25/05/2024
Teraz już wiem, że szczęście, a może raczej spokój i zadowolenie, nie przychodzą tak po prostu, i że jest to ciągła praca (choć tak, nie lubię tego słowa, ale nie znajduję lepszego) nad sobą, swoimi reakcjami na to, co mnie wzburza, porusza, zasmuca, kojeniem układu nerwowego, odczuwania, odczuwania i jeszcze raz odczuwania, praca nad ważnymi dla nas relacjami, dbaniem o ciało, zaspokajaniem swoich potrzeb, dostrzeganiem piękna w świecie, i co trudniejsze - w ludziach, zauważaniem cierpienia i nie przechodzeniem obok obojętnie, praca z cieniem - swoim i zbiorowym, braniem odpowiedzialności za słowa, myśli i uczynki na drodze do integralności, dawaniem sobie i innym przestrzeni, budowaniem harmonii, szukaniem balansu między robieniem i nie robieniem, przytulanie wszystkich zranionych, odrzuconych i niechcianych części siebie, odpuszczanie sobie i innych, godzeniem się z porażkami i wybaczanie sobie popełnionych błędów i wyciąganie z nich swoich prawd na przyszłość, opanowaniem sztuki relaksu i oddalania się w przestrzeń "nie wiem"/"nie działam"/"jestem", ach... no tak, i KOCHANIEM siebie, co zawiera wszystko, co powyższe...🧡