14/07/2022
Krok w kierunku myślenia o neuroróżnorodności jako zasobie. I zmianie ścieżek edukacyjnych.
Dr Cezary Żechowski: ...coraz częściej mówi się o tym, że zwłaszcza na zaburzenia ze spektrum autyzmu możemy spojrzeć jak na zwyczajną różnorodność, a dokładniej neuroróżnorodność, która istnieje w obrębie populacji. I jeżeli tak na to spojrzymy, to wiele z tych osób przestaniemy uważać za chore, tylko właśnie mające inną niż typowa trajektorię rozwoju ośrodkowego układu nerwowego, która może być dla nich, i dla osób tak zwanych neurotypowych, wartościowa i korzystna.
Przecież wiele z tych osób staje się potem na przykład naukowcami, informatykami, artystami, którzy wybierają własną drogę, przecierają nowy szlak.
Tomasz Kwaśniewski: A pan co o tym sądzi?
CŻ: Często spotykam dzieci, młode osoby, które bardzo trudno jest przypisać do konkretnej kategorii diagnostycznej. One w zasadzie pasują do najrozmaitszych kategorii, funkcjonują odmiennie w różnych wymiarach, bardzo od siebie się różniąc.
Też niektóre z osób, u których zdiagnozowano cechy autystyczne, lub które same zdiagnozowały je u siebie, a dopiero potem potwierdziły to u specjalisty, zaczęły zwracać mi uwagę, że dla nich one wcale nie są obciążeniem, tylko zasobem.
Na przykład?
– Bardzo logiczne myślenie. Nieopieranie się na schematach kulturowych, normach, do których jesteśmy przyzwyczajeni, a które czasami zaciemniają nam widzenie. One właśnie badają, oceniają sytuację bardzo logicznie…
Na zimno.
– Dokładnie. Przy czym to nie znaczy, że są pozbawione uczuć czy empatii, tylko te uczucia, ta empatia inaczej działają.
Jedna z osób mi powiedziała, że to, że osoby ze spektrum autyzmu nie posiadają empatii, to krzywdzący stereotyp. Ponieważ czasem posiadają nawet nadmierną empatię, która się uruchamia w pewnych sytuacjach.
Tak więc istotą problemu może być tu nie to, że jakieś osoby mają jakieś zaburzenia, tylko że my kulturowo chcemy, często na siłę, wtłoczyć je w ramy. A to dlatego, że nie jesteśmy w stanie znieść odmienności.
Jak patrzę na dzieci, młode osoby, które spotykam tu, w oddziale, to wydaje mi się, że wiele ich problemów mogłoby być zażegnanych, jeżelibyśmy na przykład mieli możliwość budowania indywidualnych ścieżek edukacyjnych. Właśnie uwzględniających ich wrażliwość, ich neuroróżnorodność. I nie chodzi o to, żeby od razu tworzyć oddzielne klasy. Prawdopodobnie w wielu przypadkach wystarczyłoby, gdyby nauczyciele, pedagodzy, rodzice oraz dzieci wiedzieli, rozumieli, że się bardzo różnimy populacyjnie, w tym również neurorozwojowo.
fragment rozmowy dla Dużego Formatu
fot Peter Burden