24/07/2025
Tragedia, do której doszło dziś w nocy na obozie harcerskim, wstrząsnęła całą Polską. 15-letni Dominik zmarł podczas tzw. próby – miał przepłynąć jezioro wpław w pełnym umundurowaniu i ciężkich butach, by rozpalić ognisko na drugim brzegu. Według ustaleń dziennikarzy, 21-letni wychowawca wraz z 19- letnim ratownikiem śledzili jego postępy z pomostu i zareagowali dopiero wtedy, gdy chłopiec zniknął pod wodą.
Nie udało się go uratować.
Dziś mówi się o dramacie, o konieczności wyjaśnień, o odpowiedzialności konkretnej jednostki czy organizacji. Jednak ta tragedia nie wydarzyła się w próżni. Ona jest efektem wieloletnich zaniedbań i całkowitego braku systemowego nadzoru nad rynkiem kolonii i obozów dla dzieci i młodzieży.
Jako psycholog i osoba pracująca od wielu lat z dziećmi i młodzieżą, wiem jedno: patologie tego środowiska są mi dobrze znane. Piszę to również jako uczestniczka licznych zorganizowanych wyjazdów tego typu w okresie dorastania. Nikt od lat nie dokonał koniecznych zmian. Myślicie że aktualny wymóg zgłoszenia kolonii do kuratorium gwarantuje bezpieczny wypoczynek dziecka? Cóż, niestety nie.
Według szacunków ponad 700 tysięcy dzieci uczestniczy w letnich koloniach i obozach na terenie Polski i za granicą, a wielu rodziców wysyła dzieci również na zimowiska podczas ferii.
Czy można było zapobiec dramatowi, który rozegrał się dziś w nocy? Biorąc pod uwagę wiek (a co za tym idzie, doświadczenie) opiekuna i ratownika, którzy byli świadkami (i być może inicjatorami) tego zdarzenia, niestety wątpię.
W czasie studiów ukończyłam kurs wychowawcy kolonijnego oraz kierownika wypoczynku. Doświadczenie zdobywałam również jako wychowawczyni podczas półkolonii. Widziałam z bliska, jak łatwo można przekroczyć granice bezpieczeństwa i jak często organizatorzy nie przestrzegają regulacji.
Myśląc o niebezpieczeństwie podczas letniego wypoczynku na obozie, wspominam dziś także własne dzieciństwo i wyjazd na Węgry. Pozwólcie, że na chwilę Was tam zabiorę.
Kadra była zakwaterowana w hotelu i nie miała żadnej realnej kontroli nad tym, co działo się z grupą w czasie wolnym. Nie posiadaliśmy wtedy telefonów komórkowych, więc młodzi "opiekunowie" nie mieli z nami w ogóle kontaktu. Pamiętam, jak około północy 13- i 14- letnie dziewczynki z mojego pokoju udały się do lokalnego klubu. Odradzałam im ten pomysł, ale uwolnione spod kontroli rodziców, nie miały zahamowań. Po godzinie, może dwóch, wróciły na chwilę chwaląc się, że mężczyźni stawiali im alk*hol. Były dumne z tego, że są traktowane jak dorosłe. Długo namawiały mnie, żebym poszła z nimi. Miałam 12, może 13 lat. Pod wpływem rówieśniczej presji poszłam tam z nimi tylko "zobaczyć na chwilę".
Gdy otworzyły się drzwi obskurnego lokalu, natychmiast wzięłam nogi za pas i biegłam co sił w nogach przez las, gdzieś nad Balatonem, bo zrozumiałam, co się tam naprawdę dzieje. Na szczęście odnalazłam drogę do hotelu, ale do dziś czuję dreszcz na myśl o tym zdarzeniu.
Kilka lat później, już jako opiekunka na półkoloniach w dużym mieście, pracowałam, opiekując się trzydzieściorgiem dzieci przez cały dzień. To jawne naruszenie przepisów. Całe dnie spędzałam na nieustannym liczeniu dzieci podczas spacerów, próbując zapanować nad grupą, dla której faktycznie powinno być przynajmniej dwóch dorosłych.
Pamiętam też, że te półkolonie były organizowane w miejscu o bardzo wysokiej renomie. Z pozoru – wszystko wyglądało znakomicie. W rzeczywistości było zupełnie inaczej.
To tylko pojedyncze przykłady, ale problem jest szerszy. Rynek obozów i kolonii w Polsce opiera się w dużej mierze na pracy studentów, którzy często pracują za symboliczne stawki, w nienormowanym czasie, z dużą odpowiedzialnością i często bez odpowiedniego przygotowania.
Osoby z większym doświadczeniem rezygnują – nie ze względu na brak chęci, ale dlatego, że oferowane warunki są nie do przyjęcia. Tymczasem rodzice często mają zastrzeżenia do cen kolonii, pytają, dlaczego „to takie drogie”. Prawdziwe pytanie brzmi: na czym wolno oszczędzać, a na czym absolutnie nie?
Znam wiele osób, które w sezonie letnim dorabiały jako wychowawcy. Relacjonowały, że na wyjazdach młodzieżowych za granicą, np. w Bułgarii, głównym „punktem programu” są imprezy w klubach, a ich zadaniem jest „pilnowanie, żeby żadna z dziewczyn nie zaszła w ciążę”. Choć liczba tych opowieści nie jest reprezentatywna dla całej branży wypoczynkowej, również na postawie historii dorosłych już Pacjentek i Pacjentów w terapii, stawiam hipotezę, że nie są to odosobnione przypadki.
Jako psycholog chcę podkreślić niezwykle istotny fakt, o którym mówi się zbyt rzadko: ludzki mózg rozwija się długo. Kora przedczołowa – odpowiedzialna za przewidywanie konsekwencji, kontrolę impulsów i planowanie – dojrzewa dopiero około 25. roku życia! U niektórych osób może to potrwać nawet do 35. roku życia.
To oznacza, że rekrutowanie do opieki nad dziećmi osób bardzo młodych, zawsze niesie ze sobą ryzyko. Oczywiście, że wiele z nich może cechować się odpowiedzialnością, rozsądkiem i dojrzałością. Ale skąd organizator i rodzic ma mieć pewność czy oddaje życie dziecka w ręce osoby z dojrzałym mózgiem, czy takiej, która wciąż nie umie przewidywać konsekwencji swoich działań?
Uważam, że młodych opiekunów nie należy wykluczać, ale wiedza psychologiczna podpowiada mi, że najrozsądniej byłoby nie czynić ich jedynymi odpowiedzialnymi za grupę dzieci czy nastolatków.
W mojej rodzinie niedawno wydarzyła się sytuacja, która pokazuje, jak istotna jest czujność dorosłych. Dzieci miały jechać na wycieczkę szkolną. Jeden z rodziców poprosił o rutynową kontrolę kierowcy. Okazało się, że mężczyzna był pod wpływem narkotyków. Gdyby nie interwencja rodzica, ta historia mogłaby zakończyć się kolejną tragedią.
Dlatego warto zapamiętać kilka prostych zasad.
Zawsze prośmy policję o kontrolę autokaru przed wyjazdem.
Sprawdźmy, czy wyjazd został zgłoszony w kuratorium.
Pytajmy o wiek i doświadczenie kadry wychowawczej.
Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości – nie wysyłajmy dziecka.
Na szczęście dziś wybór organizatora wypoczynku jest niemal nieograniczony.
Zachęcam, by sięgać po oferty firm z długoletnim doświadczeniem i czytać opinie. Poza tym, można skorzystać z ofert organizatorów zajęć dodatkowych np. szkół tańca, gdzie wychowawcami są trenerzy, których rodzice już znają. Wielu nauczycieli w okresie wakacji i ferii organizuje wyjazdy dla dzieci i młodzieży - doświadczenie pedagogiczne takiej kadry z pewnością daje większe szanse na powrót dziecka w zdrowiu i z satysfakcją.
I jeszcze refleksja na koniec – kiedy rodzice czekają na narodziny syna lub córki, często wraz z otoczeniem powtarzają „byle było zdrowe”. Troska o zdrowie (i oczywiście życie) uczestników to najlepszy kompas w wyborze organizatora wypoczynku.
Bądź rodzicem, który dopytuje.
Boisz się, że powiedzą: „ale ta matka irytująca, znów dzwoni, ciągle o coś pyta/ ależ ten ojciec szczegółowy”?
To niech powiedzą.
Najważniejsze, by Twoje dziecko wróciło całe i zdrowe: i psychicznie, i fizycznie. To powinien być nasz bezdyskusyjny priorytet jako rodziców, opiekunów i społeczeństwa.
Dominik zmarł.
Z powodu cudzej niedojrzałości. Nie mógł w tym wieku ocenić skali ryzyka wyzwania, które mu postawiono. Miał się „wykazać”. Być może był dodatkowo pod presją rówieśniczą, lub ze strony opiekunów, zapewne dowiemy się tego w najbliższych dniach.
Jego koledzy i koleżanki z obozu oraz bliscy przeżywają szok. Oni również ponoszą konsekwencje braku odpowiedzialności opiekunów obozu.
Młodzi opiekunowie, w tej chwili przesłuchiwani, są w wieku, w którym obszar mózgu odpowiedzialny za przewidywanie skutków własnych działań nie działa jeszcze w pełni. To nie kwestia tego, czy ktoś „wygląda/ zachowuje się jak dojrzały”. Odpowiedzialność za życie drugiego człowieka, zwłaszcza niedojrzałego, to nie żarty.
Wiem, że dla niektórych moje stanowisko będzie kontrowersyjne, jednak uważam, że jeśli osoba poniżej 25. roku życia chce sprawować opiekę nad cudzym dzieckiem podczas wyjazdu wakacyjnego, powinna robić to pod okiem bardziej doświadczonego przełożonego. Doświadczenie zawodowe trzeba zdobywać, oczywiście. Ale nie kosztem zdrowia czyjegoś syna lub czyjejś córki.
Oczywiście sam wiek nie wystarczy, by mieć pewność co do predyspozycji kandydata/ki na stanowisko wychowawcy kolonijnego. Wierzę, że tragedia, o której mówi dziś cała Polska będzie impulsem do tak potrzebnych zmian. Zaświadczenie o niekaralności, kurs wychowawcy (prowadzony rzetelnie w certyfikowanych ośrodkach) i badania psychologiczne powinny być standardem.
Jednak dopóki tak nie jest – zachęcam Was, drodzy rodzice, do czujności.