająca dla mnie w pierwszej dobie była niemoc utrzymania telefonu w ręce, by odpisać na wiadomość czy przeprowadzenie rozmowy, która trwałaby więcej niż 3 minuty. Ale leki przeciwbólowe działały, więc się względnie tym nie przejmowałam.
Większe wyzwanie pojawiło się po powrocie do domu. Muszę pamiętać o zakazie noszenia/podnoszenia rzeczy, cięższych niż 1 kg. Zastanawialiście się kiedyś, ile waży kosz z praniem? Nie tym mokrym do powieszenia, ale tym suchym, zdjętym z suszarki. Dla 5 osobowej rodziny jest to zdecydowanie więcej. Nawet garnek z zupą jest poza moim limitem. Laptopa też dobrze, żeby ktoś za mną nosił. Nie mówiąc już o tym, że jazda samochodem jest na razie poza zasięgiem. Robienie zakupów też delegowane jest w inne ręce. System jak się pewnie spodziewaliście działa, choć w innym standardzie. Auć!
Na poziomie racjonalnym wiem, że to potrzebne. Wiem, że zalecenia lekarzy to nie widzi mi się. Mają sprawić, że dojdę do pełnej sprawności fizycznej i nie będzie komplikacji. Problem zaczyna się, kiedy zaczynam to wszystko łączyć się z perspektywą czasową. Do 6 tygodni. DO 6 tygodni! Tydzień – może wytrwam, ale 6 TYGODNI! Mrozi mnie na samą myśl, bo tu całe na biało wchodzi poczucie winy…. Stary dobry nie-przyjaciel, na którego zawsze można liczyć. No bo jak, tak można „żerować na innych przez taki czas.”, a tu wakacje, gdzieś trzeba jechać, coś zobaczyć, bo inaczej „czas zmarnowany”. Czujecie? Myślę, że tak. Ten szereg niezadowolonych głosów krytyka wewnętrznego, który cmoka i prycha i chce powiedzieć: „no nie możesz się jakoś szybciej ogarnąć?” „nie bądź słaba” „kobiety są twarde” „musisz dać radę, bo czas ucieka” „trzeba to zrobić” „jak chcesz coś osiągnąć zwlekając?” „rodzina cię potrzebuje, praca czeka”. Z tą kakofonią w głowie trudno jest siedzieć na kanapie albo w fotelu i odpoczywać. Łatwiej znieść niewygodę i ból układających się na nowo organów w trzewiach niż zostawić komuś innemu gotowanie „przepysznego” kurczaczka i ryżu z marchewką, czy rozładowanie zmywarki, albo odpuścić wyjazd na spotkanie biznesowe.
I w końcu powtarzane przeze mnie zdanie „dochodzę do siebie”. Zaczynam dostrzegać w nim balast i poziom poprzeczki. Bo czy gdy jestem słaba, cichsza i wymagam opieki to nie jestem sobą? czy to stan, od którego mam uciec, pośpiesznie z niego wyjść, zrobić wszystko by się z niego ewakuować? Czuję dokładnie jak ta mantra tworzy mi cel, który powinnam przyjąć za punkt honoru i osiągnąć go jak najszybciej. Wtedy będzie ok. Staje się taką kulą u nogi, która nie pozwala na sensowną regenerację zasobów, nie pozwala dać sobie prawa do pauzy i zatrzymania, który jest tym czego naprawdę potrzebuję.
Ci co mnie znają, wiedzą, że pozytywna konotacja to moje ulubione pojęcie psychologiczne. Co w tym małym koszmarku zmagań z krytykiem wewnętrznym i przygniatającymi oczekiwaniami znajdę dla siebie? Najważniejsze – nauczyłam się czegoś, co jest pierwszym krokiem do zmiany a niewspierające myśli można zmieniać. Pogadam więc sobie ze sobą.
Czy mam prawo czuć się słaba i wprowadzić zmiany w życiu rodziny i zawodowym, tak by odpowiadały mojemu stanowi? MAM
Czy może być mi nie wygodnie z własną słabością? TAK
Po co to robię? DLA SIEBIE (i to jest ok). To moja inwestycja w przyszłość. Własną i innych.
Odpoczynek to czas na ulgę, odczuwanie odprężenia w ciele i umyśle, głęboki oddech. Spokój. Nie mówi się, o tym, że wcale nie tak o niego prosto.
Praca nad „własną głową” to tylko jeden element odgruzowania drogi do niego.
A Ty jak masz? Pozwalasz sobie na znalezienie adekwatnej do potrzeb ilości czasu na odpoczynek? Umiesz osiągnąć potrzebne odprężenie na regenerację?
Dajcie znać!
Dobrego dnia Kochani 😘😘😘