
04/05/2025
"Lilak pospolity jest jedną z najbardziej wonnych roślin świata. Zawiera ponad 20 różnych związków zapachowych, w tym linalol i lilakol, które są używane w perfumerii. Problem w tym, że sam zapach bzu w perfumach jest najczęściej syntetyczny — bo łobuz ciężko się destyluje".
Lilak to wiejski romeo, w pastelowej koszuli z krótkim rękawkiem i spryskany Brutalem w ilości zakazanej Konwencją Genewską. Drań nie bez powodu ma w nazwie „pospolity” — występuje wszędzie, a w dodatku wali, jakby drogeria na chodnik popuściła. Jest też bezczelnym oszustem. Nie ma nic wspólnego z bzem, chociaż tak go w Polsce nazywamy.
Bez lilak — kto to w ogóle wymyślił? Jak w przypadku większości wielkich tragedii, nikt się nie chce przyznać. Lilak to zupełnie inna rodzina niż bez czarny i ma więcej wspólnego z oliwkami albo jesionem. Dotarł do nas w XVI wieku z Bałkanów, przez Imperium Osmańskie, i od razu zrobił furorę — bo kwitł obficie i pachniał, jakby próbował coś udowodnić.
Lilak pospolity jest jedną z najbardziej wonnych roślin świata. Zawiera ponad 20 różnych związków zapachowych, w tym linalol i lilakol, które są używane w perfumerii. Problem w tym, że sam zapach bzu w perfumach jest najczęściej syntetyczny — bo łobuz ciężko się destyluje.
Jakbym miał obstawiać, to właśnie jest powód, dla którego lilak nie doczekał się prawidłowej nazwy — tak jak bez czarny. Który, nawiasem mówiąc, kwitnie na biało. Z soku jagód bzu czarnego można sobie zrobić naleweczkę, więc zasługuje co najmniej na honorowe obywatelstwo Białegostoku. Tymczasem z lilaka można zrobić kiszoną herbatę, czyli kombuchę. Początkowo miał szansę na obywatelstwo Konstancina-Jeziornej, ale okazało się, że nie jest jednak toksyczny.
Do florystycznej dezinformacji dołożyła swoje trzy grosze Maryla Rodowicz, w odważnej — jak na tamte czasy — piosence „To był maj, pachniała Saska Kępa, szalonym zielonym bzem…”. Pani Marylo, nie wiem, kim był Sasek, ale kępa mu pachniała lilakiem.
Lilak pospolity dorasta do 3–4 metrów wysokości i występuje w pierdyliardzie różnych odmian kolorystycznych. Biały, różowy, niebieski, purpurowy — każdy jeden wygląda, jakby się krzak sfalbanił na pastelowo. W dodatku trudno się go pozbyć. Potrafi odrosnąć po ścięciu, pożarze, wykopaniu — pewnie by mu się udało nawet na polskiej emeryturze.
Może dlatego go właśnie tak bardzo lubimy. Jest twardy, zwykle olewa konwenanse, ale kiedy trzeba zrobić wrażenie — potrafi zakwitnąć jak kanapka w plecaku po wakacjach. A po dwóch tygodniach mu się nudzi. Zdolny, ale leniwy. No i niebezpieczny, jak go zostawić w towarzystwie kobiet — bo go człowiekowi posadzą przed domem.
A u Was jak tam, lilak już kwitnie, czy jeszcze szykuje lakierki do dresów?