18/05/2024
Tatuś w delegacji, sezon 3, odcinek 4/6
Dzień zaczął nam się o 4.00 pobudką Frania. Nie było to łatwe, ale po wzięciu go do siebie udało mi się go jeszcze uśpić i w sumie wstaliśmy około 7.30, więc naprawdę akceptowalnie. Już wczoraj knułam plany na dzisiaj, ale czekałam jeszcze na to, jak rozwinie się temat pogody. Dzień klasycznie, zaczęłam od mycia czterech liter dwóm panom, potem śniadanie, pranie, suszarka, zmywarka, odgruzować stół po śniadaniu i podłogę (KOCHANIE, czy możesz mi przywieźć z tej HAMERYKI jakiegoś robota sprzątającego???). Gdy dzieciaki jadły śniadanie ja złapałam 5 minut dla siebie i skoczyłam pod prysznic. Koło 10.00 byliśmy w miarę ogarnięci, więc pytam starszaków czy jedziemy nad morze.
🏖 Wiadomo, jedziemy. Wszystko szło bardzo dobrze, a na takich wypadach grunt to dobra organizacja. W godzinę zebraliśmy się do wyjścia, chwilę po 11.00 ruszaliśmy.
Co zabrałam ze sobą, żeby poszło gładko?
💚 dla starszaków stroje kąpielowe (majtki i koszulki na krótki rękaw), był zakaz kąpieli, natomiast wiedziałam, że i tak się zachlapią chodząc po wodę do piasku
💚 dla starszaków komplet ciuchów na zmianę, bluzę i bidon z wodą
💚 dla maluchów również stroje kąpielowe, ale nie korzystałam, na szczęście nie byli zainteresowani wodą
💚 dla maluchów komplet ciuchów na zmianę, długie spodnie, bluzę, bidon z wodą, pieluszki, mokre chusteczki
💚 dla wszystkich dzieci zabawki do piasku
💚 polarowy cienki koc z ikei (ten za 15 zł, zajmujący mało miejsca), bo podejrzewałam, że maluchy mogą średnio polubić się z piaskiem, ale też po wytrzepaniu miał się nadać w razie czego do nakrycia w razie drzemki (Bałtyk, wiadomo)
💚 ręcznik z mikrofibry, gdyby ktoś się poważniej wykąpał
💚 banany, musy, herbatniki, czyli wszystko co złapałam po drodze w biedrze, a nie miało czekolady, którą można się wysmarować i wiem, że zjedzą, bo nie ma nic gorszego na takim wypadzie jak głodne dziecko, bo przygotowało mu się kanapeczkę z rzodkiewieczką i baby szpinakiem, które stają w gardle ;)
🚗 Droga minęła nam sprawnie, bo była w porze drzemki chłopaków (przemyślane, zaplanowane). Zaparkowałam na parkingu blisko plaży. Strzeżony, za milion monet, ale pogoda nie była do końca pewna, a ja sama z nimi.. nie chciałam ryzykować ganiania w deszczu z całą ekipą. Po zejściu na plażę pierwsze co, to oczywiście wjechało jedzenie, banany i musy. Wiadomo, na głodno nie ma zabawy. Co ciekawe, schodząc na plażę zaczepiła mnie jedna z mam, czy nie potrzebuję pomocy? Potem podeszła do nas jeszcze z córką parę razy i zagadywała, czy często podróżuję tak sama z całą ekipą?
🏝 Ulokowałam się z dzieciakami prawie przy samej linii mokrego piasku. Wiedziałam, że starszaki będą ciągnąć do wody, a musiałam ich mieć wszystkich na wyciągnięcie ręki i w zasięgu wzroku. Każdemu szybko na ręce napisałam długopisem mój nr telefonu, bo zapomniałam opasek. To jest moment, na plaży było tłoczno. Zawsze opaska albo numer. Na plaży siedzieliśmy około 2 godzin. Starszaki bawiły się przednio, a maluchy raz lepiej, raz gorzej. Początek z piaskiem był trudny. Dramaty o to, kto ma być u mnie na kolanach, a kto nie.. o kolejnego banana, o bidon, którego nie chciałam dać do ręki, żeby nie wpadł do piachu.. Także jeden z bliźniaków leżał teatralnie na piasku i wzywał wszystkich plażowiczów na ratunek, łzy wielkości grochu namaczały piasek, który był wszędzie.. a po wszystkim przyszedł wytrzeć we mnie gila.. polecam beżowe ciuchy, naprawdę nie widać. Wzięłam to na klatę, chociaż przez chwilę lekko skoczyło mi ciśnienie. Po 10 minutach próby zabawiania, odwracania uwagi w końcu zostawiłam go w spokoju. Rozładował emocje albo zauważył, że straciłam nim zainteresowanie i po minucie się uspokoił, przyszedł się przytulić i miał wyśmienity nastrój już do końca.
Gdy zawiało Bałtyckim chłodem, to ruszyliśmy na obiad. I chyba to była najtrudniejsza część tej wyprawy. Raczej sprawnie zebraliśmy wszystko, chłopcy sami przeszli całą plażę do podjazdu dla wózków, bo z nimi nie dałabym rady ciągnąć wózka. Ale jak weszliśmy na górę, to każdemu było zimno, maluchy się rozbiegały, a ja musiałam otrzepać, osuszyć i przebrać x4. To był moment, w którym najbardziej żałowałam, że tu przyjechaliśmy. Ale jak już odniosłam sukces i nasłuchałam się komentarzy ludzi z ławki obok i mijających nas, to dalej szło naprawdę dobrze. Ruszyliśmy na obiad, udało mi się zająć stolik na zewnątrz, bo wiedziałam, że z podwójnym wózkiem nie ogarniemy się w środku. Pierwsze pytanie do kelnerki, jaki jest czas oczekiwania na obiad? 30 minut. Oczywiście, że nie miałam tych 30 minut. Nie dlatego, że się spieszyłam, ale dlatego, że wiedziałam, że nie utrzymam tyle czasu chłopaków w wózku, a jak wyjdą to pozamiatane.. Więc uprzejmie z uśmiechem powiedziałam, że jestem sama, bardzo chcę tu zjeść, zostawić duży napiwek i wyjść robiąc jak najmniejsze zamieszanie w tym składzie. Pani załapała o co chodzi, obiad mieliśmy po 15 minutach chociaż knajpa była pelna po brzegi!
🍲 Jak przetrwać obiad w takim składzie? Bez spiny, pietruszki i innych warzywek. Ma być sprawnie, niekoniecznie turbo zdrowo. Z tej okazji wjechał rosół dla Tosi, pierogi dla Tymka i frytki dla bliźniaków. Bliźniaki zjadły też po pierogu, bo Tymek oczywiście nie był w stanie zjeść porcji. Frytki mają to do siebie, że nie brudzą (prawie), można dać do ręki i mieć spokój. Byłam zaskoczona, bo zjadłam co prawda bardzo szybko, ale bez jęków, płaczu i chyba ani jednego “maaamuuuś”. Po obiedzie ruszyliśmy na plac zabaw. Starszaki szalały z 40 min. Bliźniaki były już tak zmęczone, że miały siłę tylko się przyglądać, nawet nie próbowały uciekać z wózka. Po placu szybkie lody i do auta. Kończyłam pakować wózek jak zaczęło kropić, więc idealnie..! Franek niestety się zdrzemnął w drodze, ale wstał w dobrym humorze. Po przyjściu do domu starszaki od razu poszły się kąpać, a ja z maluchami zrobiłam kolację. Jak już się dobrudziły totalnie, to poszłam je wykąpać, a po kąpieli od razu do łóżek. O 19.30 już spali, starszaki 30 minut później.
Jak wrzucałam relacje, to wiele z Was pisało, że mnie podziwia za tą samodzielną wycieczkę. Powiem Wam tak.. to i tak byłby wymagający dzień, a jak już mam wybierać, to wolę mieć wymagająco z morzem w tle niż w czterech ścianach. Ale jeśli Wy w takiej sytuacji wolicie zostać w domu, bo płacz dziecka czy zmiana pieluchy na mieście to dla Was duże wyzwanie, to jest to ok. Przy pierwszym dziecku też mnie takie rzeczy stresowały, ale udało mi się to przepracować.. czasem komentarze są jakie są, ale generalnie będzie odkrycie.. UWAGA... dzieci płaczą i nie świadczy to o tym, jakim jesteś rodzicem! ;)