
30/07/2025
Takie tam rozważania. Rozwój osobisty - inaczej zwany dojrzewaniem - jest równie zniekształcony w sieci, co cała reszta naszej rzeczywistości. Niewiele ma wspólnego z promowaną w mediach atmosferą skupienia, porządku i pewności własnych celów. Częściej to chaos, przeplatany momentami przebłysków, w trakcie których zachowujemy się, myślimy lub czujemy inaczej niż zwykle. Te przebłyski - nowe jakości - pokazują nam, że coś jest możliwe, że możemy inaczej. Co nie oznacza, że od razu staje się to naturalną częścią naszej codzienności.
Rozwój osobisty najczęściej nie zaczyna się od olśnienia lub magicznego wglądu - co bardzo lubi Instagram, ale od zderzenia z czarną dupą. Czasem od upadku z wysokiego konia. I bardzo zależy od tego, gdzie, koło kogo i jak upadamy, bo nie po każdym upadku potrafimy sami wstać.
Podobnie nieprawdziwa jest promowana rytualizacja „rozwoju”, która triumfuje na Instagramie. Ma ona w praktyce niewiele wspólnego z dojrzewaniem, bo ono nie zaczyna się od zamiany kawy na matchę, dalekich podróży, przejścia na czystą dietę, czytania poradników czy zaplanowania precyzyjnych treningów - to się sprawdza w filmie, czy porywającej opowieści - bo nasze umysły kochają proste opowieści o skomplikowanych procesach. Częściej jednak rozwój wynika z nagłych, spontanicznych momentów, w których dociera do nas: „tak dalej być nie może” lub czasem bardziej brutalnie - „to jeb…e”.
Myślę sobie, że rozwój osobisty jest dziś równie przekłamany co cała reszta świata. I właśnie dlatego ludziom coraz częściej się wydaje, że w swojej nudnej, czasem mozolnej, czasem pozbawionej kasy i błysku codzienności - w której chaos i brak wiedzy przeważają nad poczuciem pewności i klarowności celów - nie mogą się rozwijać.
Nic bardziej mylnego.