
26/07/2025
BYCIE SWOIM WŁASNYM OPIEKUNEM
Macedonia. Urlop
Jestem teraz na wakacjach, ale zupełnie spontanicznie wybrałem się na warsztat prowadzony prowadzony przez trenera z Japonii pod tytułem Cultivating the Inner Mind (心Shin) and Developing Social Contribution Skills (技Gi) in the Japanese Way” ("Pielęgnowanie Serca (心 Shin) i Doskonalenie Umiejętności Służby Społecznej (技 Gi) na japoński sposób").
Warsztat nie był długi, moja obecność na nim była bardzo spontaniczna, a wypoczęty umysł tak receptywny, że dużo rzeczy, wciąż we mnie pracuje.
Zwrot, który był parokrotnie powtarzany na przestrzeni tego warsztatu i zaprosił do pisania tego posta to - “being babysitter of Your own self” - czyli bycie opiekunem swojego self (ja)”. Nie jest to dla mnie coś nowego, ani nie jest to jakaś koncepcja, która jest czymś nowym we współczesnej psychoterapii, ale myślę, że być może potrzebowałem w danym momencie tego przypomnienia.
W mojej perspektywie pamiętanie o tym i gubienie tej idei jest czymś co wydarza się cyklicznie. Pamiętam o sobie, potem zapominam. Potem znów pamiętam.
BYĆ BABYSITTEREM SWOJEGO WEWNĘTRZNEGO JA
To nie znaczy „naprawiać siebie”. Ani dyscyplinować, ani tym bardziej poprawiać nastroju i kompulsywnie zamieniać to co nieprzyjemne w przyjemne. Być swoim własnym opiekunem to przede wszystkim towarzyszyć.
Cierpliwie. Uważnie. Tak jak opiekunka do dziecka siedzi z maluchem, który nie potrafi jeszcze mówić, ale bardzo dużo przeżywa. Czasem jest miły, czasem jest nieznośny, czasem śpi i nie wymaga tyle uwagi. To nie ma znaczenia. Dobra opiekunka po prostu jest.
W buddyźmie Małej Drogi (Therawady) odnajdujemy pojęcie uważności (sati). Nie jest bierne obserwowanie, lecz aktywne zanurzenie się w chwili obecnej, niczym światło latarni rozświetlającej mroki wewnętrznego pejzażu. Kiedy zgiełk emocji, niczym burza, zaczyna miotać twoją duszą, uważność pozwala ci dostrzec każdą falę, każdy rozbłysk. Nie jesteś już wtedy okrętem miotanym przez sztorm, lecz cichym obserwatorem z bezpiecznej przystani.
To rozpoznanie siebie jako świadka, nie jako więźnia swoich stanów, jest pierwszym aktem troski o wewnętrzne dziecko. Pozwól myślom przepływać, niczym chmurom na niebie, bez osądu, bez przywiązania.
Sati w ujęciu therawady to przypominanie sobie o byciu uważnym. Angielskie - “re - member” (przypominanie) tłumaczone prosto i bardzo dosłownie to “złożyć z powrotem członki” - "przywrócić do całości to co zostało rozczłonkowane”.
Być babysitterem swojego wewnętrznego ja — to znaczy usiąść przy sobie wtedy, gdy wszystko się rozłazi i wali w gruzy. Gdy w środku krzyczy zranione dziecko, gdy umysł chce uciec, ciało się napina, a stare strategie nie działają.
Nikt, łącznie ze mną nie jest wolny od doświadczeń tych rozpadów, rozszczepień czy tego co znany amerykański psychoterapeuta i buddysta - nazywa - “traumami codziennego życia (trauma of everyday life).
Nie chodzi o to, by być „mądrym dorosłym”, który wszystko rozumie. Raczej — by być czułym świadkiem tego, co właśnie przechodzi przez psychiczny krajobraz.
Może to wstyd. Może pustka. Może lęk. Gniew. Poczucie niedopasowania.
Nie pytaj od razu „dlaczego”. Najpierw usiądź obok. Zaparz symboliczną herbatę. Oddychaj razem z tym, co trudne. Pokaż, że nigdzie się nie wybierasz.
To jest akt odwagi. Akt opieki.
W tak dziwnych czasach jak dziś sposób w jaki zajmujemy się sobą będzie definiował to jak będziemy się czuć. I nie ma znaczenia z jakiej pozycji startowej zaczynamy - zawsze możemy próbować być dla siebie lepszym. Czasem nawet ponosić w tym porażkę i zaczynać znowu od nowa….