13/08/2025
📖 Odcinek 13 – „Rozsypałam się”
Rozwiązanie umowy… paradoksalnie było dla mnie jak ulga. Nie czułam już siły, by walczyć. Tyle razy w życiu próbowałam być silna – dla dzieci, dla innych, dla siebie – aż w końcu poczułam, że tej „siebie” już nie ma. Moje poczucie wartości zostało zdeptane. Leżało gdzieś obok tej kanapy, na której udawałam, że jeszcze daję radę.
Tłumaczyłam sobie, że jestem dobra w tym, co robię. Że mam doświadczenie, kwalifikacje. Że „ktoś taki jak ja” na pewno sobie poradzi. Ale w środku? Byłam pusta. Każdego ranka, zanim jeszcze otworzyłam oczy – byłam już zmęczona.
Traciłam jedyne źródło dochodu. A przecież to ja spłacałam kredyt, płaciłam rachunki, gotowałam, prałam, organizowałam życie trójce dzieci. On? On nie przejmował się niczym, poza tym, że kończy się zawartość butelki.
Stracił pracę pół roku przede mną – przez picie. Siedział w domu i przepijał wszystko, co miał. Nie oszczędzał się – ani siebie, ani nas. Stawiał kolegom, popadał w konflikty. Nawet policję musiałam wezwać, bo przyprowadzili go tak rozwścieczonego, że bałam się, co się wydarzy. Wyrzuciłam wszystkie noże.
Spał na podłodze we własnych odchodach. Dzieci patrzyły. One widziały wszystko.
Chodził tak pijany, że przewracał meble, rozbijał drzwi, niszczył wszystko, co było pod ręką. Zostawiał po sobie tylko bałagan i pretensje. Ja – wiecznie winna. Ja – ta, co nie kocha, co nie wspiera, co „doprowadziła” go do takiego stanu.
Wmawiałam sobie, że są kobiety, które mają gorzej. Że nie mam prawa narzekać. Że „nie jest aż tak źle”. Udawałam. Przed dziećmi, przed innymi, przed sobą. Nawet przed lustrem.
Aż któregoś dnia, kiedy on wydał wszystko, co miał, zdecydował się na odwyk. 7 tygodni – i znów picie. Ale ja, przez ten czas jego nieobecności… poczułam, jak może wyglądać życie bez ciągłego napięcia. Bez strachu. Bez sprawdzania, czy oddycha, czy nie leży znów gdzieś pijany, czy dzieci są bezpieczne.
Zaczęłam czytać o współuzależnieniu. Każde słowo jak cios, bo widziałam w nich siebie. To ja: wylewająca alkohol, zasłaniająca, pomagająca, kontrolująca, wypierająca.
Zaczęłam małymi krokami coś zmieniać. Nie gotowałam. Nie prałam. Nie ratowałam. Zaczęłam mówić głośno: „Mój mąż jest alkoholikiem”.
A on? Dalej pił. Zdarzyła się pierwsza padaczka alkoholowa. Później kolejna. Omamy. Odcięty kawałek języka. Bezradność i strach. Córka, która widziała go bez bielizny. On – w czworakach, w wymiocinach, w swojej samotności, którą sam sobie zbudował. A ja – też samotna, choć otoczona dziećmi.
Z każdej strony słyszałam: „Zrób coś!”. Ale co? Gdzie mam iść? Dokąd? Do kogo?
Praca – to, co jeszcze trzymało mnie w pionie – zawaliła się. Dno zaczęło wciągać.
Zaczęłam leczenie psychiatryczne. Brałam leki. Nie wierzyłam, że zadziałają. Ale po trzech tygodniach pojawiło się coś, czego nie czułam od miesięcy.
Jakieś… światło.
Maleńkie, ciepłe, nieśmiałe.
Ale było.
W kolejnym odcinku:
Zobaczysz, jak bardzo można chcieć się podnieść… i co się wydarzyło, kiedy po raz pierwszy pozwoliłam sobie nie być silna.
📍 Po Moc – Gabinet Psychoterapii
Siedlce i online | 📞 601 916 128