22/02/2025
"ŚWIAT JEST BARDZIEJ SKOMPLIKOWANY NIŻ NASZE PRAWDY O NIM". Notatki terapeutyczne na serwetce od kawy.
Jadąc autobusem przeczytałam na ekranie właśnie te słowa Stefana Themersona i wydały mi się bardzo bliskie.
Zapisałam je sobie, ani nie wiedząc kim ów człowiek był, ani też nie będąc kompletnie świadoma, że będą tematem przewodnim całego tygodnia. Zarówno w gabinecie, w życiu prywatnym, jak i nade wszystko w moim krajobrazie wewnętrznym.
My, terapeuci w swojej arogancji, lubimy sobie czasem myśleć, że wiemy trochę więcej o człowieku, bo liznęliśmy psychologii czy innych dziedzin. Ale prawda jest taka, że wcale nie wiemy. Ci z nas, którzy mają wystarczająco dużo pokory i świadomości doskonale wiedzą, że to, co wiemy czasem jest dosłownie o dupę potłuc i nikomu do niczego niepotrzebne. A nasze życia chwilami niczym nie różnią się od żyć tych, którzy do nas przychodzą.
I oczywiście ów pokora, świadomość i wiedza są konieczne do wykonywania tej pracy choć na poziomie przyzwoitym czy wystarczającym i pozwalają nam na różne wybory, które są dobre i bezpieczne dla naszych klientów, ale monopolu na "wie-nie" niestety nie dają. I jeśli czytasz to jakiś terapeuto, który jesteś całkowicie wolny od tego, to wybacz i przepraszam, że wrzuciłam Cię do wora z innymi swoją generalizacją.
Ten tydzień sesji skłonił mnie do potężnej refleksji nad człowiekiem. Czym jest, czym jest jego rozwój, jaka droga jest właściwa, czym jest terapia, jakimi wartościami się kierować i jakie są ważne. Czym jest człowiek.
Wiem, to ostatnie brzmi bardzo przedmiotowo i może brzmieć obraźliwie. Ale paradoksalnie dla mnie tkwi w tym ogromny szacunek do potęgi tego, czym jest to, co manifestuje się w tym, co na powierzchni widzimy jako ciało i umysł człowieka. Jak bardzo na codzień ograniczamy nasze rozumienie tożsamości człowieka do jego widocznej i fizycznej postaci, wyglądu, posiadania, robienia i tego, co myśli czy mówi. Czasem jeszcze uda się jakoś dostrzec, co czuje, ale rzadko, a jeszcze rzadziej fakt, że to co czuje, znaczy coś więcej poza tym, że nie radzi sobie albo że słaby jest, na przykład.
A przecież prawda o człowieku jest znacząco bardziej złożona, skomplikowana i inna. Przecież jego wewnętrzny krajobraz jest tak wielki i niepoznany jak Himalaje, Ocean Spokojny, Rów Mariański, punkty depresji, podwodne jaskinie i wąwozy, lasy i puszcze, sawanny i pustynie, a także różne zjawiska pogodowe, które doprawiają całość szczyptą nieprzewidywalności.
Zgadzam się częściowo z tymi, którzy mówią talking therapy nie działa. Terapia gadana nie działa. Nie działa, pewnie. Bo jak się w kółko gada o tym, co się już o sobie wie i co widać na wierzchu, to co tu może zadziałać, jak całe życie wewnętrzne odbywa się poza zasięgiem tej metody. No nic. Zgadzam się też z tymi, którzy mówią ustawienia systemowe nie działają, to hochsztaplerstwo. No, nie działają, jak się wchodzi w nie bez szacunku, gotowości, odpowiedzialności za swój los i zmiany, za tę wewnętrzną topografię, z takim nastawieniem, weź mi i ustaw terapeuto teraz życie tak, żeby mi działało, to co tu może zadziałać. No nic.
A jednak oczekiwanie świata jest takie, by to terapeuta WIEDZIAŁ i umiał. A także by to było zbadane i udokumentowane skrupulatnie. By wiedział, co mi dolega i znalazł rozwiązanie. Najlepiej szybkie.
Problem jednak polega na tym, że życie pisze swoje scenariusze.
I przyznam, że chwilami marzeniem wielu terapeutów, śmiem twierdzić, że skrycie to może i nawet każdego, tak samo jak ich pacjentów, jest ta sama myśl. By WIEDZIEĆ, co im dolega i znaleźć rozwiązanie. Najlepiej szybkie.
No i jak tu się obie strony spotkają na sesji na tym marzeniu, by to było tak proste i szybkie, to są dwie opcje. Pierwsza, na pewno albo znajdą proste i szybkie rozwiązanie i obie strony będą zadowolone. I jak to działa, to super. Gorzej jak nie działa i wydarza się opcja druga, się nic nie zadzieje i obie są niezadowolone.
Na szczęście jest jeszcze opcja trzecia, w której to terapeuta najpierw rozczarowuje głęboko klienta tym, jaki jest i że nie ma rozwiązań na to, czego doświadcza klient. Taki scenariusz, choć wydaje się być najtrudniejszy jest paradoksalnie najbardziej rozowjowy. Dla wszystkich, ale nade wszystko dla klienta.
Wtedy tak naprawdę dopiero zaczyna się taki proces, który ja sobie lubię nazywać “prawdziwą terapią”. Co jednak nie oznacza, że wcześniejsze etapy nie są prawdziwe. Absolutnie nie.
Jeśli uda im się spotkać tam, gdzie terapeuta spotka się ze swoją skończonością, gdzie wie, że nic nie wie i że być może, co najwyżej, przy najlepszych wiatrach uda mu się zadać od czasu do czasu właściwe pytanie, a przy pięknej pogodzie to może i nawet jakąś interwencję skuteczną zrobić, ale wierzy głęboko w to, że klient sam wie, że wszystko, czego potrzebuje klient czy drugi człowiek jest wyłącznie w nim to tam jest szansa na uzdrowienie.
To podążanie, za procesem, klientem, drugim człowiekiem, bardzo dalekie od kontroli umysłu. Dla niektórych umysłów nieznośne i nie do wytrzymania. Zarówno tych terapeutycznych, jak i tych klienckich.
Ale jeśli terapeuta wykaże się tym rodzajem cierpliwości i jakiejś własnej mądrości pozwalającej mu dać się poprowadzić i doprowadzić do klienta i jego nieskończonej mądrości z głębi, tej daleko ponad umysł to tam może dojść do SPOTKANIA.
Spotkania w ciszy.
Ciszy tak terapeutycznej, że słów nie trzeba. Ciszy takiej, że niby nic się nie dzieje, a dzieje się wszystko. Są emocje, łzy, oddech, jest przepływ, kręci się w głowie. Ale słów brak. One przychodzą potem, na kolejnych sesjach. I nie zawsze trzeba to rozumieć. Czasem warto, a czasem nie warto. To człowiek może poczuć, a terapeuta tu już raczej powinien wiedzieć do czego wracać, a gdzie unikać retraumatyzacji.
Takie spotkania otwierają nowe przestrzenie, przenoszą relację, terapię czy proces na inny poziom.
Klienta można zabić pytaniami, umysłem, metodami, technikami i narzędziami. Można go zabić własną wiedzą i chęcią wiedzenia. Można tańczyć z nim latami wyczerpujące tango analizy umysłowej, czasem naprawdę długimi latami. I niewiele w jego lub terapeuty życiu to zmieni.
Ale można się też spotkać. W ciszy. W swojej skończoności i w niewiedzy. W bezradności i bezsilności. W niemocy. W szacunku i miłości. W prawdzie.
To są spotkania.
Spotkania prawdziwych ludzi. Zwykłych w swej skończoności. I jeśli tam jest miłość i prawda to takie spotkanie przynosi przełom.
I nie chcę w ten sposób oceniać pracy czy skuteczności poszczególnych metod pracy, modalności czy jednostek. Z mojej perspektywy wszystkie są potrzebne dla kogoś, w którymś momencie jego życia czy rozwoju. Ten tekst raczej mówi, że nie musimy się zgadzać, by się szanować, możemy się różnić i nadal być razem w szacunku.
W życiu warto szukać zarówno tego, co tożsame z nami, bo to nas karmi i wzmacnia, jak i tego, co zupełnie inne i dalekie, bo to nas rozwija i zmusza do głębszej refleksji. Ale można też i nie szukać niczego, jeśli ktoś nie chce. Różne metody pracy, techniki, a co za tym idzie jakości i wartości wnoszone przez nie i różnych ludzi są potrzebne w przyrodzie. A to do nas należy wybór tego, co i kto jest dla nas dobry na dany moment.
Bo wszystko może być nauczycielem wyborem i zmianą, jeśli tego zapragniemy i będziemy gotowi. A jednocześnie nic może nam nie pomóc, jeśli gdzieś w głębi tego nie chcemy i gotowości do zmian zabraknie. Szukajmy zatem swojej drogi po swojemu, sprawdzajmy, co dziś dla nas zadziała.
Dziękuję wszystkim moim Klientom w tym tygodniu za spotkania. Te piękne, te trudne, te uczące pokory. Za wszystkie lekcje, kiedy czuję, że przede wszystkim jestem człowiekiem i nie wolno mi szkodzić jako terapeucie. Primo non nocere. Znać swoją skończoność i miejsce w świecie, w sobie i w życiu drugiego człowieka. Klienta, męża, dziecka, rodzica, przyjaciółki.
Wciąż niezwykłe dla mnie to jest, co się dzieje, kiedy pozwolimy człowiekowi iść tam, gdzie on wie, że ma iść lub chce iść. Nie przestaje mnie to fascynować, jak głęboką mądrość każdy człowiek w sobie ma.
Mamy też oczywiście i nieskończoną głupotę, ale świat nie znosi pustki i wszystko w nim znajduje swoje miejsce, czas i znaczenie. Wszystko jest potrzebne. Ostatni tydzień najbardziej mi pokazał, że wszystkie wartości to wartości, nawet jeśli nie są moje lub nie na teraz. To są wciąż wartości. Że każdy styl życia jest ok i że każdy też ma swoje koszty.
Nie ma właściwych dróg, słusznych wartości i idealnych rozwiązań. Nikt z nas nie jest też nieskończenie dobry lub nieskończenie zły.
Jesteśmy wszyscy sumą swoich wyborów. Tych świadomych i tych nieświadomych, o których istnieniu pojęcia nie mamy, a zostawiają ślad we wszechświecie.
Bardzo ważny ślad, więc jeśli to czytasz to pamiętaj, że Twój ślad jest ważny. Nawet, jeśli nie wiesz, jaki ma kształt. Każdy z kształtów składa się na całość tego, czym jest świat. I każdy jest potrzebny taki, jaki jest.
Na koniec zostawiam tu dwa cytaty, które są we mnie ostatnio żywe. Jeśli macie swoje, które Was prowadzą, podzielcie się w komentarzach. Ciekawa jestem innych dróg...
"Nasze czyny za życia brzmią echem w wieczności". Słowa z filmu Gladiator II
"Żyję tak, jakbym miał umrzeć jutro (...) a ja żyję tak, jakbym miał nigdy nie umrzeć". Słowa z książki “Grek Zorba” Nikosa Kazantzakisa
🖊 Autor Anna Miller-Strzemińska Cytowanie i zamieszczanie na swojej stronie wymaga podania źródła.
💙 Zapraszam na konsultacje, sesje indywidualne, warsztaty transformacyjne oraz do śledzenia aktywności i twórczości.
📷 Własne, na zdjęciu moje notatki z baru 😉