
09/07/2025
📖 „W cieniu uzależnienia” – ODCINEK 9
Uciekłam w pracę. I dobrze mi tam było.
Zbudowałam sobie tam azyl. To nie była tylko praca – to było schronienie. Miałam tam swoje miejsce, swoją wartość, swoje „dziękuję”. Zaczynałam skromnie, ale z czasem przeszłam całą drogę – aż do stanowiska menedżerskiego. Pracownicy mnie szanowali, przełożeni słuchali. Dostałam zaufanie, którym nikt nie rzucał we mnie, jak talerzem. Tam się śmiałam. Tam czułam, że oddycham.
W domu?
W domu było lękliwe odliczanie – kiedy wróci z delegacji. Kiedy wróci i znów trzeba będzie chodzić na palcach, znów coś będzie nie tak, znów usłyszę, że „znowu wymyślam”.
Mój dzień był schematem logistyki: trójka dzieci – żłobek, przedszkole, szkoła. Później lekarze, zajęcia dodatkowe, zebrania, kolacje, kąpiele. Zakupy, pranie, gotowanie. Praca zawodowa i domowa w jednym. Bez przerwy. Bez wsparcia. Bez opcji „pauza”. Wszystko było na mojej głowie – decyzje, pilnowanie terminów, planowanie.
Kiedy był w delegacji – w domu był spokój. Kiedy wracał – wracał też chaos.
Zawsze ten sam dźwięk klucza w drzwiach. Serce podchodziło do gardła. Patrzyłam w jego oczy – były rozbiegane, świecące. Ten zapach... Alkohol. Otwierałam usta i pytałam po raz setny:
👉 „Piłeś?”
👉 „Dlaczego?” – odpowiadał.
A potem jazda: „znowu się czepiasz”, „zawsze masz problem”, „to nie alkohol”, „tylko piwo”, „co ty sobie ubzdurałaś”.
I jego godziny gadania. Głos podniesiony, wulgaryzmy, wywody o tym, jak to wszyscy do niczego. Dzieci słuchały. Ja zaciskałam szczęki. Z klatki nie schodził ten ucisk. Migreny, drżenie rąk, nerwobóle.
Kiedyś w sobotę rano wyszedł z domu. Nie odbierał telefonu. Minęły godziny. W głowie miałam najczarniejsze scenariusze, ale podskórnie czułam, że znowu pije. Gotowałam obiad z zalanym złością sercem. Wieczorem zadzwoniła znajoma.
👉 Leży pijany na trawie, przy bloku. Okradziony. Obcy ludzie wokół.
Zostawiłam dzieci z babcią, pojechałam. Nie mogłam go podnieść. Nie mogłam go dobudzić. Ludzie musieli mi pomóc, żeby wsadzić go do samochodu.
Wróciliśmy. I wiecie co usłyszałam?
👉 „Trzeba było mnie tam zostawić.”
A potem był jego znajomy. Pili razem. Tamtego dnia, kiedy się rozeszli – kolega nie dojechał do domu. Zginął. Wpadł pod rozrzutnik. Był pijany.
Wstrząsnęło nim?
Na chwilę. Na moment. Wypił na smutno.
I znów było to samo: „po świętach przestanę”, „po Nowym Roku”, „po wakacjach”. Obietnice, które nigdy nie miały terminu realizacji.
A ja? Ja w tym wszystkim... zaczęłam czuć, że się kończę.
Obiecałam sobie coś ważnego:
👉 „Nigdy więcej nie wyleję przez niego ani jednej łzy.”
Trzymałam się tego z całych sił. Bo łzy niczego nie zmieniały.
Ale były też weekendy. Te „wolne dni”, w które ja chciałam choć trochę odpocząć. On wstawał pierwszy – nie dlatego, że chciał zrobić śniadanie.
Wstawał, bo głód alkoholowy nie śpi.
O 6:30 walił szafkami. Włączał głośno telewizor. Specjalnie. Bo się nudził.
Ja w weekendy chciałam chociaż pospać. Ale nie mogłam. Bo on – już po piwku – chciał towarzystwa.
👉 „Dlaczego to robisz?” – pytałam, z oczami na pół mokrymi.
👉 „Musimy wstawać. Bo ja się nudzę.”
Zaciskałam gardło. Zęby. Pięści. Wszystko.
Ale to jeszcze nie było jego dno.
Jeszcze nie.
📌 W kolejnym odcinku – czy to już koniec tej spirali? Czy naprawdę można spaść niżej?
👣 Jeśli znasz to z własnego życia – napisz. Nie musisz dźwigać tego sama.
📍 Po Moc – Gabinet Psychoterapii
Siedlce i online | 📞 601 916 128