
21/01/2025
Leśna Szkoła Demokratyczna Wataszka POLECAM z takie właśnie mądre szkoły
Jesper Juul: Jeśli zamieniasz swoje dziecko albo jego problemy w swój osobisty projekt, to naprawdę zaczyna być źle. Nieważne, czy dotyczy to jakiejś praktycznej sprawy jak moczenie się w nocy, czy czegoś, co rodzic sobie tylko wyobraża, na przykład: „Moje dziecko zbyt wolno rozwija się w porównaniu do innych” albo „Moje dziecko jest za bardzo aktywne w porównaniu do innych”. Istnieje bardzo wąska granica pomiędzy rzeczywistością a fantazją.
W Szwecji często spotykam rodziców, którzy pragną, aby ich dziecko było cały czas szczęśliwe. Cały czas! Przecież to niemożliwe! Kto jest szczęśliwy przez cały czas? Nikt. Kiedyś miałem o tym wykład i wstał pewien słuchacz, który powiedział: „A ja właśnie mam nadzieję, że moje dzieci są szczęśliwe. Każdy rodzic sobie tego życzy”. Owszem, tylko że jest wielka różnica pomiędzy życzeniem sobie, żeby dziecko było szczęśliwe, a zrobieniem z tego własnego projektu na życie. Kiedy twoje dziecko staje się projektem, przestaje być osobą i zamienia się w rzecz. Coś takiego to naruszanie dziecięcej integralności ‒ tak samo jak wypróbowywanie na nim dwunastu metod nauki higieny. Dziecko zaczyna czuć się wtedy coraz bardziej przedmiotem!
Ivana Gradišnik: Co się dzieje z dzieckiem, które rodzic uczynił swoim projektem?
Jesper Juul: Wtedy dzieją się dwie rzeczy. Po pierwsze, dziecko będzie dostawało olbrzymie dawki rodzicielskiej uwagi i będzie mu z tym dobrze. Jeśli chcesz zrobić ze swojego pięciolatka gwiazdę tenisa, musisz poświęcić mu mnóstwo uwagi. Dziecko jest łatwo oszukać ‒ więc całą tę uwagę będzie brało za miłość. Ale jeśli coś przestanie funkcjonować w waszej relacji, to ono zacznie brać winę na siebie: „Widzę, że rodzice mnie bardzo kochają. To ze mną musi coś być nie w porządku”.
Druga rzecz, jaka może się zdarzyć, to ‒ zazwyczaj w wieku nastoletnim albo nieco później ‒ kryzys osobisty, które wiąże się z tym, że człowiek nie ma pojęcia, kim naprawdę jest. Dzieci pragną za wszelką cenę zadowolić swoich rodziców, więc jeśli mama i tata chcą, żebym był tenisistą, to zrobię wszystko, żeby zostać tenisistą. Ale w ten sposób w pewnym momencie zatracę samego siebie, przestanę wiedzieć, kim naprawdę jestem, czego chcę, co jest dla mnie ważne. Wtedy może pojawić się depresja, narkotyki, alkohol.
Kilka pokoleń wstecz rodzice mieli wobec dzieci w większości ambicje natury społecznej. „Chcę, żeby mój syn przejął mój warsztat, naszą firmę rodzinną itd.”. Wszyscy wiemy, jak nieszczęśliwe dzieci były z tego powodu! Ale teraz ambicje są głównie natury finansowej, edukacyjnej lub emocjonalnej. Na przykład w niektórych krajach są to głównie ambicje materialne: każde dziecko musi mieć co najmniej pięć par firmowych butów albo coś w tym rodzaju. Mama i tata będą pracować na dwa etaty i brać nadgodziny, żeby tylko na to zarobić. To się może wydawać szalone, ale tak właśnie jest. Chcemy, żeby nasze dzieci miały lepsze życie niż my, nawet jeśli nasze życie wcale nie było takie złe. Ale chcemy, żeby im było lepiej, i to nas całkowicie zaślepia.
* * *
To fragment wywiadu, który Ivana Gradišnik - liderka Familylab Słowenia - przeprowadziła z Jesperem Juulem. Zachęcamy do przeczytania całości i do krytycznego spojrzenia na siebie: to, że nie oczekujemy od naszych dzieci tego, czego oczekiwali od nas nasi rodzice, nie oznacza, że nie robimy z nich własnego projektu... Nasze oczekiwania często sięgają nawet głębiej: dotyczą wpływu na życie emocjonalne dziecka. Duża część współczesnych rodziców i opiekunów koncentruje swe wysiłki wychowawcze na tym, żeby nauczyć swoje dzieci empatii, asertywności, wewnątrzsterowności itd. Jeśli dzieci swoim działaniem pokazują, że osiągnęły te jakości, wtedy dopiero oddychamy z ulgą: uff, udało się! Zachęcamy do zatrzymania się i popatrzenia pod tym kątem na siebie. Nasze dzieci nie potrzebują doskonałych rodziców, potrzebują kontaktu z prawdziwymi, żywymi osobami, które akceptują je takimi, jakie są.
[Link do wywiadu w komentarzu.]