
30/10/2022
Kiedy spotykam dziecko, w którego towarzystwie dorosłym jest trudno, lub jemu jest trudno w grupie, w relacjach w danym miejscu, nie zastanawiam się, co zrobić aby zaczęło słuchać i robić to, co chcą dorośli ale myślę o tym co próbuje nam dorosłym powiedzieć w jedyny dostępny mu sposób.
Staram się za dziecko wyrazić jego „nie chcę, nie potrafię, to trudne, nie lubię, nie teraz, za szybko, boję się, to moje, potrzebuję czasu…”
Czekam na moment aż dziecko da znak, że dobrze zrozumiałam a ono poczuło się dostrzeżone i wysłuchane. Czekam na ten moment, gdy mięśnie się rozluźnią a z tego człowieka przede mną „zejdzie powietrze”.
Wtedy przychodzi czas na naukę. Nie uczę jednak wykonywania poleceń i dostosowywania się. Uczę wyrażania siebie. Mówienia słowami dziecka o jego emocjach, potrzebach, wątpliwościach. Uczę maluchy mówienia „tak i nie”. Obu słów na równi, a może nawet tego drugiego bardziej. Uczę dzieci starsze wyrażania próśb i radzenia sobie z odmową. Uczę sprawdzania ze sobą czego potrzebuję i szukam z dziećmi jak mogą o to zadbać, w tych warunkach w jakich są i z poszanowaniem tego, że inni też mają swoje nie „chcę i potrzebuję”.
To nie jest prosta droga. Nie jest szybka. Jest jednak najskuteczniejsza jaką znam. Przy czym etap bycia przy dziecku, słuchania i szukania potrzeb uważam za kluczowy.
Zostawiam, do przemyślenia,
Ola