04/03/2025
Czy potraficie być wdzięczni? Od jakiegoś czasu chodzi za mną to pytanie, w odniesieniu do mnie i zastanawiam, jak u Was w tej kwestii. A więc, czy potrafimy być wdzięczni? Za ten rok, dzień, czy tą dokładnie chwilę, minutę życia? Ja ostatnio łapię się na tym, że nie zawsze. To chyba jest też fragment bardziej ogólnej kwestii, a mianowicie tego, jak to swoje życie traktuję. Jak się z nim obchodzę. Czym dla mnie jest czas, który mam, który został mi dany. W miarę upływu lat (możecie to nazywać kryzysem wieku, bardzo dobrze, to ładna nazwa), a szczególnie ostatnio, dociera do mnie, co to znaczy, że czas mojego życia płynie. Że - otóż to - upływa. Można by się tutaj posłużyć metaforą, użyć jakiegoś pięknego obrazu - na przykład, że płynie tak jak woda, powiedzmy wodospad, wypływający z jakiegoś malowniczego jeziora. Albo, jak kto woli, jak strumień wody wylewanej z jakiegoś naczynia. O takiej wodzie można powiedzieć, że upływa, w związku z czym jej jednak ubywa. W takiej perspektywie znaczenia nabiera pytanie, gdzie ta woda spada, czy coś nawadnia, na przykład piłkę albo ogród, albo chociaż doniczkę, z której potem coś wyrośnie i będzie żyło? Czy napełnia jakieś inne naczynie, zbiornik? Czy napędza coś, jakiś młyn, czy turbinę, która coś zasila, porusza, ogrzewa lub oświetla? Czy wylewa się na jakąś twardą skałę, powoli i konsekwentnie ją drążąc, rzeźbiąc? Czy ta woda robi to, co może zrobić? Wiele możliwości, jak widać, daje ta metafora. Tak czy owak jednak, w każdym z tych obrazów, ta woda coś zmienia. Czy jednak czasem jej nie przeszkadzam w tym zadaniu? Na przykład przerywając być uważnym na jej strumień, rozglądając się niecierpliwie wokół, wylewając ją gdzie popadnie? I potem narzekając, że tyle błota wokół?
Narzekanie to jest, nawiasem mówiąc, ciekawa sprawa. Ktoś mądry (chyba Michael White, twórca terapii narracyjnej, ale nie jestem pewien) powiedział kiedyś, że narzekanie to czasem jedyny sposób na utrzymanie relacji z tym, co dla nas ważne. Bo skoro narzekam na coś, to znaczy że tęsknię za czymś innym, co dla mnie jest wartością. I tu pełna zgoda, tylko czy dość starannie sprawdzamy i upewniamy się, że to jest naprawdę, w danej sytuacji, jedyny sposób? Bo coraz mocniej do mnie dociera, że ja nie sprawdzam tego, kiedy narzekam. I wylewam tą moją cenną wodę, która mi - tak czy owak - upływa, byle gdzie. Do jakichś kałuż, rowów.
Nie chcę tego robić. Chcę z wdzięcznością i szacunkiem troszczyć się o każdą kroplę. Chcę móc z wdzięcznością i uznaniem patrzeć, gdy już się skończy, na postęp jakiego woda mojego życia dokonała w tym dziele, do którego została zaproszona. A jak jest u Ciebie?