Synergia Zdrowia • Małgorzata Serwicka-Tarkowska

Synergia Zdrowia • Małgorzata Serwicka-Tarkowska Być może szukasz wsparcia dla swojego dziecka?

Jestem tutaj, aby pomóc Tobie i/lub Twojej rodzinie, niezależnie od tego, czy zmagasz się z doświadczeniami traumatycznymi, zaburzeniami przetwarzania sensorycznego lub rozwijasz się w spektrum autyzmu.

Co dziecko mogło mieć na myśli, opisując kolegę słowami: „chłopiec uśmiecha się tęczą”?W trakcie procesu diagnostycznego...
04/07/2025

Co dziecko mogło mieć na myśli, opisując kolegę słowami: „chłopiec uśmiecha się tęczą”?

W trakcie procesu diagnostycznego dziecko sformułowało właśnie to zdanie. Dopytane o jego znaczenie wyjaśniło, że chodziło mu o kształt uśmiechu który, jak samo podkreśliło, przypomina łuk tęczy, czyli jest zgięty w dół.

Jego wypowiedź stanowi przykład trafnej, choć niestandardowej próby opisania przeżywanej przez kogoś emocji. Tego rodzaju obserwacje i sformułowania, pojawiające się spontanicznie w kontekście relacji społecznych, są szczególnie interesujące w pracy diagnostyczno-terapeutycznej z dziećmi, u których obserwuje się neuroatypowy wzorzec rozwoju.

Z perspektywy diagnostycznej oraz psychoterapeutycznej tego rodzaju spontaniczne komentarze nie tylko odzwierciedlają uważność percepcyjną dziecka, lecz również stanowią istotny punkt wyjścia do głębszego rozumienia sposobu, w jaki dziecko doświadcza zarówno emocji własnych, jak i emocji innych osób, a także relacji, w których funkcjonuje. Tego typu wypowiedzi mogą ujawniać indywidualny język symboliczny dziecka, czyli sposób, w jaki nadaje ono znaczenie zjawiskom emocjonalnym i społecznym, nierzadko za pośrednictwem obrazów, skojarzeń lub metafor.

Warto podkreślić, że dzieci w spektrum autyzmu mogą mieć trudności z rozumieniem powszechnie używanych metafor i zwrotów idiomatycznych, szczególnie jeśli nie mają one konkretnego odniesienia do rzeczywistości. Jednocześnie wiele z osób rozwijających się w spektrum autyzmu spontanicznie tworzy własne, indywidualne metafory i symbole, których znaczenie jest głęboko osadzone w ich osobistym systemie pojęciowym oraz doświadczeniowym. Tego rodzaju wypowiedzi odzwierciedlają zjawisko indywidualnej semantyki – czyli tworzenia i stosowania własnych form językowych, nierzadko trudnych do zrozumienia bez kontekstu, lecz pełnych znaczenia z perspektywy wewnętrznej logiki dziecka. Wypowiedzi te stają się zatem formą komunikowania stanów emocjonalnych i relacyjnych, do których dziecko może nie mieć jeszcze dostępu poprzez język bardziej konwencjonalny.

W kontekście pracy terapeutycznej wypowiedzi tego rodzaju umożliwiają wgląd w wewnętrzny świat dziecka, ponieważ ukazują sposób organizowania przez dziecko doświadczenia, stosowane mechanizmy obronne, a także potencjalne trudności w rozpoznawaniu, różnicowaniu i nazywaniu stanów emocjonalnych. Jednocześnie mogą wskazywać na to, w jakim stopniu dziecko jest zdolne do mentalizacji oraz jak przebiega jego proces rozumienia stanów psychicznych innych osób.

Z tego względu, w procesie diagnostyczno-terapeutycznym, spontaniczne i symboliczne sformułowania powinny być traktowane jako wartościowy materiał kliniczny, który pozwala rozpoznać zarówno obszary zasobów, jak i potencjalnych trudności rozwojowych. Ich obecność bywa nie tylko pomocna w ocenie profilu poznawczego i emocjonalnego dziecka, lecz także sprzyja budowaniu kontaktu terapeutycznego opartego na autentycznym rozumieniu jego indywidualnego sposobu przeżywania i interpretowania rzeczywistości.

Dziś przed sklepem Stokrotka (Aleja Armii Krajowej 3) w Starachowicach spotkałam niezwykle charyzmatyczne dzieci, które ...
02/07/2025

Dziś przed sklepem Stokrotka (Aleja Armii Krajowej 3) w Starachowicach spotkałam niezwykle charyzmatyczne dzieci, które z własnej inicjatywy przygotowały stoisko z lemoniadą.
Sprzedają lemoniadę za 2 zł 🥤🍋
Na kartce widnieje napis: „zbieramy na wakacje :)” Prosty i szczery.
Podchodzisz, dostajesz kubek pysznej lemoniady i uśmiech, który mówi więcej niż słowa. ❤️

Ten z pozoru drobny gest, wrzucenie kilku złotych, to dla dzieci ogromna radość, poczucie sprawczości i sygnał, że ich wysiłek ma znaczenie.
Taka sytuacja, to coś więcej niż sama sprzedaż lemoniady, to moment w którym młody człowiek doświadcza bycia widzianym, docenionym i wspieranym.
Dzieci będą tam także jutro (03.07) od godziny 13:00 do 19:00.

Zatrzymanie się na chwilę, rozmowa i drobny życzliwy gest. Wszystko to może stać się ważnym doświadczeniem, które zostanie z dzieckiem na długo.
Kiedy młody człowiek czuje, że świat odpowiada na jego wysiłek z ciepłem i uwagą, rodzi się w nim wewnętrzna siła, wiara w siebie i przekonanie, że warto próbować.

A my, jako dorośli, mamy szansę towarzyszyć temu pięknemu procesowi 💛

Nowy cykl: recenzje anime z perspektywy terapeutycznej Od wielu lat zajmuję się analizą edukacyjnego i terapeutycznego p...
30/06/2025

Nowy cykl: recenzje anime z perspektywy terapeutycznej

Od wielu lat zajmuję się analizą edukacyjnego i terapeutycznego potencjału mangi oraz anime, ponieważ uważam, że narracje obecne w kulturze popularnej mogą pełnić istotną rolę we wspieraniu rozwoju emocjonalnego i refleksji u młodych osób.
W swoim dorobku mam zarówno artykuły poświęcone temu tematowi, jak i wystąpienia konferencyjne, a także autorski program terapeutyczny, który opiera się na pracy z obrazem, symboliką i strukturą opowieści obecnych w japońskiej popkulturze.

W tym roku, ze względu na to, że w okresie letnim koncentruję się w gabinecie głównie na konsultacjach i diagnozach, mogę pozwolić sobie na uruchomienie projektu, który od dawna nosiłam w głowie – serii recenzji anime z perspektywy terapeutycznej.

Nie jest moją intencją bezkrytyczne promowanie mangi czy anime, ponieważ, podobnie jak każda inna forma kultury masowej, zawierają one również treści powierzchowne, uproszczone, a niekiedy wręcz przemocowe i infantylne.
Chciałabym natomiast pokazać, że istnieją tytuły, które poruszają tematy bliskie doświadczeniom wielu młodych ludzi – takie jak trauma, samotność, depresja, utrata sensu czy potrzeba więzi i że rezonowanie z tego typu historiami nie jest przypadkowe.

Zamiast walczyć z popkulturą, warto zacząć z niej świadomie korzystać, jako z narzędzia rozumienia emocji, inicjowania rozmowy czy wspierania procesów terapeutycznych.
Na początek wybrałam "The Ancient Magus’ Bride" (recenzja wkrótce), ponieważ ta seria w sposób wyjątkowo symboliczny, a jednocześnie dostępny, opowiada o doświadczeniu opuszczenia, zaburzeniach więzi, depresji oraz o powolnym, często niełatwym procesie odradzania się w relacji.

Dlatego rozpoczęcie tego cyklu traktuję nie jako próbę popularyzacji konkretnego medium, ale jako okazję do głębszego przyjrzenia się temu, dlaczego młodzi ludzie rezonują z pewnymi opowieściami, co te narracje uruchamiają w ich doświadczeniu emocjonalnym i w jaki sposób można je wykorzystać jako początek rozmowy o realnych przeżyciach, trudnościach i potrzebach.
Być może to, co zaczyna się od fabuły o magii, jest w rzeczywistości historią o bardzo ludzkim pragnieniu bycia zauważonym i zrozumianym.

Kończy się kolejny rok szkolny. To czas, który w wielu szkołach i domach staje się nie tylko okresem podsumowań, lecz ta...
27/06/2025

Kończy się kolejny rok szkolny. To czas, który w wielu szkołach i domach staje się nie tylko okresem podsumowań, lecz także momentem wzmożonej presji, napięcia i niestety oceniania nie tylko wyników, ale często także samych dzieci. Rozdanie świadectw bywa traktowane jak podsumowanie wartości młodego człowieka, a czerwony pasek, jak przepustka do „lepszej przyszłości”. W tym wszystkim łatwo zgubić to, co najważniejsze: młodego człowieka, jego historię, emocje, tempo rozwoju i wyjątkową, nienormatywną drogę, którą idzie.

Polska szkoła wciąż opiera się w dużej mierze na modelu pruskim, czyli na systemie stworzonym nie z myślą o wspieraniu indywidualności, lecz o kształceniu posłuszeństwa, dyscypliny i jednolitości.
Uczniowie nadal często są postrzegani przede wszystkim przez pryzmat przyswajania wiedzy podawczej, a nie jako młodzi ludzie z pełnym wachlarzem emocji, kompetencji miękkich, trudności i predyspozycji, których nie da się wpisać w żadną rubrykę.

W tym kontekście świadectwo, a zwłaszcza to z czerwonym paskiem, zyskuje status niemal symboliczny. Oczywiście, może być ono efektem autentycznego zaangażowania, osobistego celu dziecka, wewnętrznej motywacji i dumy z własnej pracy. I jeśli tak jest faktycznie , to taki sukces powinien być nie tylko doceniony, ale i głęboko uszanowany. Jednak równie często za tym samym czerwonym paskiem kryje się nie tyle chęć rozwoju, co lęk przed zawiedzeniem rodziców i bliskich, przed oceną ze strony rówieśników lub lęk przed byciem „gorszym”. Bywa, że dziecko nie osiąga wyniku z potrzeby serca, lecz z potrzeby zasłużenia na miłość, uwagę i uznanie.

Co więcej, obok tej narracji sukcesu wciąż zbyt często pojawiają się zdania, które potrafią ranić i zostawiać trwały ślad: „jak będziesz mieć tróje, to niczego w życiu nie osiągniesz”, „ z takimi ocenami nigdzie nie dojdziesz” , „co z ciebie wyrośnie?” W tych słowach nie chodzi tylko o naukę. Chodzi o to, że dziecko słyszy, że jego wartość zależy od wyniku, a samo w sobie, takie jakie jest (z dwójką, trójką czy czwórką ) nie wystarcza. A przecież żadna ocena, żadna średnia, żaden pasek nie stanowi obiektywnego miernika człowieczeństwa, samodzielności, kreatywności, empatii, zaradności czy siły psychicznej.

Budowanie poczucia własnej wartości na podstawie cudzych oczekiwań, rankingów czy porównań to psychologicznie niebezpieczny mechanizm, który jeśli zostanie utrwalony zbyt wcześnie, może prowadzić w dorosłości do chronicznego napięcia, uzależnienia od aprobaty z zewnątrz i trudności w podejmowaniu decyzji w zgodzie z samym sobą. Dziecko, które uczy się, że jedyna wartość to ta, która pochodzi „z ocen”, nie zaś z jego wnętrza, doświadczeń i procesów, będzie przez lata walczyć nie o tyle o rozwój, lecz o przetrwanie i uznanie w oczach innych.

Tymczasem przecież, rozwój nie zawsze mieści się w skali od 1 do 6. Dzieci z trójkami mogą być niezwykle refleksyjne, wrażliwe i twórcze. W niemalże każdej klasie można spotkać ucznia, który choć ma tróję z matematyki, to spontanicznie angażuje się w pomoc innym i potrafi zainspirować całą grupę – jest naturalnym liderem, który potrafi pociągnąć za sobą rówieśników. Obok niego siedzi ktoś, kto może mieć przeciętne oceny, ale potrafi budować relacje, słuchać i być wsparciem , kimś kto instynktownie potrafi współpracować i łączyć ludzi. A jeszcze inny tworzy rzeczy, które zachwycają, pisze, rysuje, konstruuje i to właśnie tam leży jego moc.

Jednocześnie nie zapominajmy, że są w tym systemie nauczyciele, często niezwykle serdeczni, troskliwi, choć także zmęczeni i ograniczeni formalnym gorsetem podstawy programowej. W tym systemie są także rodzice, z jednej strony zatroskani, a z drugiej strony często uwikłani w społeczną narrację sukcesu, która mierzy dzieci według wyników, nie pytając, kim są naprawdę. I są dzieci, coraz bardziej świadome, wrażliwe, przeciążone, zestresowane które choć często nie potrafią tego wyrazić, bardzo potrzebują być widziane nie tylko przez pryzmat swoich wyników w Librusie.

Zatrzymajmy się na moment. Spójrzmy na dziecko nie jak na „ucznia z określoną średnią”, lecz jak na osobę, która rozwija się, doświadcza, szuka siebie i uczy się świata. Niech oceny będą tylko jednym z elementów rzeczywistości, a nie jedyną jej miarą. Każde dziecko bez względu na to, co jest wpisane na świadectwie zasługuje na to, aby móc usłyszeć od swoich rodziców i bliskich: „jesteś dla mnie ważny."

I może przede wszystkim warto zadać sobie pytanie: kim ten młody człowiek się staje? Nie tylko, ile się nauczył, ale jaki staje się wobec siebie, wobec innych i wobec świata? Czy buduje zaufanie do siebie, czy potrafi podejmować decyzje w zgodzie ze sobą, czy rozwija swoje naturalne talenty, czy zaczyna wierzyć, że ma prawo być sobą nawet jeśli nie spełnia oczekiwań tabel i rankingów?

W klasie obok dziecka z czerwonym paskiem może siedzieć ktoś, kto codziennie toczy wewnętrzną walkę z własnym ciałem, z lękiem, z depresją i trudną sytuacją w domu, która nie daje mu wsparcia ani spokoju. Ktoś, kto ma trudności poznawcze i uczy się wolniej, ale z ogromnym wysiłkiem. Ktoś, kto dźwiga bagaż doświadczeń znacznie cięższy niż plecak wypełniony podręcznikami.

I dla tych dzieci sukces przybiera zupełnie inną postać. Sukces ten często jest pozbawiony zewnętrznego blasku i nie ma nic wspólnego z dyplomem czy wyróżnieniem, którym można pochwalić się w mediach społecznościowych. Bywa, że sukcesem jest samo przyjście do szkoły, mimo lęku, który pojawia się już przy budziku o poranku i mimo wewnętrznego chaosu z którym trzeba się zmierzyć, zanim jeszcze przekroczy się próg sali lekcyjnej. Niekiedy sukcesem staje się decyzja o pozostaniu w klasie, choć ciało domaga się ucieczki, a umysł rozpędza się w kierunku katastroficznych i destrukcyjnych myśli. Czasami sukcesem jest wyciągnięta ręka i zadanie pytania. Innym razem to trwanie do końca dnia, mimo że wszystko wewnątrz krzyczy, żeby wycofać się i zniknąć. A bywa też tak, że największym osiągnięciem jest przejście do następnej klasy i nie dlatego, że to wynik spełnienia oczekiwań, lecz dlatego, że jest to rezultat nieustannej walki z własnym cierpieniem, samotnością, niezrozumieniem lub brakiem wsparcia.
Zadajmy sobie dziś pytanie, które być może nie jest łatwe, ale jest konieczne: czy potrafimy widzieć dziecko takim, jakie ono jest a nie takim, jakiego oczekujemy? Czy potrafimy unieść jego autentyczność również wtedy, gdy nie pasuje do systemu, do planu i do naszych wewnętrznych przekonań? Czy potrafimy oddzielić jego wartość od jego funkcjonowania?

I jeszcze jedno:co się w nas uruchamia, gdy patrzymy na dziecko, które „sobie nie radzi”? Czy to litość, bezradność, złość, bezsilność a może nieuświadomiony wstyd? Warto przyjrzeć się temu, bo to, co najtrudniejsze w dziecku, często dotyka tego, co nierozpoznane w nas samych dorosłych. A to, jak reagujemy na jego porażkę mówi wiele o tym, jak obchodzimy się z własną.

Może to, co nazywamy troską, nie zawsze jest wsparciem, a bywa nieświadomą próbą realizacji własnych, niespełnionych ambicji. Może to, czego oczekujemy od dziecka, to nie zawsze jego droga, ale nasza wynikająca z lęku, że jeśli ono „ tego nie osiągnie”, to my zawiedliśmy jako rodzice ? Może pasek na świadectwie bywa zewnętrzną kompensacją naszego wewnętrznego poczucia niepewności, a potrzeba aby dziecko „było najlepsze”, to echo tego, że sami nie byliśmy wystarczający dla naszych rodziców? A może wiara w to, że sukces zapewni mu ochronę, to tak naprawdę nasz własny lęk przed światem, który nigdy nie dawał nam prawa do słabości?

I na koniec: warto pamiętać, że dana ocena mówi jedynie o zakresie wiedzy lub umiejętności w konkretnym przedmiocie lub z danej partii materiału, jednak nie mówi zbyt wiele o tym, kim naprawdę jest młody człowiek, który ją otrzymał.

Każda wizyta w placówce oświatowej, to dla mnie zaproszenie do wejścia w kontekst, który jest codziennością dziecka – z ...
14/06/2025

Każda wizyta w placówce oświatowej, to dla mnie zaproszenie do wejścia w kontekst, który jest codziennością dziecka – z jego relacjami, napięciami, mikrozdarzeniami i sposobami reagowania, których nie sposób w pełni uchwycić w gabinecie. Obserwacja środowiskowa pozwala zobaczyć coś znacznie szerszego niż objaw, bo pozwala doświadczyć dziecka w jego realnym świecie.

Mam pełną świadomość, że moja obecność w przestrzeni przedszkola czy szkoły może wywoływać emocje – napięcie, niepewność, a czasem potrzebę ochrony swojej pracy. I rozumiem to.
Nie czuję się jednak daleka od rozumienia pracy nauczycieli, bo moja droga zawodowa nie zaczęła się w zaciszu gabinetu i indywidualnych konsultacjach, lecz w gęstości relacji i codziennej fizyczności pracy zespołowej, która uczyła mnie, czym jest prawdziwe towarzyszenie, jako pedagoga.

Miałam 22 lata, kiedy po raz pierwszy weszłam do zespołu rewalidacyjnego, do świata dzieci i młodzieży z głęboką, sprzężoną niepełnosprawnością- z mózgowym porażeniem dziecięcym, z rzadkimi wadami genetycznymi, z poważnymi trudnościami komunikacyjnymi i sensorycznymi. To była rzeczywistość, w której porozumienie nie opierało się na języku werbalnym, a relacja miała miejsce w spojrzeniu, w mikroruchu, w napięciu ciała, w bardzo kruchej, ale autentycznej obecności.

Była to również przestrzeń pełna wyzwań, intensywna emocjonalnie i fizycznie. Zdarzały się zachowania autoagresywne i impulsy agresji skierowane na zewnątrz. Były też dni pełne napięcia, w których opieka oznaczała nie tylko wsparcie rozwoju, ale też pielęgnację, zmianę pampersów, pomoc w karmieniu, podtrzymywanie ciała i regulowanie jego reakcji. W tym wszystkim obecność była czymś znacznie więcej niż towarzyszeniem – była codzienną odpowiedzialnością za bezpieczeństwo, ale też za godność dziecka w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji.

Tamte lata były dla mnie nie tylko okresem zawodowego kształtowania, ale również formującym doświadczeniem ludzkim , nieustannie uczącym mnie cierpliwości i pokory. To była praca, w której niczego nie można było przyspieszyć, a jednocześnie wszystko, bo każdy gest, każda reakcja, każdy mikro-sygnał, niósł znaczenie. I to właśnie tam, w tym najbardziej wymagającym środowisku, miałam szczęście uczyć się od bardzo mądrego i dobrego człowieka- pedagoga, który pokazał mi, że obecność może być interwencją samą w sobie, a relacja oparta na szacunku i spójności stanowi fundament jakiegokolwiek wsparcia.

Przez lata byłam częścią zespołu w grupie integracyjnej – przestrzeni, w której odpowiedzialność miała nie tylko wymiar organizacyjny, ale przede wszystkim relacyjny. To była codzienność, w której każde dziecko, niezależnie od wzorców rozwojowych, tempa, formy komunikacji czy wrażliwości sensorycznej, miało swoje miejsce, swoje tempo i swoją prawdę, którą wnosiło do wspólnego bycia.

To było doświadczenie głębokiego trudu i równie głębokiego sensu – patrzenia każdego dnia, jak moje neuroatypowe dzieci wzrastają wśród innych, w relacji i we współobecności.
Pojawiła się też , długo wyczekiwana, możliwość pracy z grupą osób dorosłych w spektrum autyzmu z zaburzeniami współwystępującymi, często z dużą wrażliwością na bodźce, z trudnościami w regulacji emocji i z ogromną potrzebą kontaktu, choć nie zawsze wyrażoną w sposób społecznie oczekiwany.

Dziś, jako terapeuta i diagnosta, wnoszę tę wielość doświadczeń do każdej obserwacji. Nie tylko w wymiarze merytorycznym, ale przede wszystkim w sposobie bycia- z uważnością na to, co dzieje się między słowami, z otwartością na kontekst, który kształtuje zachowanie, i z pokorą wobec wszystkiego, czego nie da się jednoznacznie zinterpretować, ale co domaga się, by zostało zauważone i uszanowane.

Dlatego możliwość wizyty w placówce traktuję jako przywilej. Wiem, że nie każda instytucja się na to decyduje, a otwarcie się na obecność specjalisty z zewnątrz wymaga zaufania i odwagi. Nie przychodzę, aby oceniać. Przychodzę, aby zrozumieć i zadać pytania, zanim wyciągnę wnioski. Jestem po to, aby zobaczyć dziecko w jego rzeczywistych relacjach, z jego strategiami, trudnościami i zasobami, które nie zawsze są widoczne w warunkach gabinetowych.

Nie chcę stawać naprzeciw nauczycieli. Wierzę, że nasze perspektywy mogą spotkać się , jeśli po obu stronach jest gotowość do rozmowy, ciekawość zamiast obrony i chęć do wzajemnego słuchania zamiast potrzeby uzasadniania.

Dziękuję nauczycielom z którymi mam możliwość się spotykać za codzienne towarzyszenie dzieciom w ich trudnościach i małych krokach naprzód.
W świecie pełnym systemowej presji i nieustannego niedoczasu, ogromnie cenię gotowość do współpracy i otwarcia się na inną perspektywę.

Zdarza się, że podczas pracy terapeutycznej w obszarze SI, szczególnie z dziećmi z wysoką reaktywnością, trudnością w re...
10/06/2025

Zdarza się, że podczas pracy terapeutycznej w obszarze SI, szczególnie z dziećmi z wysoką reaktywnością, trudnością w regulacji lub przeciążonym układem nerwowym, pojawia się wyraźna potrzeba stymulacji w obrębie jamy ustnej. Gryzienie, żucie, przygryzanie rękawa albo wkładanie różnych przedmiotów do ust nie zawsze jest „złym nawykiem”, często to próba regulacji, którą ciało podejmuje intuicyjnie.

Ciało wie, czego potrzebuje.
Często zanim dziecko będzie mogło zrozumieć i nazwać to, co przeżywa, najpierw reaguje przez ciało.

W mojej praktyce zdarza mi się w takich sytuacjach sięgać po Miogryzie Zdrowe przekąski do treningu , jako wsparcie w autoregulacji. Pomagają wtedy, gdy dziecko nie ma jeszcze zasobów, aby poradzić sobie inaczej, albo gdy poziom napięcia w układzie nerwowym przekracza możliwości samodzielnego uspokojenia się.

Z poziomu neurofizjologii takie działanie ma uzasadnienie:
– stymulacja czucia głębokiego w obrębie jamy ustnej (propriocepcja oralna),
– aktywacja nerwu trójdzielnego, odpowiedzialnego za integrację czucia i ruchu w obrębie twarzy,
– rytmiczna praca żuchwy, która wspiera regulację przez pień mózgu i układ siatkowaty,
– a często także pośrednie obniżenie pobudzenia osi HPA i tonizacja układu autonomicznego przez aktywizację nerwu błędnego.

W praktyce terapeutycznej przekłada się to na:
– poprawę skupienia i zdolności do działania w ramach relacji,
– większą stabilność napięcia mięśniowego,
– oraz wsparcie funkcji miofunkcjonalnych, takich jak tor oddechowy (oddychanie przez nos), sposób połykania, pozycja spoczynkowa języka i jego ruchomość, napięcie mięśni ust, policzków, podniebienia miękkiego oraz mięśni szyi.

Warto dodać, że choć funkcje miofunkcjonalne koncentrują się wokół struktur ustno-twarzowych, to ich rozwój jest ściśle powiązany z posturą głowy i szyi, a ta z kolei może wpływać na organizację całego tułowia. W terapii SI i/lub fizjoterapii dostrzega się zależność pomiędzy funkcją oralną a stabilnością centralną, szczególnie w obrębie odcinka szyjnego i mięśni głębokich karku. Są to już wtórne powiązania biomechaniczne, nie bezpośrednio związane z samą miofunkcją.

Żucie i gryzienie dostarczają intensywnego, ale przewidywalnego bodźca proprioceptywnego, który wspiera organizację układu nerwowego. U dzieci z deficytami czucia oralnego, trudnościami w planowaniu ruchu (praksji oralnej) czy nadwrażliwością w tym obszarze, taka stymulacja może być kluczowa w odbudowaniu poczucia obecności i bezpieczeństwa w ciele.

Nie traktuję tego narzędzia jako „terapii” samej w sobie.
WAŻNE: nie zastępuje ono pracy z neurologopedą, fizjoterapeutą/terapeutą SI czy psychoterapeutą.
Czasem może jednak wspierać proces, obniżyć próg wejścia w działanie, pomóc przejść przez trudniejszy moment w sesji. I w takich sytuacjach,z mojego doświadczenia , to działa.

Zawsze podkreślam, że każda pomoc sensoryczna powinna być dobierana indywidualnie i najlepiej po konsultacji z terapeutą prowadzącym. To, że u mnie w pracy zadziałało, nie znaczy, że zadziała wszędzie.

To jest moje doświadczenie, nie zalecenie.
Dla jasności miogryzie mają naturalny, bezpieczny skład, bez chemicznych dodatków, cukru czy barwników. To ważne zwłaszcza u dzieci z nadwrażliwościami.
Miogryzie w akcji podczas terapii w Re re k*m k*m

Coraz częściej myślę o tym, jak łatwo ludzie wypowiadają słowa, które ranią, a następnie ukrywają je pod szyldem „to tyl...
08/06/2025

Coraz częściej myślę o tym, jak łatwo ludzie wypowiadają słowa, które ranią, a następnie ukrywają je pod szyldem „to tylko moja opinia”, jakby sam fakt, że coś zostało nazwane subiektywnym zdaniem, miał chronić przed odpowiedzialnością za to, co to zdanie robi drugiemu człowiekowi. Jako terapeutka i jako człowiek, który codziennie słucha historii o słowach, które zostały zlekceważone, zignorowane lub rozmyślnie okrutne, widzę coraz wyraźniej, że bardzo wiele z tych komunikatów nie ma nic wspólnego ze szczerością, a bardzo wiele wspólnego z przemocą, której nadano łagodniejsze imię opinii, rady, troski lub żartu.

To, co mnie niepokoi, to fakt, że tak wiele komunikatów przybiera formę pasywnej agresji,tej trudniejszej do rozpoznania, bo ukrytej pod pozorem życzliwości, ironii, troski albo „pomocy”. Gdy ktoś mówi: „nie obraź się, ale...”, „ja tylko mówię, jak jest”, albo rzuca półuśmiechem: „no cóż, nie każdy musi dobrze wyglądać po trzydziestce”, często to nie jest żaden komunikat o rzeczywistości, tylko przekaz emocjonalny, który nie potrafił znaleźć bardziej dojrzałego ujścia. Pasywna agresja jest tym bardziej szkodliwa, że zostawia osobę po drugiej stronie z pytaniem: „czy to naprawdę mnie dotyczy, czy ja przesadzam?” i to właśnie ten rodzaj komunikacji najczęściej podważa wewnętrzną spójność, gasząc zdrową złość i wrażliwość jednocześnie.

Z perspektywy terapeutycznej trudno nie zauważyć, jak głęboko niektóre komunikaty, choć powierzchownie nazwane „opinią”, mogą rezonować w psychice osób szczególnie podatnych na zranienie, zwłaszcza wtedy, gdy przybierają formę pasywnej agresji, czyli takiej, która ukryta pod pozorem troski, szczerości, żartu czy „dobrych intencji”, zostaje wypowiedziana w sposób trudny do uchwycenia, ale pozostawia emocjonalne konsekwencje. Badania Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę jasno pokazują, że przemoc słowna, w tym cyberprzemoc, której formą nierzadko są właśnie pozornie niewinne komentarze pozostaje jednym z najczęstszych doświadczeń dzieci i młodzieży, z którymi nie potrafią sobie poradzić samodzielnie, a których skutki bywają dalekosiężne. Młodzi ludzie, którzy regularnie spotykają się z komunikatami podważającymi ich wygląd, wartość czy przynależność, znacznie częściej doświadczają stanów depresyjnych, zaburzeń lękowych, a niekiedy również podejmują próby samobójcze. Nie dlatego, że brakuje im odporności, lecz dlatego, że powtarzająca się przemoc słowna prowadzi do przewlekłego przeciążenia układu nerwowego, szczególnie wtedy, gdy nie towarzyszy jej żadna forma korektywnego wsparcia ze strony dorosłych. Zauważam, że to właśnie komunikaty niejednoznaczne, zawieszone pomiędzy pozorną neutralnością a drwiną, najdotkliwiej rozregulowują poczucie bezpieczeństwa, prowadząc do wycofania, wstydu, somatyzacji oraz trwałego zakwestionowania własnej intuicji i prawa do granic.

Gdybyś podszedł do obcej osoby na ulicy i powiedział: "masz brzydkie zęby", albo „nie wiem, jak ty się w ogóle pokazujesz ludziom w tym stanie”, byłoby to uznane za przekroczenie granic. Jednak kiedy ktoś pisze to w komentarzu lub mówi komuś bliskiemu, często dodając „przecież jesteśmy rodziną, mogę być szczery”, uznaje to za coś zupełnie normalnego. A przecież granice nie przestają istnieć tylko dlatego, że relacja jest bliska lub dlatego, że komunikat został podany z ironicznym uśmiechem.

Szczerość, która nie uwzględnia drugiego człowieka, jego emocjonalnego kontekstu, aktualnej kondycji czy wrażliwości, to nie jest dojrzała autentyczność, to często sposób, w jaki ktoś rozładowuje własne napięcie kosztem cudzej integralności. I choć mamy prawo do własnych myśli, to nie wszystko, co myślimy, musi być wypowiedziane, a jeśli już coś mówimy, to warto, byśmy umieli odróżnić ekspresję od ataku oraz komunikat od przemocowego rozładowania.

To, co chcę zostawić tutaj jako refleksję, to nie zakaz wypowiadania się, ale zaproszenie do autorefleksji: czy naprawdę chodzi Ci o rozmowę, czy może o to, aby coś wybrzmiało, raniąc przy okazji?

Wpis postawił, jako wynik refleksji nad rolkami i relacjami, które widzę u Joanna Koroniewska , która masowo doświadcza tego typu komentarzy i otwarcie o tym mówi.

Czy zastanawiałaś/eś się jak stres psychiczny, którego doświadcza kobieta w ciąży, wpływa na rozwój mózgu dziecka?Najnow...
08/06/2025

Czy zastanawiałaś/eś się jak stres psychiczny, którego doświadcza kobieta w ciąży, wpływa na rozwój mózgu dziecka?
Najnowsze badania pokazują, że konsekwencje są znacznie głębsze niż wcześniej sądziliśmy. Nie mówimy już tylko o emocjonalnym dziedziczeniu trudności, ale o realnych, mierzalnych zmianach neurobiologicznych widocznych w rezonansie magnetycznym mózgu płodu i noworodka.
Kiedy kobieta doświadcza przewlekłego lęku, napięcia, depresji czy przeciążenia psychicznego w ciąży, jej organizm wytwarza podwyższony poziom kortyzolu, który przedostając się przez łożysko „programuje” rozwijający się mózg dziecka.

Zmiany obserwowane są w hipokampie, czyli w strukturze odpowiedzialnej za pamięć oraz regulację emocji, gdzie odnotowuje się zmniejszoną objętość i gorszą łączność z innymi częściami mózgu, co w praktyce może przekładać się na większą emocjonalną wrażliwość dziecka, trudność z uczeniem się oraz nadreaktywność w sytuacjach stresowych.
Zmiany obserwuje się także w móżdżku, który choć często kojarzony wyłącznie z ruchem, odpowiada również za procesy emocjonalne i koncentrację, a w wyniku działania przewlekłego stresu prenatalnego może wykazywać zmiany strukturalne i opóźnienie mielinizacji, co klinicznie bywa powiązane z zaburzeniami przetwarzania sensorycznego i trudnościami z uwagą.

Zaburzeniom ulega również funkcjonowanie osi HPA, czyli biologicznego systemu odpowiedzi na stres, a dokładniej: rozwija się wzorzec nadmiernej reaktywności, który sprawia, że dziecko w przyszłości może szybciej reagować lękiem, mieć większą trudność z samoregulacją oraz silniejszą skłonność do emocjonalnego przeciążenia.

W tle tych zjawisk zachodzą złożone procesy, takie jak: zaburzona funkcja łożyska, które traci zdolność do skutecznego filtrowania hormonów stresu, zmiany epigenetyczne w ekspresji genów odpowiadających za regulację emocji i stresu (w tym genów takich jak NR3C1 czy BDNF), przewlekły stan zapalny w organizmie kobiety, który oddziałuje na rozwój dziecka, a także zmiany w mikrobiomie i wpływ na metabolity oraz układ neuroprzekaźników rozwijającego się mózgu.

Wszystko to, to głęboko zakorzenione, fizjologiczne reakcje, które mogą na długo wpisać się w emocjonalną mapę ciała człowieka.
W pracy z pacjentem, również tym małym, warto uwzględnić także okres prenatalny, jako potencjalny czynnik konstytutywny.
Nie chodzi jednak o to, aby traktować analizę okresu prenatalnego, jako wyjaśnienie objawu lub zamiennik aktualnej relacji terapeutycznej lub diagnozy. To nie jest uniwersalny klucz do rozwiązania wszystkich trudności, z którymi boryka się pacjent, ale może być ważnym kontekstem, osadzonym głęboko w ciele, w układzie nerwowym i w pamięci somatycznej.

Dla wielu pacjentów, którzy nie potrafią opowiedzieć „skąd się to bierze”, ale wiedzą, że czują w ten sposób całe życie, uznanie tego okresu jako znaczącego, ale nie determinującego!, lecz współtworzącego może dać początek nowemu rozumieniu siebie.
To podejście nie jest linearne i wymaga pokory klinicznej, bo operujemy w obszarze prewerbalnym, opartym na regulacji, odczuciu i czasem na transgeneracyjnym przekazie.

Z perspektywy klinicznej, wrażliwej na wczesne doświadczenia relacyjne i somatyczne, badania te stanowią cenne przypomnienie o tym, jak głęboko psychiczne życie zaczyna się w ciele, zanim jeszcze pojawią się słowa i zanim uformuje się jakakolwiek narracja o sobie.

W duchu Winnicottowskiego rozumienia relacji, w którym „dziecko nie istnieje bez matki”, trudno oddzielić neurobiologię od środowiska emocjonalnego, w jakim to dziecko się rozwija. To właśnie matczyna obecność, nie tylko ta zewnętrzna, ale też wewnętrznie dostępna i uregulowana, staje się pierwszym kontenerem doświadczeń i pierwszym regulatorem.

Wiedza płynąca z badań nie ma na celu rekonstrukcji przeszłości w sposób deterministyczny, ani też upraszczania procesów terapeutycznych do biologicznych śladów. To raczej zaproszenie do tego, abyśmy uznali, że pamięć ciała może poprzedzać pamięć słów, a ukształtowane w bardzo wczesnym okresie wzorce regulacji, kontaktu i odruchowego chronienia siebie mogą nadal być żywe w teraźniejszości.

To właśnie w pracy z tym, co prewerbalne, fragmentaryczne i cielesne z tym, co objawia się jako napięcie lub somatyczny komunikat, możemy wspierać pacjenta w odzyskiwaniu czegoś, co nigdy w pełni nie zostało zawarte w relacji.
W tym sensie, artykuł ten nie tylko poszerza rozumienie neurobiologicznych korelatów wczesnych doświadczeń, ale także przypomina nam, że terapeutyczna obecność, ta cierpliwa, dostrojona i wystarczająco responsywna nadal ma moc, aby dotrzeć tam, gdzie słowa jeszcze nie sięgają.

Na podstawie artykułu: Molecular Psychiatry (2024)
„Brain structural and functional outcomes in the offspring of women experiencing psychological distress during pregnancy.”

https://www.researchgate.net/publication/378586476_Brain_structural_and_functional_outcomes_in_the_offspring_of_women_experiencing_psychological_distress_during_pregnancy

Adres

Ulica Kościelna 20
Starachowice
27-200

Telefon

+48781153577

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Synergia Zdrowia • Małgorzata Serwicka-Tarkowska umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Synergia Zdrowia • Małgorzata Serwicka-Tarkowska:

Udostępnij