01/11/2021
Dziś jeszcze trochę historii dot. badań nad rakiem, nieprzyjemnych faktów i może.. moich przemyśleń.
Jesteście ciekawi skąd w ogóle wziął się pomysł, że dieta ketogeniczna czy restrykcja kalorii może mieć wpływ na leczenie raka? :) Jak większość przełomowych odkryć – był to przypadek, szczęśliwy zbieg okoliczności. Dr. Thomas Seyfried badał kumulowanie się gangliozydów u chorych na genetyczną chorobę Tay-Sachsa oraz u zwierząt z nowotworami mózgu (gdzie też obserwuje się nieprawidłowości w rozkładzie gangliozydów). Miał testować nowy lek, który ponoć miał hamować odkładanie się tych lipidów i podał go zwierzętom z glejakami. Okazało się, że guzy mózgu u tych zwierząt się zmniejszały. Oczywiście początkowo myślano, że to może jakoś wpływ na gangliozydy prowadzi do leczenia i tu koncerny farmaceutyczne zatarły ręce i od razu sypnęły sporą sumkę na badania tego leku na większych grupach zwierząt.
Pieniędzy starczyło nawet na dwa badania. Po pierwszym okazało się bowiem, że myszy miały dość ciekawy skutek uboczny – traciły na wadze. Okazało się, że ów lek był mimetykiem restrykcji kalorii, przez co zwierzęta osiągały bardzo niskie poziomy glukozy i produkowały ciała ketonowe. Pan Seyfried przeprowadził kolejne badanie, ale tutaj na 3 grupach – jedna: kontrolna – bez leków – guzy rosły bardzo szybko, druga – dostawała lek oraz trzecia – nie dostawała leku, ale miała ograniczone jedzenie tak, żeby stracić na wadze tyle, ile podczas brania leku. Efekty w grupie 2 i 3 były identyczne – w obu przypadkach guzy się mocno zmniejszyły.
O ile T. Seyfried bardzo się podekscytował i zaraz opublikował artykuł opisujący wyniki badania, tak osoby, które pieniążki wyłożyły – najpierw zażądały zatajenia 3 grupy w badaniu, a gdy do tego nie doszło to.. no cóż.. zabrały fundusze na dalsze badania.
Na szczęście od tamtej pory T.Seyfried przeprowadził wiele innych badań zarówno dotyczących wpływu diety ketogenicznej, jak i jej połączenia z technikami tj. 2DG, 3-BMP, blokery glutaminy (bo tam, gdzie rak mocno żywi się glutaminą ketoza to może być czasem.. za mało), komora hiperbaryczna, to wszystko w połączeniu z różną suplementacją. No i w badaniach na zwierzętach guzy pięknie znikają w krótkim czasie. Do tego udało mu się opisać w publikacjach kilka spektakularnych „case study” – gdzie u osób z zaawansowanymi guzami w IV stadium – bez radioterapii i chemii również udało się je opanować, niestety nie mógł tego zrobić w własnym kraju – a gdzieś w Egipcie, Chinach – gdzie mógł sobie na to pozwolić, by nie stracić licencji wykonywania zawodu, o innych przykrych konsekwencjach – nie wspominając.
I teraz sporo osób krzyknie „Badania na ludziach! Chcemy dużych badań na ludziach!” No i fajnie by było, zarówno mi, jak i Panu Seyfriedowi i wielu innym naukowcom tego typu badania się marzą, ale tu napotykamy wiele problemów: 1. Jest zakaz prowadzenia badań na ludziach z rakiem, jeśli nie zastosuje się u nich chemio i radioterapii, nie ma możliwości zebrania grupy kontrolnej, która poddała by się np. metodzie press and pulse (nawet całkowicie dobrowolnie!) ale bez standardowego leczenia. 2. Nikt takich badań nie sfinansuje. 3. Żadna komisja etyki się na to nie zgodzi. 4. Osoby przeprowadzające takie badanie utraciłyby możliwość wykonywania zawodu.
I nie żeby naukowcy, czy kilku mądrych i odważnych lekarzy - nie próbowali swoich sił, żeby to obejść. A próbują, zakładają różne fundacje żeby ludziom chorym pomagać. Edukują lekarzy, żeby tą wiedzę mieli. Brutalna prawda jest jednak taka, że nawet jeśli lekarz wie, że jest taka metoda, która leczy, ale nie została przebadana nie wiadomo iloma badaniami (których zrobić nie można) to nawet jeśli bardzo chory pacjent chce dobrowolnie podpisać zgodę na to, że bierze odpowiedzialność za takie leczenie, to leczyć się nie może. Nawet jeśli ma na to pieniądze (a tego typu terapie to koszt taki, że większość ludzi by było na nie stać, czasem wystarczyłaby mała zrzutka pewnie). Tak więc moi drodzy – za wasze zdrowie nie odpowiadacie Wy, czy nawet bardziej świadomy lekarz.. a przepisy. One decydują o tym, że w samych USA codziennie na raka umiera 1600 osób!
Ten post dziś – to tak trochę może prowokująco (chociaż wszystkie zawarte w nim informacje są prawdziwe – polecam książkę : „T.Ctristoferson’a „Tripping over the truth” oraz T.Seyfrieda „Summary of: Cancer as a metabolic disease – cenowo bardziej przystępna niż oryginalna wersja). Dlaczego? Ponieważ dziś jak nigdy – potrzeba odważnych ludzi. Odważnych lekarzy, naukowców, dietetyków i w ogóle.. ludzi. Jeśli chcemy coś zmienić na lepsze – potrzeba odwagi. Nie raz rozmawiałam z osobami z branży dietetycznej, które mówiły, że mają określone poglądy, chciałyby przekazać coś wartościowego, ale się boją. Bo zaraz ktoś może coś powiedzieć niemiłego. Może polać się hejt. Podobnie jak rozmawiałam z otwartymi lekarzami, którzy również mówią, że znają innych lekarzy o podobnych poglądach, którzy „wolą się nie wychylać”. Warto nieco prześledzić historię różnych eksperymentów medycznych – niezwykle okrutnych, które były przeprowadzane w Niemczech, USA, Kanadzie – nie tak dawno temu. Pewnie do nich by nie doszło, gdyby ludzie byli odważni i się masowo przeciwstawiali. Tymczasem brak reakcji i obojętność – to taka sama wina jak czynne działanie przeciwko zdrowiu człowieka.
Ja mam nieco wrażenie, że dziś osoby o „otwartych umysłach” można nieco porównać do takiego mało popularnego ucznia w szkole (Ok, trochę będzie stereotypowo), któremu kilka bardziej wpływowych i popularnych osób może spuszczać łomot.. i często jest tak, że kilkoro dzieciaków chce się podlizać tym popularnym, coś ugrać na tym, to nawet się przyłączą, rzucą parę wyzwisk, ale zdecydowana większość uda, że nic nie widzi, że lepiej się nie wychylać, nie odzywać. A osób, które pomogą temu poszkodowanemu jest zazwyczaj naprawdę niewiele.
Zinterpretować to sobie można na wiele sposobów, odnieść do wielu sytuacji, jednak wszelka NADinterpretacja moich słów – niewskazana 😊 Udostępnienie - wskazane.