12/10/2024
W jaki sposób świadome i dojrzałe postawy kobiety w relacji mogą uzdrowić wewnętrzne dziecko mężczyzny? (będzie mocno).
Piszę z własnego doświadczenia.
W moim życiu od początku przewijał się temat zdrady.
Jako dziecko, nie potrafiłem tego oczywiście nazwać, niemniej emocje jakie odczuwałem w bliskich relacjach rodzinnych obracały się w całym spektrum lęku, była tam również zdrada
Zdrada rodziców - musztrowanie, brak bliskości, brak spełnionych, naturalnych oczekiwań dziecka. Zdrada siostry - straszenie, dokuczanie, obwinianie, zrzucanie odpowiedzialności (nie byłem oczywiście dłużny).
Później, wszystkie, systemowo ujęte rany dzieciństwa ewoluowały we mnie, a ja coraz głębiej i głębiej zapadałem się w swój wewnętrzny świat, w którym już jako trzynastolatek miałem myśli samobójcze.
Kiedy tylko wyrwałem się z domu, od razu emocje wybuchły, a ja rozpocząłem swoją "dorosłą", życiową podróż. Rodziców przy mnie nie było, więc smakowałem doskonale wszystkich zakazanych owoców, podświadomie robiąc całkowicie wbrew mustrze i "wymuszonej grzeczności", jakiej wymagali ode mnie rodzice. Kłamałem, manipulowałem, wyłudzałem - jakbym chciał za te wszystkie lata ukarać rodziców... ale również siebie. A może przede wszystkim siebie.
Po wielu, wielu latach, historia moja doprowadziła do momentu, w którym owa "zdrada" pojawiła się w moim życiu na nowo. Całkiem "przekonwertowany" przez substancje psychoaktywne umysł i układ emocjonalny - w ciągach - miał nade mną całkowitą władzę, a ja, bez kontrastu, wierzyłem we wszystko co wyświetlane jest przed moimi oczami oraz w emocjach i myślach.
(Przed moimi oczami oznacza, że wystymulowany mózg tworzy w Umyśle historie nie z tej ziemi, Umysł potrafi zawładnąć nawet fizycznymi zmysłami, przez co subiektywnie doświadcza się jako prawdy rzeczy, które dla innych nie istnieją. Zatem widzisz, smakujesz, dotykasz, wąchasz i słyszysz - dosłownie - wszystkie swoje najgłębsze traumy w "najgorszy" możliwy sposób. To wszystko wrzeszczy w ten sposób o uwagę i "prawidłowe" przekierowanie nań uwagi świadomości / obecności).
Zatem, w ostatnich dwóch latach, rana zdrady wyrzygała się w mój Umysł. Widziałem, słyszałem, dotykałem i smakowałem rzeczy, których nie było, z pełnym przekonaniem, że one są..
Poprzednie dwie relacje, z Ulą i Agatą, były relacjami w których byłem absolutnie przekonany, że "to wszystko" ma miejsce. Rzeczywistość zresztą została zgwałcona przez wystymulowany Umysł w sposób absolutny, widziałem swoje partnerki wszędzie, słyszałem je wszędzie, a emocje dawały mi bezwzględne poczucie Prawdy - oto właśnie czym jest psychoza. Zanim jednak skontaktowałem się z tym, że to czego doświadczam jest wyłącznie wytworem mojego subiektywnego, straumatyzowanego i zboostowanego postrzegania, musiał minąć długi czas.
Po wszystkich tych "lotach" i powolnemu poddawaniu całego tego szaleństwa, bocznymi drzwiami w Umysł zaczęła się wlewać świadomość, że doświadczałem wyłącznie siebie samego. To urodziło kolejne zadziwienia - zatem czym jest to życie? Przecież to wszystko widziałem, dotykałem, słyszałem... Zaakceptowałem, że przeżywam tutaj coś niezwykłego. Od tego momentu całkowicie zmieniło się moje postrzeganie swojego życia - zrozumiałem, że faktycznie uczestniczę w czymś niezwykłym - w Stworzeniu nurzającym się w potencjalności, Zrozumiałem jak wielką moc ma Umysł, bo - skoro potrafi wykreować takie rzeczy w energii lęku... To co potrafi stworzyć prawdziwa Miłość?
Mniej więcej wtedy poznałem Anię.
I, pisząc w skrócie (z pewnością szerzej opiszę to wszystko w książce), schemat powtórzył się, jeden do jeden.
Przynajmniej z mojej strony.
Ania przyjmowała moje "jazdy" z zupełnym spokojnem. Nie reagowała lękiem, nie reagowała agresją czy odrxzuceniem. Owszem, stawiała mi zdrowe i mocne granice, niemniej nigdy nie odczułem, że broni się przed czymkolwiek. Rozumiała, że to co przeżywam jest wytworem wyłącznie moim, zatem nie musi się bronić przed moimi oderwanymi od Rzeczywistości oskarżeniami o zdrady.
I było tak raz...
Było drugi raz...
Aż w końcu, we mnie, zaczął się (właściwie znikąd, choć faktycznie był to wynik całego, dłuuuugiego procesu) proces uświadamiania sobie o co tak naprawdę chodzi w Miłości.
Dzięki postawom Ani, miałem w końcu kontrast.
Zacząłem zastanawiać się jak - tak cudowna kobieta - mogłaby robić takie rzeczy. Początkowo analizowałem całą sytuację intelektualnie, by - później - poddać się doświadczeniu gwałcących mnie myśli i emocji i przeżywać je świadomie, mówiąc o tym Ani otwarcie i będąc z nią w kontakcie.
Szybkość "przeskakiwania" między obiema rzeczywistościami również zaczęła się zmieniać, bowiem potrafiłem dosłownie w jeden dzień wyjść ze stanów lękowych (gwałtów straumatyzowanego Umysłu) - co kiedyś zajmowało mi całe miesiące.
Coraz bardziej i głębiej zacząłem łączyć kropki - dziecięca trauma, przez substancje psychoaktywne, zbudowała wewnątrz mojego indywidualnego Umysłu całkowicie nowe odnogi, tworząc dla mnie piekło doczesne. Ale jej rdzeń pozostał - poczucie braku Miłości. Odrzucenie i dziecięca niesprawiedliwość.
Przez cały okres naszej relacji "pracowałem" z tym tematem, raz po raz wracając w bumerang psychoz. I z każdym powrotem, z każdym jednym zanurzeniem w odmęty szaleństwa, nie dość, że coraz szybciej wynurzałem głowę, to - wynurzałem ją coraz bardziej pewien, że Umysł jednostkowy którym operuję jest całkowicie wadliwy.
Dzięki spokojowi i Miłości mojej Ukochanej, dostałem szansę, by skonfrontować wszystkie swoje traumy i wyobrażenia z Rzeczywistością. Dzięki jej Mądrości i świadomości, że to ja sam mierzę się sam z sobą - zostałem tak naprawdę całkowicie samotny w swoim piekiełku, dzięki czemu naprawdę zacząłem rozumieć, że rozgrywam sam siebie w sobie, a Prawda jest zupełnie odwrotna od - tak bardzo realnych i przekonujących - psychotycznych doświadczeń.
Ania dała mi kontrast Miłości.
W pewnym momencie, po prostu, podjąłem decyzję, że będę ufał temu co mówi Ona. Że przestanę ufać sobie, swym myślom, emocjom i całej tej histerycznej kanonadzie.
Proces "uwalniania" tego trwał kilka ładnych miesięcy.
Później, w procesie świadomej śmierci - doczyścił się "korzeń".
Znikło.
Nie ma, czasem powraca w snach jako "mgła mózgowa", jednak nawet w snach wybieram teraz zdrowe postawy.
Zaufałem Ani, zaufałem Miłości w niej, postawiłem wszystko na jedną kartę. Dojrzałem do tego dzięki Jej dojrzałości i ogromnej mądrości.
Nasza relacja, w ten "ponad rok" mocno ukorzeniła się w Prawdzie.
Poznaliśmy się.
Z mojej ostatniej podróży wróciłem na skrzydłach.
Wróciłem z decyzją, by poznawać Boga przez relację z moją Ukochaną.
Kocham Cię, Anka Korzeb ❤
Dziękuję Bogu za Ciebie.
Uczę się kochać siebie tak jak kocham Ciebie.