23/12/2023
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=259222923835920&id=100092446422209
Karp to ryba wielu talentów. Jest gatunkiem obcym i smakuje paskudnie, ale za to wali mułem i wygląda okropnie. Z jakiegoś powodu ludzie uznali jednak, że odnajdzie się doskonale na wigilijnym stole obok bigosu, sianka z Carrefoura i 0,7 ciepłej wyborowej, bo goście przecież zawsze przychodzą spóźnieni.
Przygoda ludzi z karpiami sięga dalej niż nasze świąteczne zboczenia. Już 5000 lat przed aferą z Jezusem, hodowano go w Chinach, a później również w starożytnym Rzymie. Oryginalnie karp pochodzi właśnie z ciepłych wód Azji. Do Polski przywlekli go prawdopodobnie w XIII wieku cystersi, bo mieli dosyć żarcia co piątek rzeżuchy, a bobry nauczyły się już przed nimi uciekać. W polskich naturalnych zbiornikach wodnych rozmnaża się tylko rzeczna odmiana karpia, czyli sazan. Na naszych stołach królują jednak odmiany lustrzana i skórzana, które rosną grubsze, mają mniej łusek i serdecznie nie znoszą polskiej pogody.
Wszystkie karpie „domowe”, które można złowić na dziko, pochodzą z zarybień. Nasz wigilijny bohater tragiczny jest trzecią najczęściej wykorzystywaną w tym celu rybą na świecie. W Australii i Ameryce Północnej karpie wydostały się ze stawów hodowlanych jak w Uwolnić Orkę - Historia Prawdziwa i teraz wywierają zemstę na ludziach, zamulając im jeziora i rzeki.
Jak to zwykle bywa, głupi ma szczęście, więc karpia zemsta szkodzi najbardziej nie człowiekowi, a innym wodnym stworzeniom. Żerujący karp ryje w dennym mule jak dzik w trójmiejskim trawniku i podbija go do góry razem z różnymi wodnymi stworkami. Pokarm opada na dno szybciej od mułu, więc ryba oddziela go sobie w ten sposób od otoczenia. Niestety przy okazji woda staje się nieprzejrzysta, przez co stworzenia polegające na wzroku mają problemy, a i rośliny rosną gorzej w takich warunkach.
Na wolności karpie dożywają nawet 45 lat i mogą ważyć 35 kg przy długości do 120 cm. Nie znaczy to jednak, że jeżeli jakiegoś wypuścimy, to osiągnie takie gargantuiczne rozmiary. Wiecie, jak to mówią o niektórych, nawet jak pomogą, to zaszkodzą, jak trzymasz tę latarkę gówniarzu. Tak też jest niestety z osobami nawołującymi do uwalniania karpi. Po pierwsze niektórzy chcieliby je wypuszczać do morza. Dla słodkowodnej ryby, jaką jest karp, kąpiel w Bałtyku jest jeszcze gorsza niż dla człowieka i skończy się dość szybką śmiercią zainteresowanego.
Jeszcze gorzej może być jeżeli wypuścimy karpia ze sklepu do jeziora lub rzeki. Osłabiona marketowym Guantanamo ryba prawdopodobnie złapie infekcję, która zabije ją w ciągu kilku dni lub w pesymistycznym wariancie paru tygodni. Uwalniając karpie, skazujemy je więc na powolną śmierć, ale za to wpuszczamy do środowiska naturalnego różne ciekawe pasożyty, które na nich żerują. Tzw. gambit wigilijny porównywalny w skutkach z rozpoczęciem rozmowy o polityce w trakcie kolacji świątecznej. Dlatego nie wypuszczajmy karpi moi mili. Nie wkładajmy ich również do wanny, bo to czynność okrutna, nawet jeżeli nas już w niej nie ma. Generalnie lepiej się od karpia trzymać z daleka i zainwestować swoje kulinarne moce i chęć zniszczenia w gromadkę, płochliwych, ale jakże smacznych pierogów z kapustą a jeszcze lepiej z serem i ziemniakami.
Dzisiaj było trochę poważniej, ale pewnie w niedzielę wrzucę coś gratis (to uczciwa cena), od czego człowiekowi nie łzawią oczy jak karpiowi w Bałtyku. Więcej pożytecznych informacji o gatunkach obcych podaje Łowca Obcych, którego warto odwiedzić i od którego sam sporo dowiedziałem się o karpiach.