13/05/2025
Ustawienia hellingerowskie – moda, która zyskała na popularności, ponieważ wpisuję się w aktualny trend zasypywania Braku.
Czym właściwie to jest? Emocjonalną prowizorką, spektaklem, który jest terapii imitacją, obiecuję natychmiastową gratyfikacje mające przynieść oczekiwane uzdrowienie. Tylko że to, co z pozoru wygląda jak terapia, może rozszarpać psychikę uczestnika na kawałki, a potem po prostu je rozrzucić, nie potrafiąc ich poskładać z powrotem. Rozpętuje, ale spetać to już nie łaska. I co najgorsze nie wie, że kiedy raz się poruszy obrony bez towarzyszącemu ogarniającego Innego, te niechciane „wstrząsy” mogą zniszczyć więcej niż naprawić.
Dla osób neurotycznych to może być początek wielkiego kryzysu, a dla osób psychotycznych... pełnoobjawowa psychoza. Znam historie o ludziach, którzy podczas takich ustawień dosłownie wyskakują przez okno. Ale to temat tabu, bo przecież jak mówić o takich rzeczach, gdy rytuał ma przecież takie magiczne działanie? No właśnie.
Problem polega też na tym, że nikt nie diagnozuje wcześniej uczestników, nie sprawdza, kto ma „inny” sposób odbioru rzeczywistości, kto może być bardziej podatny na tego typu przeżycia i sugestie, zanim pozwoli mu usiąść na tym hellingerowskim krześle elektrycznym. A potem – cud! Eureka! Tylko, że to często nie jest przełom, tylko brutalne odsłonięcie tego, czego nigdy nie zrozumiano. Coś, co zostało wrzucone w symbol, obraz czy jakieś energetyczne przeczucie, a nie prawdziwe zrozumienie tego, co naprawdę tkwi w psychice. I to jest główny problem.
Trauma nie znika dlatego, że ktoś „zagrał” Twoją babcię w rodzinnej grze. To nie jest teatr, nie jesteś marionetką, którą można „przesunąć” o dwa kroki w lewo czy prawo, i nagle wyleczoną ją oddać. Terapia to nie magia. To praca słowa. To praca nad nie-sensem, który trzeba wydobyć, zdekostruować się, by inaczej się w zyciubswoim ułożyć. Prawdziwa terapia dzieje się w relacji. W relacji z symbilicznym Innym, drugim człowiekiem, który nie „odgrywa”, ale Cię słyszy i jest gotów towarzyszyć Ci w odkrywaniu samego siebie.
Muśle, że mamy do czynienia z tworzeniem nowych religii, która daje nam Boga-Avatara. Ta post-religia potrafi wpływać na naszą psychikę. Takie religie nie tylko tłumaczą swiata, ale dają poczucie sensu, nadziei i kontroli. To jest ich magia. Religia, podobnie jak magia, daje miraże,że wszystko jest w porządku, że na końcu tunelu czeka na nas radosne wybawienie od Braku. Ale, jak każda iluzja, to działa tylko do momentu, kiedy nie zaczniemy szukać prawdy. A prawda nie jest prostym uczuciem. Nie przychodzi w postaci emocjonalnego wstrząsu, a raczej w postaci prawdy, którą trzeba znieść.
I to jest clue: ustawienia hellingerowskie przypominają nam religijne rytuały, które w zaledwie kilka chwil dają poczucie „wyzwolenia” i tego co kochamy najbardziej- zrozumienia. "Już wszystko jasne. Już teraz wszystko o sobie wiem. Uff" Jednak to złudne – magia symboli nie zastąpi prawdziwej pracy nad sobą, nad swoją psychiką. Prawda nie jest czymś, co możemy „poczzuć” w jednej chwili. Ona jest czymś, co musimy stopniowo odkrywać. I nie da się tego zrobić w inscenizacji, która jest oparta na wyobrażeniowej kanwie pola energetycznego, ale na rzeczywistej, głębokiej pracy Podmiotu że swoim nieświadomym i na tej płaszczyźnie znajduje się jego prawda. Prawda Podmiotu nie jest prawdą magicznego przenoszenia pokoleniowej traumy, karmy wcześniejszych pokoleń.
Prawda jest strukturą, a nie nagłą eksplozja emocji. To afekt. Niczego nie musi wnosić. Nie wystarczy rozkołysać łodzi, by doszło do zakwestionowania Podmiotu. Musi dojść do
Przekroczenia własnego fantazmatu i dotarcia do skały. Ten proces wymaga czasu, refleksji i przeniesienia – z Innym, który nie jest lalką w teatrze rodzinnym, ale prawdziwym słuchaczem, gotowym wspierać nas w odkrywaniu tej struktury.
Psychoanaliza to nie „zastępcze dusze” wygrywające w tej grze. To my, poprzez świadome myślenie, refleksję, czas i głęboką relację, możemy naprawdę zmienić coś w sobie i w swoim życiu.
Prawdziwa terapia to Analizant, który mówi i Analityk, który słyszy. Nie skupia się na tym, co pacjent mówi, ale co zostało pominięte w tym, co mówione. Nie tego, co chciałeś powiedzieć, ale tego co powiedziałeś. Ta asymetryczna relacja, w której można dokonać realnej zmiany, krok po kroku. To dotarcie do struktury psychicznej, nie do energetycznego obrazu. Nie potrzeba magii. Potrzebna jest praca nad sobą – a ta wymaga czasu, cierpliwości i kogoś, kto nie będzie odgrywał roli, ale po prostu będzie obok.
Tu nie ma dróg na skróty, dlatego psychoanaliza dziś nie jest tak popularna, jak dawniej.
GRAFIKA: ze strony helloZdrowie.