15/07/2025
Ja inny schemat dostałam w domu: " tylko szczupła d**a sprawi, że się stąd wyrwiesz" i tak zaczęła się chudość i obsesja na punkcie wyglądu,
Potem bunt i nadmiarowe kilogramy, zajadanie emocji, jedzenie automatyczne - dla przyjemności, na złość rodzicom i starym schematom.
Na końcu schemat dieta - objadanie się - dieta i masa zaburzeń metabolicznych a wraz z nimi prawie 100kg żywej wagi
Dzisiaj na szczęście nie muszę już uważać ani na to , że jem za mało, ani na to że jem za dużo.
Nie mam w domu wagi
Nie wiem ile kcal zjadłam.
Moja figura jest naturalnie szczupła.
Po prostu jem fizjologicznie - z miłości do siebie i szacunku do swojego ciała
,,Oho, dziewczyna rośnie w siłę. Z takimi udami to chłopy będą mieli za co złapać!” – roześmiał się wujek i uderzył łyżką o talerz. ,,No nie da się ukryć, że po tej stronie rodziny to dziewczyny solidnie zbudowane.’’
Wszyscy przy stole zarechotali.
Poza mną. I poza moją siedmioletnią córką, Tosią, która spojrzała na mnie z pytaniem w oczach.
Czy z nią jest coś nie tak?
Poczułam, jak coś się we mnie spina.
Nie mięśnie. Nie duma. Zwierzę. Matka. Lwica.
W głowie próbowałam policzyć wszystkie razy, kiedy mnie tak rozebrano spojrzeniem.
Słowem. Komentarzem.
Miałam jedenaście lat, gdy mama powiedziała babci: „Ola ma już brzuszek, musimy ograniczyć jej chleb”.
Siedziałam obok i jadłam bułkę.
Przestałam jeść bułki na cztery lata.
Za to zaczęłam się garbić, nosić bluzy w upały i zasłaniać rękami brzuch, gdy ktoś mnie fotografował.
Miałam szesnaście lat, gdy usłyszałam od chłopaka z klasy: „Masz super twarz, ale gdybyś tak trochę schudła...”
I miałam dwadzieścia osiem, gdy po porodzie teściowa powiedziała: „Kasia po dziecku to się po trzech miesiącach już mieściła w dżinsy. Ty się nie spieszysz, co?”
Milczałam. Jak zawsze.
Bo przecież „nie robi się scen”.
Bo przecież „oni nie chcieli źle”.
Bo przecież „trzeba mieć dystans”.
Ale teraz siedziała przede mną moja córka.
Z rumianą buzią. I talerzem pierogów.
I nagle zobaczyłam, że ona to zapamięta.
Tak jak ja.
Zapamięta na całe życie.
Nie wiem, co mnie bardziej ruszyło. Czy ten durny tekst, czy to, że nikt się nie odezwał?
Że babcia uśmiechnęła się pod nosem, a moja mama chrząknęła i zmieniła temat.
Jakby to było normalne.
Jakby było oczywiste, że ciała kobiet są do oceniania, porównywania i komentowania.
Zawsze. Bez pytania.
Wstałam. Powoli. Nie wiem, skąd pojawiła się we mnie siła, by zabrać głos.
– Nie komentujcie więcej ciała mojej córki, ani mojego. Ani z żartem, ani z troską. Ani przy stole, ani za moimi plecami. Od dziś temat wyglądu nie będzie podejmowany.
Wujek parsknął:
– Ale przecież to żart był…
– A ja mam dość waszych żartów. Bo przez te „żarty” przez pół życia wciągałam brzuch, nie jadłam przy ludziach i bałam się zdjąć bluzkę przy własnym facecie.
– Ola… – zaczęła mama.
– Nie, mamo. Ty też się temu przyglądałaś przez lata. To też twoje słowa sprawiły, że cały czas myślę, że jestem jakimś projektem do poprawy.
Byłam cała roztrzęsiona. Głos mi się łamał, ręce się pociły. Ale nie zamierzałam usiąść. Nie po tym.
– Ciało mojego dziecka nie jest tematem do plotek, żartów, porównywania i oceniania. Proszę raz na zawsze odpieprzyć się od naszych ud i brzuchów. Jeśli jeszcze raz usłyszę przykre komentarze, to będzie ostatnie spotkanie przy wspólnym stole.
Nie mogłam powstrzymać słów. Czułam, że dałam się ponieść żalom, frustracji, kompleksom tworzonym z taką łatwością przez lata.
– Odkąd pamiętam, komentowaliście mój wygląd. Nigdy nie byłam wystarczająco ładna, szczupła, pasująca. Dość. Chcecie dobrych rodzinnych relacji? Zacznijcie zwracać uwagę nie na to, jak ktoś obok was wygląda, tylko jak się przy was czuje. A ja od lat czuję się źle i nie mam zamiaru czuć się tak ani minuty dłużej.
Wzięłam córkę za rękę i wyszłyśmy z kuchni.
W przedpokoju szepnęła:
– Mamo, ja lubię swoje uda.
I wtedy wiedziałam, że wygrałam.
– Ja też je lubię.
______________________________________________________
Tak, nie powinnyśmy brać do siebie. Powinnyśmy wiedzieć, co przyjmować do siebie, a co nie. Powinniśmy być świadome schematów.
W teorii jesteśmy, a w praktyce mamy ograniczony poziom dystansu, bierzemy do siebie więcej niż powinnyśmy. Chcemy akceptacji i zrozumienia, chcemy być ładne, ulubione, idealne.
Ja też jestem tą, która słyszałam, że jest nie taka. Słyszałam, że ,,muszę się zmienić’’ albo, że ,,dobrze wyglądam’’, co wcale nie oznaczało, że jestem ok. To znaczyło, że wyglądam ,,za dobrze’’, że jest mnie za dużo. Więcej, niż ustawa przewiduje.
I nie, nie słyszałam tego od rodziców. A przynajmniej niezbyt często. Ale reszta rodziny była w tych tekstach bardzo spontaniczna. Rzucano w moją stronę na prawo i lewo uwagi. Dziś oczywiście nikt dorosłej kobiecie nie rzuci, że mogłaby schudnąć, bo ,,zdrowo wygląda’’.
Ale córce tej dorosłej kobiety? A i owszem!
Tylko po drugiej stronie jestem ja, czujna, odważniejsza, zdeterminowana.
Niech ktoś rzuci w moją córkę przykrą, krzywdzącą, zawstydzającą uwagą - nie będę umiała się powstrzymać.
Nawet nie będę próbowała.