02/08/2025
Serio?!!😳🤯
Moja reakcja na dzisiejszy trend znaleziony na TikToku.
Jako terapeutka pracująca z dziećmi i młodzieżą regularnie przeglądam treści publikowane na TikToku z potrzeby rozumienia świata, w którym poruszają się moi młodzi pacjenci.
Niektóre z tych materiałów mają potencjał edukacyjny, inne pozostają neutralne, ale zdarzają się również takie, które budzą mój głęboki niepokój nie tylko jako specjalistki, ale przede wszystkim jako człowieka.
Dziś wyświetlił mi się filmik oznaczony hasztagiem:
„kids protecting their moms from dad”,
czyli nagrania, w których rodzice udają scenę przemocy domowej, aby zobaczyć i zarejestrować, jak zareaguje ich dziecko w momencie, gdy „ojciec” uderza „matkę”.
Z perspektywy dorosłych ma to być zabawny „prank” lub rodzaj „eksperymentu społecznego”. Z perspektywy dziecka to coś zupełnie innego i niewiele ma wspólnego z żartem.
Mamy tu do czynienia z poważnym naruszeniem granic emocjonalnych.
Dziecko obserwujące pozorny akt przemocy wobec swojej matki nie odbiera tego jako żartu. Nie posiada jeszcze rozwiniętych zdolności poznawczych, które pozwoliłyby mu oddzielić fikcję od rzeczywistości tym bardziej w sytuacji silnego pobudzenia emocjonalnego.
Mózg dziecka nie analizuje intencji. On po prostu reaguje na bodziec. Układ nerwowy uruchamia autentyczną reakcję alarmową. Organizm dziecka działa tak, jakby zagrożenie było rzeczywiste, bo z jego perspektywy właśnie takie jest.
W reakcji na ten „eksperyment” jedne dzieci rzucają się w obronie matki, inne zamarzają w bezruchu, jeszcze inne wpadają w płacz, próbując zrozumieć, co się właściwie dzieje.
Po chwili słyszą, że to był „tylko żart/prank”.
Co więcej, w niektórych nagraniach widoczna jest wręcz duma matek z faktu, że dziecko zareagowało impulsywnie, a nawet agresywnie wobec ojca, jakby reakcja dziecka była oznaką odwagi, lojalności czy siły charakteru.
Tymczasem nie jest to dowód emocjonalnej dojrzałości dziecka, lecz przejaw jego bezsilnej mobilizacji w sytuacji skrajnego stresu.
W sytuacji, która nigdy nie powinna mieć miejsca.
Tego typu materiały są częścią szerszego zjawiska, wpisującego się parentsharing, czyli publikowania przez rodziców treści z udziałem ich dzieci, nierzadko przedstawiających ich intymne stany emocjonalne, prywatność i wrażliwość.
Najczęściej dzieje się to bez zgody dziecka i często nawet bez próby uświadomienia mu, co oznacza obecność w przestrzeni publicznej.
W tych sytuacjach dziecko przestaje być traktowane jak podmiot. Dziecko staje się środkiem do wzbudzenia emocji w widzach, źródłem polubień, narzędziem w walce o uwagę i zasięgi.
To już nie jest jedynie przekroczenie granicy prywatności.
To odbieranie dziecku jego tożsamości jako osoby.
Dziecko nie ma wpływu na to, co się z nim dzieje.
Nie rozumie, dlaczego nagle staje się świadkiem przemocy, a tym bardziej dlaczego później jego emocje są nagrywane, oceniane i komentowane przez obcych ludzi w sieci.
W bardzo wielu przypadkach pojawia się tu również parentyfikacja emocjonalna. Dziecko zostaje wciągnięte w świat dorosłych konfliktów, staje się obrońcą i opiekunem.
Przyjmuje na siebie rolę, która całkowicie wykracza poza jego możliwości emocjonalne.
Piszę to wszystko z rosnącą frustracją i z ogromnym zmęczeniem.
Bo ile razy jeszcze trzeba powtarzać, że dzieci to nie są rekwizyty a ich wrażliwość nie jest „contentem”?
Za każdym razem, gdy widzę, jak dziecko jest wykorzystywane do zdobywania zasięgów/serduszek, jak jego emocje są ośmieszane, jak jego granice są bezkarnie naruszane, to naprawdę nie wiem, co bardziej boli: to, co dzieje się z tym dzieckiem… czy to, jak bardzo zobojętnieliśmy jako społeczeństwo?
Jeżeli jako dorosły celowo wywołujesz u dziecka silne emocje (takie jak lęk, rozpacz, zawstydzenie czy dezorientację), tylko po to, aby je nagrać i udostępnić, to nie jesteś „zabawnym i wyluzowanym rodzicem”.
Wchodzisz w obszar emocjonalnego nadużycia.
Bycie rodzicem nie kończy się na biologii.
Odpowiedzialność rodzicielska zakłada także dojrzałość, także tę emocjonalną.
Zakłada świadomość, że emocje dziecka nie są środkiem do celu, lecz wyrazem jego wrażliwości, zaufania i potrzeby bliskości.
Jeśli to zaufanie zostaje wykorzystane dla zasięgów, to nie jest troska, a potrzeba atencji.
Można mieć dobre intencje i jednocześnie nieświadomie robić krzywdę. Jednak jeśli mimo jasnych sygnałów, głosów specjalistów i wiedzy ogólnodostępnej, ktoś nadal traktuje dziecko jak narzędzie do tworzenia treści, to już nie jest niewiedza.
To jest WYBÓR jaki dokumentujemy wobec naszego dziecka.
A za wybory wobec dzieci zawsze ponosimy pełną odpowiedzialność.
I jeśli czytając to, odnajdujesz w którymś fragmencie siebie, jeśli tworzysz content z życia emocjonalnego swojego dziecka, jeśli eksponujesz je w trudnych momentach, to nie oskarżam Cię , ale pytam: co sprawia, że potrzebujesz to robić?
Może to właśnie najlepszy moment, żeby pójść na terapię.
Czy chciałbyś, żeby ktoś nagrał Cię w chwili Twojego autentycznego przerażenia i opublikował to dla rozrywki innych?
Wyobraź sobie, że Twój partner lub partnerka udaje zawał, a Ty reagujesz impulsywnie, chcąc pomóc.
Po chwili słyszysz: „to był żart”. I widzisz, jak Twoje łzy, stres, lęk trafiają do sieci.
Czy poczułbyś się rozbawiony?
A może inaczej. Sytuacja z pracy: ktoś symuluje, że zostałeś zwolniony, ponieważ popełniłeś poważny błąd, który rujnuje Twoją reputację. Ktoś robi to tylko po to, aby nagrać Twoją reakcję.
Co wtedy czujesz? Poczucie zdrady? Upokorzenie?
To są dokładnie te same emocje, które przeżywają dzieci, tylko że one nie mają jeszcze odpowiednich narzędzi i języka, żeby je nazwać. Nie posiadają strategii, aby móc się przed nimi ochronić.
Za to jesteś odpowiedzialny Ty, jako rodzic.
I jeszcze jeden obrazek do wyobrażenia, jeśli pozostałe były niezbyt wyraźne:
jesteś wśród znajomych, ktoś publicznie przywołuje coś bolesnego z Twojego życia, wyśmiewa to, nagrywa, a potem mówi:
„nie przesadzaj, to tylko żart, wyluzuj się. Jesteś zbyt spięty. Nie biersz wszystkiego tak bardzo do siebie”.
Co wtedy poczujesz?
Jeśli oczekujemy szacunku dla naszych emocji, granic, reakcji i prywatności jako dorośli, to jakim cudem odmawiamy tego dzieciom?
Dlaczego ich emocje miałyby być mniej ważne tylko dlatego, że nie potrafią jeszcze ich wyrazić?
Zawstydzanie, ośmieszanie, przeciążanie i publiczne wystawienie, to nie są formy troski.
To są formy przemocy.
I zostawiają trwały ślad nie tylko w pamięci, ale w strukturze emocjonalnej dziecka.
Jak mamy mówić o zdrowym społeczeństwie, skoro tak często brakuje w nim elementarnego szacunku nawet dla tych najmniejszych ludzi, jakimi są dzieci?
Wiem, że to trudne.
Wiem, że wielu dorosłych nigdy nie zaznało prawdziwej obecności i w wielu domach był chłód, kontrola oraz różne formy przemocy i nadużyć.
Jednak to nie powinno być usprawiedliwieniem, tylko punktem zwrotnym do zmiany.
Albo wiesz co... nie.
Możemy dalej udawać, że dzieci tego nie pamiętają, nie rozumieją, że „wszystkie dzieci tak mają”, że „życie to nie bajka”, że „przecież nic się nie stało”.
Możemy dalej mówić: „to tylko TikTok”, „to tylko reakcja”, „to przecież śmieszne”,
a najlepiej: „no ale przecież wszystko jest dla ludzi”.
I możemy dalej ładować w dzieci ciężary, które do nich nie należą
Odpowiedzialność za emocje dorosłych, rolę mediatora w konflikcie rodziców, presję perfekcyjnych reakcji, wyważonych słów i niewzruszonej miny.
Możemy dalej przerzucać na dzieci nasze niespełnione potrzeby emocjonalne, nasze niezałatwione traumy, nasze tęsknoty za poklaskiem, kontrolą i atencją lub za pragnieniem innego życia.
I kiedy już to wszystko w nich upchniemy, jak w plecak, który nigdy nie był ich i nigdy do nich nie należał,
możemy z czystym sumieniem zdziwić się, że dorastają z poczuciem pustki, lęku, złości albo nieufnością.
Możemy wtedy powiedzieć, że są „trudne”, „zamknięte w sobie”, „nieumiejące się dogadać”, „z problemami społecznymi i emocjonalnymi”.
Więc możemy dalej robić to, co robimy.
A potem dziwić się, że mają trudności z zaufaniem.
Z granicami.
Z poczuciem własnej wartości.
Z relacjami.
A potem my, jako dorośli, będziemy mogli rozsiąść się rubasznie w fotelu i mówić:
„nie wiem, czemu mój syn nie chce ze mną rozmawiać”.
„Nie wiem, skąd u mojej córki ta wieczna złość”.
„Nie wiem, czemu się tak zamknął”.
„Naprawdę nie wiem, co się z nią stało…”