Synergia Zdrowia • Małgorzata Serwicka-Tarkowska

Synergia Zdrowia • Małgorzata Serwicka-Tarkowska Być może szukasz wsparcia dla swojego dziecka?

Jestem tutaj, aby pomóc Tobie i/lub Twojej rodzinie, niezależnie od tego, czy zmagasz się z doświadczeniami traumatycznymi, zaburzeniami przetwarzania sensorycznego lub rozwijasz się w spektrum autyzmu.

17/08/2025

•relacja terapeutyczna• ⤵️

Kocham pracować metaforą w spotkaniach z pacjentami w moim gabinecie. I kiedyś zapytano mnie o ulubioną metaforę, którą wykorzystuję w procesie psychoterapii.

Czy mam ulubioną?
Jest ich całe mnóstwo.

⤵️ Ale ta, która obrazuje poniekąd rolę terapeuty to rozmowa Alicji z Kiciusiem. Uwielbiam Alicję w Krainie Czarów!

„(…) – Czy nie mógłby mnie pan poinformować, którędy powinnam pójść?
– To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś dojść – odparł Kot – Dziwak.
– Właściwie wszystko mi jedno.
– W takim razie wszystko jedno, którędy pójdziesz.
– Chciałabym tylko dostać się dokądś – dodała Alicja w formie wyjaśnienia.
– Ach, na pewno się tam dostaniesz, jeśli tylko będziesz szła dość długo (…)”
📕 Alicja w Krainie Czarów, Lewis Carroll

💬 Czy wiesz, że aż 57% skuteczności procesu terapeutycznego to relacja terapeutyczna?
Relacja, która ma przynieść dla Ciebie poczucie bezpieczeństwa.

💬 Okazuje się, że relacja terapeutyczna jest kluczowym elementem procesu psychoterapii, charakteryzującym się wzajemnym zaufaniem, szacunkiem, empatią i autentycznością między terapeutą - a pacjentem.

To dlatego dobór terapeuty jest tak ważny!
Bo poczucie bezpieczeństwa buduje zaufanie, a zaufanie buduje więź.

💬 Zgadzasz się ze mną?

Renata Ulman - Bogusławska


———————————————————————
Jestem terapeutką dzieci i rodziców.
Na co dzień, w swoim gabinecie, wspieram dzieci, młodzież i rodziców w ich kompetencjach oraz w relacji z jedzeniem i nie tylko.
———————————————————————

Wyobraźmy sobie codzienną sytuację: dziecko rozwijające się w spektrum autyzmu, przebywa w przestrzeni publicznej i nagl...
16/08/2025

Wyobraźmy sobie codzienną sytuację: dziecko rozwijające się w spektrum autyzmu, przebywa w przestrzeni publicznej i nagle zaczyna płakać, krzyczy, zasłania uszy i rzuca się na podłogę. Dorosły pochyla się i mówi: „ uspokój się! jeśli wstaniesz i będziesz grzeczny, pojedziemy na rower” (lub cokolwiek innego, co wydaje się atrakcyjne). W szkolnej klasie dziecko chowa się pod ławką, a nauczyciel reaguje chłodno: „nie przesadzaj, świat nie będzie się kręcił wokół ciebie. Wychodź stamtąd natychmiast!”. W domu dziecko krzyczy i jest rozbite emocjonalnie, a wyczerpany rodzic odpowiada: „nie histeryzuj, przecież nic się nie stało”.
To obrazy dobrze znane wielu osobom i niestety wciąż nierzadkie. W takich momentach dorośli próbują reagować za pomocą nagród, umniejszania emocji, chłodu czy ignorowania, co w praktyce spotyka bardzo wiele dzieci rozwijających się w spektrum autyzmu. Dzieje się tak, ponieważ zbyt często zjawisko meltdownu mylone jest z klasycznym buntem lub traktowane jest, jako brak konsekwencji wychowawczych. Ot, fanaberia, której rodzic ulega. Rozbisurmanione dziecko.

Meltdown nie jest przejawem złej woli czy kaprysu, lecz stanem neurologicznego przeciążenia. W jego trakcie układ nerwowy traci zdolność do samoregulacji, a mózg przechodzi w tryb przetrwania. Oznacza to, że dziecko nie ma dostępu do funkcji wykonawczych i nie jest w stanie „uspokoić się” ani „opanować” na polecenie dorosłego. Badania neurobiologiczne dość klarownie wskazują, że w czasie meltdownu aktywizują się struktury układu limbicznego oraz oś stresu, podczas gdy kora przedczołowa (odpowiadająca za kontrolę zachowania, planowanie i logiczne myślenie) chwilowo ulega dysfunkcji. Dlatego też oczekiwanie, że dziecko „opanuje się” w takim stanie, jest równie nieadekwatne, jak oczekiwanie, że siłą woli zatrzyma napad padaczkowy lub migrenowy.

Przebieg meltdownu może być różnorodny, lecz wspólnym mianownikiem jest brak intencjonalności ze strony dziecka. Objawy obejmują m.in. trudności w kontrolowaniu swojego zachowania i emocji, intensywny płacz, krzyk, zasłanianie uszu lub oczu, upadanie na podłogę, wymachiwanie rękami, zachowania agresywne i/lub autoagresywne, a także próby ucieczki lub ukrycia się.

Typowe sytuacje wyzwalające meltdowny to m.in. sklepy (hałas, intensywne oświetlenie, zapachy), szkoła (nagła zmiana planu lekcji, zmiana sali, przeciążenie społeczne i poznawcze), czy place zabaw oraz sale gimnastyczne (głośne dźwięki, tłum, pisk, gwizdki etc).

Istotnym pojęciem jest tzw. rumble stage, to termin stosowany w literaturze anglojęzycznej na określenie fazy wczesnych sygnałów narastającego przeciążenia. Może to być wiercenie się, powtarzalne pytania, marszczenie brwi, zaciskanie dłoni, nerwowe ruchy, bujanie etc. Na tym etapie możliwa jest jeszcze skuteczna interwencja i zapobieganie eskalacji. U dzieci werbalnych często pojawiają się sygnały wprost („za głośno”, „chcę do domu”, „jestem zmęczony”). U dzieci niewerbalnych identyfikacja przeciążenia jest znacznie trudniejsza, jeśli nie mają wprowadzonego systemu komunikacji wspomagającej i alternatywnej, jakim jest AAC. Do takich metod należą m.in. system obrazków (PECS), tablice symboli, gesty czy urządzenia generujące mowę. Badania potwierdzają, że stosowanie AAC znacząco poszerza możliwości komunikacyjne i obniża częstotliwość kryzysów.
Meltdown bywa efektem nagromadzenia mikrostresorów: dźwięków, światła, zapachów, tłoku, zmian w planie dnia, przeciągniętych interakcji społecznych czy obciążenia poznawczego. To, co dla osoby neurotypowej jest jedynie drobiazgiem, dla dziecka w spektrum może być ostatnim elementem „przelewającym czarę”. Choć z zewnątrz meltdown i bunt mogą wyglądać podobnie, w istocie są odmiennymi zjawiskami.

Bunt rozwojowy, typowy dla okresu dorastania ,to zachowanie intencjonalne, związane z procesem separacji i budowaniem autonomii. Dziecko sprawdza granice, bada reakcje dorosłych, negocjuje i potrafi zmienić swoje zachowanie w odpowiedzi na propozycję lub alternatywę. Zachowania opozycyjno-buntownicze, to sytuacje gdy dziecko działa intencjonalnie „na przekór”, częściej wchodzi w konflikty, obwinia innych i dąży do wywołania określonej reakcji otoczenia.
Meltdown jest jakościowo odmienny. To reakcja fizjologiczna związana z przeciążeniem układu nerwowego. Uruchamiany jest wówczas mechanizm przetrwania. Nie ma w nim przestrzeni na negocjacje, nagrody czy racjonalne perswazje.

Dlatego tak istotne jest, aby nie interpretować meltdownu jako buntu czy przejawu złej woli. Próby reagowania karami, nagrodami czy sztywnym egzekwowaniem zasad nie tylko nie przynoszą efektu, lecz mogą prowadzić do wtórnej traumatyzacji i poważniejszych trudności w regulacji emocji.

W praktyce pomocne jest podejście low-arousal, którego celem jest obniżanie poziomu pobudzenia zamiast jego eskalacji. W tym modelu unika się krzyku, ostrych poleceń i konfrontacji „na siłę”, a zamiast tego stosuje się:
-redukcję bodźców (ciszej, ciemniej, mniej osób),
-prostą i spokojną komunikację,
-zapewnienie dziecku przestrzeni i czasu do odzyskania równowagi.
Badania oraz doświadczenia praktyczne potwierdzają, że stosowanie strategii low-arousal obniża zarówno częstotliwość, jak i intensywność kryzysów.

Procedury wsparcia i bezpieczeństwa obejmują:

1. zapewnienie bezpieczeństwa poprzez usunięcie zagrożeń i stworzenie przestrzeni,

2. minimalizację bodźców (światło, hałas, tłum),

3. krótką i prostą komunikację („jestem obok”) lub ciszę, jeśli komunikaty dodatkowo eskalują napięcie,

4. wykorzystanie znanych strategii samoregulacyjnych (słuchawki, koc obciążeniowy, ulubiony przedmiot sensoryczny),

5. umożliwienie regeneracji po epizodzie, zamiast wymuszania natychmiastowego powrotu do obowiązków.

Podkreślenia wymaga także rola środowiska edukacyjnego. Zdarza się, że strategie samoregulacyjne ucznia są błędnie interpretowane. Tutaj zasłyszany przykład z praktyki własnej. Uczeń korzystający z słuchawek wyciszających w przerwie szkolnej został uznany przez pedagoga szkolnego za „niekulturalnego” i „nieokazującego szacunku wobec szkoły i kadry”. W rzeczywistości jednak, słuchawki , to narzędzie samodzielnie wypracowanej przez ucznia próby regulacji, która umożliwia mu funkcjonowanie w zbyt głośnym dla siebie otoczeniu. W takich sytuacjach problemem nie jest brak szacunku ucznia, lecz brak aktualnej wiedzy, pokory i refleksji po stronie dorosłych - w tym przypadku kadry pedagogicznej.

WAŻNE: wiedza o meltdownie nie oznacza, że każde zachowanie należy nim tłumaczyć. Dzieci w spektrum, jak każde inne, mogą doświadczać frustracji, testować granice czy zachowywać się w sposób opozycyjny. Istotą jest jednak umiejętność rozróżniania i adekwatnego reagowania.

Meltdown to neurologiczny alarm, a nie przejaw złego wychowania. Próba reagowania na niego w kategoriach nagród czy kar jest równie bezcelowa, jak negocjowanie z migreną. Świadomość różnicy między meltdownem a buntem nie polega na gloryfikowaniu jednej metody, lecz na adekwatnym dostosowywaniu wsparcia.

Dlatego, jeśli jesteśmy świadkami meltdownu w przestrzeni publicznej, warto powstrzymać się od oceniania. Nie znając kontekstu, nie jesteśmy w stanie zrozumieć sytuacji. Jeśli nie możemy realnie pomóc – najlepszym wsparciem jest nieutrudnianie. A jeśli chcemy pomóc, czasem wystarczy proste pytanie czy coś jest potrzebne. Czasami pomocne bywa zebranie rozrzuconych rzeczy, podanie wody, odsunięcie osób przyglądających się sytuacji. Takie gesty bywają nie do przecenienia.

A jeśli nadal pojawia się wątpliwość, czy meltdown to rzeczywistość, czy jedynie fanaberia i „brak granic wychowawczych”, warto sięgnąć do źródeł naukowych i publikacji, które pogłębiają zrozumienie i perspektywę.

📚 Zatrzymaj się i poczytaj :

Laura Foran Lewis & Kailey Stevens (2023) – The lived experience of meltdowns for autistic adults.
Publikacja w magazynie Autism (Vol. 27, Nr 6, s. 1817–1825), DOI: 10.1177/13623613221145783.
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/36632658/

Teassy Yalim & Suziyani Mohamed (2023) – Meltdown in autism: challenges and support needed for parents of children with autism.
International Journal of Academic Research in Progressive Education and Development, Vol. 12(1), s. 850–876, DOI: 10.6007/IJARPED/v12‑i1/16184.
Pełny tekst dostępny (CC BY 4.0):
https://ijarped.com/index.php/journal/article/view/1424

K. Paris (2025) – A metaphor analysis of autistic Shutdowns.
Artykuł w Autonomic Neuroscience: Basic and Clinical, DOI: 10.1089/aut.2024.0193.
https://www.liebertpub.com/doi/10.1089/aut.2024.0193

Meltdown i shutdown jako konsekwencja przeciążenia sensorycznego u osób w spektrum autyzmu” – Czasopismosi.pl (artykuł popularnonaukowy)
https://www.czasopismosi.pl/artykul/meltdown-i-shutdown-jako-konsekwencja-przeciazenia-sensorycznego-u-osob-w-spektrum-autyzmu

Autystyczne meltdowny i shutdowny – jak je rozumieć i wspierać osoby w kryzysie?
https://psychorada.pl/post/autystyczne-meltdowny-i-shutdowny-jak-je-rozumiec-i-wspierac-osoby-w-kryzysie

Od ponad 12 lat towarzyszę osobom rozwijającym się w spektrum autyzmu w ich codziennych wyzwaniach i sukcesach, a moja p...
11/08/2025

Od ponad 12 lat towarzyszę osobom rozwijającym się w spektrum autyzmu w ich codziennych wyzwaniach i sukcesach, a moja praca sprawia, że nieustannie poszukuję wiedzy, która pomoże mi lepiej rozumieć neuroróżnorodność. Każde spotkanie z pacjentem uświadamia mi, że pod wspólnym określeniem „autyzm” kryje się ogromna różnorodność, ponieważ każda osoba niesie swoją własną historię rozwoju, odmienne potrzeby i unikalne mocne strony. Dlatego tak istotne jest, aby śledzić badania, które mogą tę różnorodność lepiej opisać i wyjaśnić, a tym samym umożliwić nam bardziej świadome i skuteczne wspieranie osób rozwijających się w spektrum autyzmu.

Warto przy tym pamiętać, że w ostatnich latach obserwujemy wyraźny wzrost liczby diagnoz w kierunku spektrum autyzmu. Wynika to zarówno z większej świadomości społecznej i lepszego dostępu do diagnozy, jak i z poszerzenia kryteriów diagnostycznych. Ta zmiana, choć pozytywna, jeszcze wyraźniej pokazuje, jak bardzo potrzebujemy pogłębionej wiedzy, aby zrozumieć nie tylko to, kto spełnia kryteria diagnostyczne, ale też jakie są indywidualne potrzeby i potencjał każdej osoby. Bez tego łatwo przeoczyć istotne różnice w funkcjonowaniu i potrzebach, które mogą decydować o skuteczności wsparcia.

Niedawno ukazało się wyjątkowo interesujące badanie, opublikowane w Nature Genetics, przygotowane przez naukowców z Uniwersytetu Princeton oraz Simons Foundation. Badacze przeanalizowali dane ponad
5 000 dzieci w spektrum autyzmu. W badaniu uwzględniono niezwykle szeroki zestaw informacji: ponad 230 cech dotyczących rozwoju, zachowania i zdrowia psychicznego, a także korelacje genetyczne.

Celem analizy było ustalenie, czy w tak dużej grupie można wyróżnić mniejsze podgrupy dzieci, które łączy zarówno podobny obraz kliniczny, jak i wspólne korelaty biologiczne. W efekcie zidentyfikowano cztery wyraźnie różniące się podtypy autyzmu:

1. Trudności społeczne i behawioralne – duże problemy w relacjach i zachowaniu, często współwystępujące z ADHD, lękiem czy OCD.

2. ASD z opóźnieniem rozwojowym – opóźnienia w wielu obszarach rozwoju, powiązane z rzadkimi wariantami genetycznymi, ale bez nasilonych zaburzeń emocjonalnych.

3. Umiarkowane trudności – łagodniejsze objawy, rozwój w normie, brak poważnych zaburzeń psychiatrycznych.

4. Szeroko nasilone objawy – najbardziej nasilone trudności, szerokie deficyty rozwojowe oraz liczne współistniejące problemy zdrowotne.

Każda z tych grup różniła się także profilami genetycznymi, w tym obecnością nowych mutacji lub dziedziczonych wariantów genów, a także tym, kiedy geny te są aktywne w rozwoju dziecka.

Jako terapeuta i diagnosta postrzegam te wyniki jako potwierdzenie tego, że w pracy z osobami w spektrum nie istnieje jeden uniwersalny model diagnozy czy terapii, ponieważ za tym samym rozpoznaniem mogą stać zupełnie odmienne historie rozwojowe. Takie podejście pozwala lepiej przewidywać potrzeby i planować wsparcie w sposób maksymalnie dopasowany do konkretnego dziecka i jego profilu, co w praktyce zwiększa szanse na skuteczną pomoc.

Jednocześnie mam świadomość, że to dopiero początek. Być może te cztery podtypy mogą być tylko wierzchołkiem góry lodowej, a kolejne badania ujawnią jeszcze większe zróżnicowanie. To uczy pokory. Pokazuje, że w pracy terapeutycznej musimy łączyć wiedzę naukową z uważnością na indywidualny kontekst i codzienne realia życia danej osoby i jej rodziny.

📍 Zostawiam link do artykułu:
https://www.nature.com/articles/s41588-025-02224-z?utm_source=chatgpt.com

Kiedy zapraszam rodzinę do procesu diagnozy spektrum autyzmu, przyjmuję perspektywę, w której nie chodzi wyłącznie o odp...
10/08/2025

Kiedy zapraszam rodzinę do procesu diagnozy spektrum autyzmu, przyjmuję perspektywę, w której nie chodzi wyłącznie o odpowiedź na pytanie „czy jest autyzm”, lecz o głębokie zrozumienie, jak dziecko przeżywa swój świat, w jakich warunkach wchodzi w relacje, co mu w tym pomaga, a co utrudnia. To zawsze jest droga wymagająca czasu, cierpliwości i wrażliwości w której różne elementy ( obserwacje, wywiady, nagrania, opinie innych specjalistów i wyniki badań medycznych) splatają się w jedną spójną opowieść. Zależy mi, aby od pierwszego kontaktu rodzina czuła, że jest wysłuchana i rozumiana, a moje pytania, narzędzia i zalecenia służą temu, aby wspólnie odnaleźć sens w tym, co dzieje się w codzienności dziecka.

W badaniu korzystam m.in. z narzędzia ADOS-2, które porządkuje obserwację zachowań komunikacyjnych, społecznych i wzorców ograniczonej aktywności. Traktuję je jednak jako jeden z rozdziałów większej historii- nigdy jako jedyny wyznacznik. Wiem, że w praktyce raporty z ADOS-a bywają krótkie, czasem strona lub dwie i bywa, że jest to uznawane za standard. Dla mnie standardem jest jednak raport rozbudowany, szczegółowy, tworzony po to, aby rodzina mogła używać go jak mapy. Dokument, który nie tylko opisuje wynik testu, ale tłumaczy mechanizmy, pokazuje zależności, nazywa zarówno trudności, jak i zasoby, a przede wszystkim osadza je w szerszym kontekście życia dziecka.

Fundamentem diagnozy jest dla mnie pogłębiony wywiad rozwojowy uzupełniony pomocnymi narzędziami. Razem z rodzicami przechodzimy przez wczesne etapy życia dziecka - od jakości pierwszych relacji, przez reakcje na dotyk, dźwięki, światło, rytm snu i czuwania, aż po sposób radzenia sobie ze zmianą. Często to właśnie w tych historiach pojawiają się pierwsze sygnały pozwalające zrozumieć obecne zachowania. Staram się, aby rodzice czuli, że ich obserwacje i wnioski są pełnoprawnym, ważnym elementem całego procesu.

Kiedy jest to możliwe, obserwuję dziecko w jego naturalnym środowisku w przedszkolu, szkole czy żłobku, ponieważ to tam widać strategie adaptacyjne, których gabinetowe badanie może nie ujawnić. Jeśli bezpośrednia obserwacja w placówce nie jest możliwa, proszę o rozmowę telefoniczną z nauczycielami, aby móc dopytać o kluczowe sytuacje i reakcje. Jeśli dziecko korzysta z terapii i rodzice oraz terapeuta wyrażą zgodę, kontaktuję się również z nim. Dzięki temu mogę zebrać wieloperspektywiczny obraz funkcjonowania, co czyni diagnozę bardziej pełną i rzetelną.

Proszę także o nagrania z codziennego życia najlepiej z wczesnego okresu ponieważ domowe, naturalne sytuacje często pokazują to, co w warunkach badania może pozostać niewidoczne. Analizuję m.in. jakość wspólnego pola uwagi, inicjowanie i podtrzymywanie interakcji, strategie regulacji, wrażliwość na zmianę, sposoby zabawy i repertuar aktywności.

Kwestionariusze wspomagające diagnozę przekazuję nauczycielom i opiekunom w żłobku niezależnie od tego czy mogę dokonać obserwacji stacjonarnie. Jeżeli widzę sygnały wskazujące na inne czynniki, np. zaburzenia integracji sensorycznej, zaburzenia przetwarzania słuchowego, niewygaszone odruchy wczesnodziecięce lub potrzebę konsultacji optometrycznej, zaznaczam to w raporcie. Często rekomenduję także wykonanie badań laboratoryjnych: morfologii, czasem oceny funkcjonowania osi HPA (podwzgórze–przysadka–nadnercza), ponieważ zaburzenia jej działania mogą wpływać na regulację emocji, energię i wrażliwość na bodźce. Te informacje pomagają spojrzeć na dziecko w sposób naprawdę całościowy.

Szczególną uwagę przykładam do diagnozy dziewcząt w spektrum, zwłaszcza w normie intelektualnej lub powyżej. Często potrafią one przez lata maskować swoje trudności, ucząc się naśladować zachowania rówieśników. Za tą adaptacją kryje się jednak wysoki koszt emocjonalny i przeciążenie, które trzeba nazwać i uwzględnić w planowaniu wsparcia. Dziewczęta w spektrum często doświadczają zaburzeń internalizacyjnych.

Każdy raport powstaje przeze mnie samodzielnie, po uważnej analizie wszystkich materiałów. Zanim skieruję rodzinę do lekarza psychiatry dziecięcego, odbywamy obszerne omówienie. Rozmawiamy o wnioskach, wyjaśniam, co oznaczają w codziennym życiu, omawiam zalecenia i kolejne kroki. Zgodnie z polskim prawem formalne rozpoznanie spektrum stawia lekarz psychiatra, a moja rola polega na dostarczeniu mu pełnego, wieloaspektowego obrazu dziecka. Dobrze przygotowana dokumentacja pozwala lekarzowi nie tylko potwierdzić diagnozę, ale też podjąć trafne decyzje dotyczące dalszych działań.

W trakcie omówienia diagnozy często tłumaczę rodzicom zjawiska charakterystyczne dla spektrum, np. monotropizm, czyli tendencję do skupiania dużej ilości energii i uwagi na wąskim obszarze zainteresowań lub aktywności. Opowiadam, w jaki sposób może to być źródłem pasji, poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, a jednocześnie, dlaczego zmiana tego ogniska uwagi bywa dla dziecka tak trudna i obciążająca. Wspólnie szukamy strategii, które pozwolą stopniowo poszerzać obszar doświadczeń, nie odbierając dziecku poczucia kontroli.

Zdarza się, że wspólnie analizujemy tzw. wybuchy w sytuacjach grupowych, szukając momentów, w których można zareagować prewencyjnie. Innym razem rozmawiamy o tym, jak wąski zakres tematów może stać się punktem wyjścia do kontaktu i budowania relacji. Właśnie w tych szczegółach kryje się sens mojego podejścia- w uważnym zrozumieniu i rozpoznawaniu wzorców oraz w szukaniu sposobów po to , aby dziecko mogło wchodzić w świat w sposób bezpieczny dla siebie.

Końcowy raport jest obszerny. Zawiera zarówno diagnozę, jak i konkretne zalecenia: od strategii domowych i szkolnych, przez rekomendacje sensoryczne, po propozycje dalszych konsultacji. Dopiero po tym etapie kieruję rodzinę do psychiatry, aby formalnie sfinalizować diagnozę. Dzięki temu rodzice idą na wizytę z gotową mapą, z poczuciem, że rozumieją swoją sytuację i wiedzą, jak się poruszać w dalszej drodze.

Wierzę, że dobra diagnoza nadaje porządek i znaczenie. Daje rodzinie język do mówienia o trudnościach i zasobach, a przede wszystkim poczucie, że w tej drodze nie są sami.

Serio?!!😳🤯Moja reakcja na dzisiejszy trend znaleziony na TikToku.Jako terapeutka pracująca z dziećmi i młodzieżą regular...
02/08/2025

Serio?!!😳🤯
Moja reakcja na dzisiejszy trend znaleziony na TikToku.

Jako terapeutka pracująca z dziećmi i młodzieżą regularnie przeglądam treści publikowane na TikToku z potrzeby rozumienia świata, w którym poruszają się moi młodzi pacjenci.

Niektóre z tych materiałów mają potencjał edukacyjny, inne pozostają neutralne, ale zdarzają się również takie, które budzą mój głęboki niepokój nie tylko jako specjalistki, ale przede wszystkim jako człowieka.
Dziś wyświetlił mi się filmik oznaczony hasztagiem:
„kids protecting their moms from dad”,
czyli nagrania, w których rodzice udają scenę przemocy domowej, aby zobaczyć i zarejestrować, jak zareaguje ich dziecko w momencie, gdy „ojciec” uderza „matkę”.

Z perspektywy dorosłych ma to być zabawny „prank” lub rodzaj „eksperymentu społecznego”. Z perspektywy dziecka to coś zupełnie innego i niewiele ma wspólnego z żartem.
Mamy tu do czynienia z poważnym naruszeniem granic emocjonalnych.
Dziecko obserwujące pozorny akt przemocy wobec swojej matki nie odbiera tego jako żartu. Nie posiada jeszcze rozwiniętych zdolności poznawczych, które pozwoliłyby mu oddzielić fikcję od rzeczywistości tym bardziej w sytuacji silnego pobudzenia emocjonalnego.
Mózg dziecka nie analizuje intencji. On po prostu reaguje na bodziec. Układ nerwowy uruchamia autentyczną reakcję alarmową. Organizm dziecka działa tak, jakby zagrożenie było rzeczywiste, bo z jego perspektywy właśnie takie jest.

W reakcji na ten „eksperyment” jedne dzieci rzucają się w obronie matki, inne zamarzają w bezruchu, jeszcze inne wpadają w płacz, próbując zrozumieć, co się właściwie dzieje.
Po chwili słyszą, że to był „tylko żart/prank”.
Co więcej, w niektórych nagraniach widoczna jest wręcz duma matek z faktu, że dziecko zareagowało impulsywnie, a nawet agresywnie wobec ojca, jakby reakcja dziecka była oznaką odwagi, lojalności czy siły charakteru.
Tymczasem nie jest to dowód emocjonalnej dojrzałości dziecka, lecz przejaw jego bezsilnej mobilizacji w sytuacji skrajnego stresu.
W sytuacji, która nigdy nie powinna mieć miejsca.
Tego typu materiały są częścią szerszego zjawiska, wpisującego się parentsharing, czyli publikowania przez rodziców treści z udziałem ich dzieci, nierzadko przedstawiających ich intymne stany emocjonalne, prywatność i wrażliwość.
Najczęściej dzieje się to bez zgody dziecka i często nawet bez próby uświadomienia mu, co oznacza obecność w przestrzeni publicznej.
W tych sytuacjach dziecko przestaje być traktowane jak podmiot. Dziecko staje się środkiem do wzbudzenia emocji w widzach, źródłem polubień, narzędziem w walce o uwagę i zasięgi.

To już nie jest jedynie przekroczenie granicy prywatności.
To odbieranie dziecku jego tożsamości jako osoby.
Dziecko nie ma wpływu na to, co się z nim dzieje.
Nie rozumie, dlaczego nagle staje się świadkiem przemocy, a tym bardziej dlaczego później jego emocje są nagrywane, oceniane i komentowane przez obcych ludzi w sieci.
W bardzo wielu przypadkach pojawia się tu również parentyfikacja emocjonalna. Dziecko zostaje wciągnięte w świat dorosłych konfliktów, staje się obrońcą i opiekunem.
Przyjmuje na siebie rolę, która całkowicie wykracza poza jego możliwości emocjonalne.
Piszę to wszystko z rosnącą frustracją i z ogromnym zmęczeniem.
Bo ile razy jeszcze trzeba powtarzać, że dzieci to nie są rekwizyty a ich wrażliwość nie jest „contentem”?
Za każdym razem, gdy widzę, jak dziecko jest wykorzystywane do zdobywania zasięgów/serduszek, jak jego emocje są ośmieszane, jak jego granice są bezkarnie naruszane, to naprawdę nie wiem, co bardziej boli: to, co dzieje się z tym dzieckiem… czy to, jak bardzo zobojętnieliśmy jako społeczeństwo?
Jeżeli jako dorosły celowo wywołujesz u dziecka silne emocje (takie jak lęk, rozpacz, zawstydzenie czy dezorientację), tylko po to, aby je nagrać i udostępnić, to nie jesteś „zabawnym i wyluzowanym rodzicem”.
Wchodzisz w obszar emocjonalnego nadużycia.

Bycie rodzicem nie kończy się na biologii.
Odpowiedzialność rodzicielska zakłada także dojrzałość, także tę emocjonalną.
Zakłada świadomość, że emocje dziecka nie są środkiem do celu, lecz wyrazem jego wrażliwości, zaufania i potrzeby bliskości.

Jeśli to zaufanie zostaje wykorzystane dla zasięgów, to nie jest troska, a potrzeba atencji.
Można mieć dobre intencje i jednocześnie nieświadomie robić krzywdę. Jednak jeśli mimo jasnych sygnałów, głosów specjalistów i wiedzy ogólnodostępnej, ktoś nadal traktuje dziecko jak narzędzie do tworzenia treści, to już nie jest niewiedza.
To jest WYBÓR jaki dokumentujemy wobec naszego dziecka.
A za wybory wobec dzieci zawsze ponosimy pełną odpowiedzialność.

I jeśli czytając to, odnajdujesz w którymś fragmencie siebie, jeśli tworzysz content z życia emocjonalnego swojego dziecka, jeśli eksponujesz je w trudnych momentach, to nie oskarżam Cię , ale pytam: co sprawia, że potrzebujesz to robić?
Może to właśnie najlepszy moment, żeby pójść na terapię.
Czy chciałbyś, żeby ktoś nagrał Cię w chwili Twojego autentycznego przerażenia i opublikował to dla rozrywki innych?

Wyobraź sobie, że Twój partner lub partnerka udaje zawał, a Ty reagujesz impulsywnie, chcąc pomóc.
Po chwili słyszysz: „to był żart”. I widzisz, jak Twoje łzy, stres, lęk trafiają do sieci.
Czy poczułbyś się rozbawiony?

A może inaczej. Sytuacja z pracy: ktoś symuluje, że zostałeś zwolniony, ponieważ popełniłeś poważny błąd, który rujnuje Twoją reputację. Ktoś robi to tylko po to, aby nagrać Twoją reakcję.
Co wtedy czujesz? Poczucie zdrady? Upokorzenie?

To są dokładnie te same emocje, które przeżywają dzieci, tylko że one nie mają jeszcze odpowiednich narzędzi i języka, żeby je nazwać. Nie posiadają strategii, aby móc się przed nimi ochronić.
Za to jesteś odpowiedzialny Ty, jako rodzic.

I jeszcze jeden obrazek do wyobrażenia, jeśli pozostałe były niezbyt wyraźne:
jesteś wśród znajomych, ktoś publicznie przywołuje coś bolesnego z Twojego życia, wyśmiewa to, nagrywa, a potem mówi:
„nie przesadzaj, to tylko żart, wyluzuj się. Jesteś zbyt spięty. Nie biersz wszystkiego tak bardzo do siebie”.
Co wtedy poczujesz?

Jeśli oczekujemy szacunku dla naszych emocji, granic, reakcji i prywatności jako dorośli, to jakim cudem odmawiamy tego dzieciom?
Dlaczego ich emocje miałyby być mniej ważne tylko dlatego, że nie potrafią jeszcze ich wyrazić?

Zawstydzanie, ośmieszanie, przeciążanie i publiczne wystawienie, to nie są formy troski.
To są formy przemocy.
I zostawiają trwały ślad nie tylko w pamięci, ale w strukturze emocjonalnej dziecka.
Jak mamy mówić o zdrowym społeczeństwie, skoro tak często brakuje w nim elementarnego szacunku nawet dla tych najmniejszych ludzi, jakimi są dzieci?

Wiem, że to trudne.
Wiem, że wielu dorosłych nigdy nie zaznało prawdziwej obecności i w wielu domach był chłód, kontrola oraz różne formy przemocy i nadużyć.
Jednak to nie powinno być usprawiedliwieniem, tylko punktem zwrotnym do zmiany.

Albo wiesz co... nie.
Możemy dalej udawać, że dzieci tego nie pamiętają, nie rozumieją, że „wszystkie dzieci tak mają”, że „życie to nie bajka”, że „przecież nic się nie stało”.

Możemy dalej mówić: „to tylko TikTok”, „to tylko reakcja”, „to przecież śmieszne”,
a najlepiej: „no ale przecież wszystko jest dla ludzi”.
I możemy dalej ładować w dzieci ciężary, które do nich nie należą
Odpowiedzialność za emocje dorosłych, rolę mediatora w konflikcie rodziców, presję perfekcyjnych reakcji, wyważonych słów i niewzruszonej miny.
Możemy dalej przerzucać na dzieci nasze niespełnione potrzeby emocjonalne, nasze niezałatwione traumy, nasze tęsknoty za poklaskiem, kontrolą i atencją lub za pragnieniem innego życia.
I kiedy już to wszystko w nich upchniemy, jak w plecak, który nigdy nie był ich i nigdy do nich nie należał,
możemy z czystym sumieniem zdziwić się, że dorastają z poczuciem pustki, lęku, złości albo nieufnością.

Możemy wtedy powiedzieć, że są „trudne”, „zamknięte w sobie”, „nieumiejące się dogadać”, „z problemami społecznymi i emocjonalnymi”.
Więc możemy dalej robić to, co robimy.
A potem dziwić się, że mają trudności z zaufaniem.
Z granicami.
Z poczuciem własnej wartości.
Z relacjami.

A potem my, jako dorośli, będziemy mogli rozsiąść się rubasznie w fotelu i mówić:
„nie wiem, czemu mój syn nie chce ze mną rozmawiać”.
„Nie wiem, skąd u mojej córki ta wieczna złość”.
„Nie wiem, czemu się tak zamknął”.
„Naprawdę nie wiem, co się z nią stało…”

Z rosnącym niepokojem obserwuję, jak w przestrzeni publicznej coraz częściej pojawia się określenie „autyzm cyfrowy”. Ch...
25/07/2025

Z rosnącym niepokojem obserwuję, jak w przestrzeni publicznej coraz częściej pojawia się określenie „autyzm cyfrowy”. Choć termin ten funkcjonuje głównie w narracjach medialnych i publicystycznych, bywa też powielany w rozmowach rodzicielskich, a niekiedy pojawia się nawet w kontekście edukacyjnym czy terapeutycznym.

Jest to określenie nienaukowe i diagnostycznie nieuprawnione – nie występuje w żadnym z obowiązujących systemów klasyfikacji zaburzeń rozwojowych (ICD-11, DSM-5). Mimo to, bywa stosowane do opisu dzieci, które przejawiają trudności w zakresie komunikacji, rozwoju mowy, relacji społecznych czy regulacji emocji, a których historia zawiera nadmierną ekspozycję na technologie ekranowe.

Takie uproszczenie budzi poważne zastrzeżenia, zarówno merytoryczne, jak i etyczne, ponieważ prowadzi do mylnych wniosków diagnostycznych, opóźnia decyzje o interwencji i jednocześnie stygmatyzuje dzieci z rozpoznanym spektrum autyzmu, sugerując, że ich trudności są „nabyte” wskutek niewłaściwego użytkowania technologii.

Co więcej, taki sposób myślenia prowadzi do szkodliwych stereotypów i błędnych przekonań, jakoby rodzic dziecka w spektrum był emocjonalnie nieobecny lub zaniedbywał dziecko. W ten sposób cofamy się o dekady w rozumieniu autyzmu, na nowo wpisując się w dawno obaloną teorię o tzw. „matkach lodówkach”, czyli chłodnych, niedostępnych emocjonalnie kobietach, które miały rzekomo „wywoływać” autyzm u swoich dzieci. Teza ta, popularna w połowie XX wieku, została jednoznacznie obalona przez współczesną naukę, która wykazała, że autyzm ma podłoże biologiczne i genetyczne i nie wynika z błędów wychowawczych czy emocjonalnych deficytów rodziców.

W tym kontekście szczególnie bolesne jest to, że rodzice dzieci w spektrum autyzmu już teraz na ogół spotykają się z niezrozumieniem i częstą, niesprawiedliwą oceną społeczną. Narracje takie jak „autyzm cyfrowy” potęgują to doświadczenie, prowadząc do dodatkowej stygmatyzacji rodzin, które i tak mierzą się z wieloma wyzwaniami codzienności. Zamiast wsparcia otrzymują etykiety i nieuzasadnione oskarżenia.

Faktem jest, że nadmierna ekspozycja na urządzenia ekranowe, szczególnie w okresach wrażliwych dla rozwoju układu nerwowego, może poważnie zaburzać rozwój dziecka.
Wczesne dzieciństwo to czas, w którym mózg kształtuje się pod wpływem relacji, doświadczeń sensorycznych, mimiki, dotyku oraz żywej i responsywnej obecności dorosłego. W sytuacji, gdy technologia staje się dominującym źródłem stymulacji, dochodzi do:
– przeciążenia układu siatkowatego, który odpowiada za czujność i reakcje na bodźce,
– wtórnych zaburzeń w integracji sensorycznej,
–fragmentarycznego rozwoju połączeń neuronalnych.

Szczególnie niepokojący jest wpływ ekranów na dzieci do 2. roku życia, czyli w czasie, kiedy rozwój opiera się niemal wyłącznie na relacji z opiekunem, rytmie ciała, wspólnej uwadze i komunikacji niewerbalnej.
W tym okresie:
– ekran zastępuje kontakt wzrokowy i opóźnia rozwój ścieżek neuronalnych,
– ogranicza ekspozycję na zróżnicowany język, co prowadzi do opóźnień rozwoju mowy i komunikacji funkcjonalnej,
– zakłóca synchronizację emocjonalną z opiekunem, tak potrzebną do budowania bezpiecznej więzi i samoregulacji.

Dzieci, które większość czasu spędzają przed ekranem, często bez udziału dorosłego, nie rozwijają umiejętności komunikacyjnych i społecznych w sposób naturalny. Mowa bywa opóźniona lub pozbawiona kontekstu. Obserwuje się trudności w rozumieniu emocji, wchodzeniu w naprzemienność i dostosowywaniu zachowania do sytuacji.

Z własnej praktyki wiem, jak bardzo postrzeganie czasu ekranowego może być zaniżone. Podczas wywiadów rozwojowych zawsze pytam o korzystanie z urządzeń i choć początkowo rodzic deklaruje, że to „tylko pół godziny dziennie”, jednak gdy wspólnie przyglądamy się rytmowi dnia, okazuje się, że tych momentów jest znacznie więcej: 30 minut gry, 20 minut w samochodzie z telefonem, 30 minut rano, godzina po południu z telewizorem w tle.
Sumarycznie, czasem daje to kilka godzin dziennie, często bez świadomości dorosłych, że to właśnie ten czas stanowi istotną część codzienności dziecka.

Warto w tym miejscu powiedzieć jasno:
➡️ to nie jest autyzm. To są przejawy deficytów w obszarze więzi i regulacji sensorycznej.
➡️ wychowywanie dziecka przez tablet, grę czy telewizję jest formą zaniedbania środowiskowego, nie jest natomiast objawem neuroatypowego rozwoju.

Nie chodzi tu o demonizowanie technologii, bo nie ona jest źródłem problemu, ale jej nadużywanie w oderwaniu od obecności i odpowiedzialności dorosłego. Technologia może być użytecznym narzędziem, pod warunkiem że jest stosowana świadomie, w sposób dostosowany do wieku, potrzeb i etapu rozwoju dziecka.

Używanie terminu „autyzm cyfrowy” upraszcza i zniekształca obraz rozwoju dziecka.
Z jednej strony bagatelizuje trudności dzieci, które potrzebują specjalistycznej diagnozy i wsparcia, sugerując, że „wystarczy odłączyć ekran”.
Z drugiej strony, umniejsza ona realnym doświadczeniom osób w spektrum autyzmu, które zmagają się z wyzwaniami wynikającymi z odmiennego funkcjonowania mózgu, a nie z „efektów technologii”.
Autyzm to zaburzenie neurorozwojowe o złożonej etiologii biologicznej – nie jest wynikiem stylu życia ani wpływu mediów.

Nadużywanie ekranów to realny problem, ale nie uprawnia do tworzenia fałszywych diagnoz, ani do obciążania rodzin nieuzasadnionym poczuciem winy. Tym bardziej nie wolno nam utrwalać społecznych narracji, które pogłębiają osamotnienie i niezrozumienie rodziców dzieci w spektrum – osób, które często już teraz stają w obliczu oceniających spojrzeń, krzywdzących stereotypów i systemowej niewiedzy.

Dlatego apeluję o odpowiedzialność zarówno w języku, jak i w działaniu.
Rozmawiajmy o wpływie technologii na rozwój, uświadamiajmy rodziców, edukujmy, wspierajmy, ale nie stawiajmy znaku równości tam, gdzie nie powinno go być.

Adres

Ulica Kościelna 20
Starachowice
27-200

Telefon

+48781153577

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Synergia Zdrowia • Małgorzata Serwicka-Tarkowska umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Synergia Zdrowia • Małgorzata Serwicka-Tarkowska:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram