27/06/2025
Kończy się kolejny rok szkolny. To czas, który w wielu szkołach i domach staje się nie tylko okresem podsumowań, lecz także momentem wzmożonej presji, napięcia i niestety oceniania nie tylko wyników, ale często także samych dzieci. Rozdanie świadectw bywa traktowane jak podsumowanie wartości młodego człowieka, a czerwony pasek, jak przepustka do „lepszej przyszłości”. W tym wszystkim łatwo zgubić to, co najważniejsze: młodego człowieka, jego historię, emocje, tempo rozwoju i wyjątkową, nienormatywną drogę, którą idzie.
Polska szkoła wciąż opiera się w dużej mierze na modelu pruskim, czyli na systemie stworzonym nie z myślą o wspieraniu indywidualności, lecz o kształceniu posłuszeństwa, dyscypliny i jednolitości.
Uczniowie nadal często są postrzegani przede wszystkim przez pryzmat przyswajania wiedzy podawczej, a nie jako młodzi ludzie z pełnym wachlarzem emocji, kompetencji miękkich, trudności i predyspozycji, których nie da się wpisać w żadną rubrykę.
W tym kontekście świadectwo, a zwłaszcza to z czerwonym paskiem, zyskuje status niemal symboliczny. Oczywiście, może być ono efektem autentycznego zaangażowania, osobistego celu dziecka, wewnętrznej motywacji i dumy z własnej pracy. I jeśli tak jest faktycznie , to taki sukces powinien być nie tylko doceniony, ale i głęboko uszanowany. Jednak równie często za tym samym czerwonym paskiem kryje się nie tyle chęć rozwoju, co lęk przed zawiedzeniem rodziców i bliskich, przed oceną ze strony rówieśników lub lęk przed byciem „gorszym”. Bywa, że dziecko nie osiąga wyniku z potrzeby serca, lecz z potrzeby zasłużenia na miłość, uwagę i uznanie.
Co więcej, obok tej narracji sukcesu wciąż zbyt często pojawiają się zdania, które potrafią ranić i zostawiać trwały ślad: „jak będziesz mieć tróje, to niczego w życiu nie osiągniesz”, „ z takimi ocenami nigdzie nie dojdziesz” , „co z ciebie wyrośnie?” W tych słowach nie chodzi tylko o naukę. Chodzi o to, że dziecko słyszy, że jego wartość zależy od wyniku, a samo w sobie, takie jakie jest (z dwójką, trójką czy czwórką ) nie wystarcza. A przecież żadna ocena, żadna średnia, żaden pasek nie stanowi obiektywnego miernika człowieczeństwa, samodzielności, kreatywności, empatii, zaradności czy siły psychicznej.
Budowanie poczucia własnej wartości na podstawie cudzych oczekiwań, rankingów czy porównań to psychologicznie niebezpieczny mechanizm, który jeśli zostanie utrwalony zbyt wcześnie, może prowadzić w dorosłości do chronicznego napięcia, uzależnienia od aprobaty z zewnątrz i trudności w podejmowaniu decyzji w zgodzie z samym sobą. Dziecko, które uczy się, że jedyna wartość to ta, która pochodzi „z ocen”, nie zaś z jego wnętrza, doświadczeń i procesów, będzie przez lata walczyć nie o tyle o rozwój, lecz o przetrwanie i uznanie w oczach innych.
Tymczasem przecież, rozwój nie zawsze mieści się w skali od 1 do 6. Dzieci z trójkami mogą być niezwykle refleksyjne, wrażliwe i twórcze. W niemalże każdej klasie można spotkać ucznia, który choć ma tróję z matematyki, to spontanicznie angażuje się w pomoc innym i potrafi zainspirować całą grupę – jest naturalnym liderem, który potrafi pociągnąć za sobą rówieśników. Obok niego siedzi ktoś, kto może mieć przeciętne oceny, ale potrafi budować relacje, słuchać i być wsparciem , kimś kto instynktownie potrafi współpracować i łączyć ludzi. A jeszcze inny tworzy rzeczy, które zachwycają, pisze, rysuje, konstruuje i to właśnie tam leży jego moc.
Jednocześnie nie zapominajmy, że są w tym systemie nauczyciele, często niezwykle serdeczni, troskliwi, choć także zmęczeni i ograniczeni formalnym gorsetem podstawy programowej. W tym systemie są także rodzice, z jednej strony zatroskani, a z drugiej strony często uwikłani w społeczną narrację sukcesu, która mierzy dzieci według wyników, nie pytając, kim są naprawdę. I są dzieci, coraz bardziej świadome, wrażliwe, przeciążone, zestresowane które choć często nie potrafią tego wyrazić, bardzo potrzebują być widziane nie tylko przez pryzmat swoich wyników w Librusie.
Zatrzymajmy się na moment. Spójrzmy na dziecko nie jak na „ucznia z określoną średnią”, lecz jak na osobę, która rozwija się, doświadcza, szuka siebie i uczy się świata. Niech oceny będą tylko jednym z elementów rzeczywistości, a nie jedyną jej miarą. Każde dziecko bez względu na to, co jest wpisane na świadectwie zasługuje na to, aby móc usłyszeć od swoich rodziców i bliskich: „jesteś dla mnie ważny."
I może przede wszystkim warto zadać sobie pytanie: kim ten młody człowiek się staje? Nie tylko, ile się nauczył, ale jaki staje się wobec siebie, wobec innych i wobec świata? Czy buduje zaufanie do siebie, czy potrafi podejmować decyzje w zgodzie ze sobą, czy rozwija swoje naturalne talenty, czy zaczyna wierzyć, że ma prawo być sobą nawet jeśli nie spełnia oczekiwań tabel i rankingów?
W klasie obok dziecka z czerwonym paskiem może siedzieć ktoś, kto codziennie toczy wewnętrzną walkę z własnym ciałem, z lękiem, z depresją i trudną sytuacją w domu, która nie daje mu wsparcia ani spokoju. Ktoś, kto ma trudności poznawcze i uczy się wolniej, ale z ogromnym wysiłkiem. Ktoś, kto dźwiga bagaż doświadczeń znacznie cięższy niż plecak wypełniony podręcznikami.
I dla tych dzieci sukces przybiera zupełnie inną postać. Sukces ten często jest pozbawiony zewnętrznego blasku i nie ma nic wspólnego z dyplomem czy wyróżnieniem, którym można pochwalić się w mediach społecznościowych. Bywa, że sukcesem jest samo przyjście do szkoły, mimo lęku, który pojawia się już przy budziku o poranku i mimo wewnętrznego chaosu z którym trzeba się zmierzyć, zanim jeszcze przekroczy się próg sali lekcyjnej. Niekiedy sukcesem staje się decyzja o pozostaniu w klasie, choć ciało domaga się ucieczki, a umysł rozpędza się w kierunku katastroficznych i destrukcyjnych myśli. Czasami sukcesem jest wyciągnięta ręka i zadanie pytania. Innym razem to trwanie do końca dnia, mimo że wszystko wewnątrz krzyczy, żeby wycofać się i zniknąć. A bywa też tak, że największym osiągnięciem jest przejście do następnej klasy i nie dlatego, że to wynik spełnienia oczekiwań, lecz dlatego, że jest to rezultat nieustannej walki z własnym cierpieniem, samotnością, niezrozumieniem lub brakiem wsparcia.
Zadajmy sobie dziś pytanie, które być może nie jest łatwe, ale jest konieczne: czy potrafimy widzieć dziecko takim, jakie ono jest a nie takim, jakiego oczekujemy? Czy potrafimy unieść jego autentyczność również wtedy, gdy nie pasuje do systemu, do planu i do naszych wewnętrznych przekonań? Czy potrafimy oddzielić jego wartość od jego funkcjonowania?
I jeszcze jedno:co się w nas uruchamia, gdy patrzymy na dziecko, które „sobie nie radzi”? Czy to litość, bezradność, złość, bezsilność a może nieuświadomiony wstyd? Warto przyjrzeć się temu, bo to, co najtrudniejsze w dziecku, często dotyka tego, co nierozpoznane w nas samych dorosłych. A to, jak reagujemy na jego porażkę mówi wiele o tym, jak obchodzimy się z własną.
Może to, co nazywamy troską, nie zawsze jest wsparciem, a bywa nieświadomą próbą realizacji własnych, niespełnionych ambicji. Może to, czego oczekujemy od dziecka, to nie zawsze jego droga, ale nasza wynikająca z lęku, że jeśli ono „ tego nie osiągnie”, to my zawiedliśmy jako rodzice ? Może pasek na świadectwie bywa zewnętrzną kompensacją naszego wewnętrznego poczucia niepewności, a potrzeba aby dziecko „było najlepsze”, to echo tego, że sami nie byliśmy wystarczający dla naszych rodziców? A może wiara w to, że sukces zapewni mu ochronę, to tak naprawdę nasz własny lęk przed światem, który nigdy nie dawał nam prawa do słabości?
I na koniec: warto pamiętać, że dana ocena mówi jedynie o zakresie wiedzy lub umiejętności w konkretnym przedmiocie lub z danej partii materiału, jednak nie mówi zbyt wiele o tym, kim naprawdę jest młody człowiek, który ją otrzymał.