14/09/2022
Dominika Buczak: – Czy to prawda, że „córeczka tatusia” – dziewczynka mocno związana emocjonalnie z ojcem – szuka w dorosłym życiu partnera na jego obraz i podobieństwo?
Dr Bartosz Zalewski: – Klasycznie, niemalże freudowsko, mówiono, że dorosły partner powinien być na tyle podobny do ojca, żeby móc z nim budować bliską więź, i na tyle inny, żeby nie wywoływał skojarzeń kazirodczych.
Dziś uważa się inaczej?
Większość teorii nadal potwierdza, że człowiek wybiera partnera czy partnerkę, z którym może przeżywać życie w sposób, do jakiego przyzwyczaili go rodzice.
W jakim okresie się tego uczymy?
Do czwartego roku życia. Badań na ten temat było już bardzo wiele, a ostatnio dokładnie przeanalizowano teorię przywiązania. Badano dzieci w wieku 2–3 lat. Maluchy bawiły się w pokoju, matki wychodziły, by za chwilę wrócić. Dzieci reagowały na to w jeden z czterech sposobów: bezpieczny – wtedy przytulały się i wracały do zabawy, albo nerwowo-ambiwalentny, unikowy czy lękowo-zdezorganizowany. Przebadano te dzieci jeszcze raz, kiedy miały 25–30 lat. Okazało się, że sposób, w jaki reagowały na matkę, zdeterminował to, w jaki potem budowały bliskość. Wynika z tego, że styl relacji z matką działa w dorosłości i, co więcej, nie da się tego zmienić.
Czy wzorce bliskości chłopcy i dziewczynki przejmują tak samo?
Na poziomie więzi – tak. Różnice pojawiają się w momencie socjalizacji do roli, czyli wtedy, kiedy dzieci odkrywają, po czym się rozpoznaje, że ktoś jest mężczyzną albo kobietą.
Od rodziców uczymy się, co to jest więź, na czym polega bycie razem. Relacja z rodzicem drugiej płci tworzy matrycę dla tego, co w przyszłości będzie dla nas oznaczała bliskość. Ona dla każdego z nas przejawia się w czymś trochę innym. Kiedy partnerzy mają w tej mierze odmienne oczekiwania i różne doświadczenia, często trudno im się spotkać.
Zmienny kolor oczu
Do tej pory sądziłam, że bliskość dla wszystkich oznacza to samo.
O nie. Są domy, w których np. złość myli się ze zmęczeniem. „Jak jesteś zły, to się wyśpij” – mówi mama do dziecka, troszcząc się o jego dobre samopoczucie. Jeśli takie dziecko w dorosłym życiu zwiąże się z kimś, kto odczuwa podobnie – oboje będą drzemali w nerwowych sytuacjach i będą się rozumieli. Ale jeśli trafi na kogoś, kto wychował się w rodzinie, w której złość otwarcie się wyrażało, mogą być problemy. Taki partner w stresie będzie się kłócił, tłukł kubek, tupał nogą. Człowiek, który przesypia, pomyśli: on jest agresywny. I będzie uciekał.
Poszukujemy ludzi, którzy mogą realizować wzorzec, do jakiego zostaliśmy przygotowani. Jesteśmy podobni do rodziców, choć być może nie tak bardzo, jak wydawało się kiedyś.
W internecie można znaleźć sporo informacji, że poszukujemy wręcz partnerów podobnych fizycznie do rodziców.
Może jest tu jakaś zależność, nie wydaje mi się jednak, żeby chodziło o jakieś szczegółowe podobieństwa.
Lynda Boothroyd z Durham University czterdziestu dziewięciu Polkom pokazała zdjęcia piętnastu mężczyzn z zasłoniętymi włosami i ubraniami. Te, które swoje relacje z własnymi ojcami oceniały jako dobre, za najbardziej atrakcyjnych mężczyzn uznały tych podobnych do swoich tatusiów.
Gdyby takie badanie przeprowadzono na większej liczbie kobiet i poddano je naukowemu krytycznemu osądowi, to byłyby one cenne. W tej sytuacji możemy mówić o przypuszczeniach, ewentualnie o pewnych tendencjach.
Podobno często partnerzy mają taki sam kolor oczu jak rodzice.
Ojciec mojej partnerki ma kruczoczarne, ja mam niebieskie. Moja mama miała zielone, moja partnerka ma ciemne. Nie ma tu żadnej bezwzględnej reguły. Ale twarz rodzica od niemowlęctwa kojarzy się zazwyczaj z tym, co dobre i bezpieczne. I na tej zasadzie może powstawać przełożenie, że w dorosłym, partnerskim układzie szukamy kogoś podobnego.
Tyle że badania naukowe pokazują prawidłowości na poziomie statystycznej różnicy między grupami. Gdy na przykład poprosimy ludzi, by narysowali rodzinę, to wiemy z góry, że autorzy obrazków, na których jest dużo białej przestrzeni, mają wysoki poziom lęku. Ale wiemy też, że poziom istotności wynosi tutaj 0,66. Co oznacza, że tylko 6 na 10 osób o wysokim lęku tak narysuje, ale 4 pozostałe – nie.
Co się dzieje, kiedy partner jednak jest bardzo podobny fizycznie do ojca? Mówił pan o skojarzeniach kazirodczych.
Gdyby do mojego gabinetu przyszła para i zobaczylibyśmy, że on wygląda kropka w kropkę tak jak jej tata i jest w podobnym wieku, moja pierwsza hipoteza byłaby taka, że może mniej chodzi o konkretnego ojca, a bardziej o to, że kobieta chce pobyć dzieckiem w relacji ze swoim partnerem. Być może chodzi o marzenie, że partner wie więcej i pomoże przejść przez życie, omijając rafy. Oczywiście to byłby tylko trop, który trzeba sprawdzić, żeby nie być mądrzejszym od pacjenta.
Świadomość to za mało
Zatem, co odtwarzamy w relacjach z partnerami?
Jak już wspomniałem – rodzaj więzi międzyludzkich. Jeśli ktoś się wychowywał w domu, w którym rodzice się szanowali, kochali i byli blisko, to zapewne stworzy taką samą relację. Nie wybierze sobie na partnera osoby, która ma do bliskości stosunek ambiwalentny: im bliżej ciebie jestem, tym bardziej się ciebie boję i muszę się od ciebie oddalić, znaleźć sobie kochanka, zasugerować, żebyś więcej czasu spędzał w pracy albo jeszcze coś innego.
A co, jeśli ktoś doświadczył w domu przemocy, nadużyć psychicznych, fizycznych? Czy ten schemat w jego własnym życiu się powtórzy?
Część jego natury będzie do tego dążyła – niczego innego nie zna. Ale druga część będzie starała się coś zmienić. Żyć inaczej. To, co uda się stworzyć, zależy od tego, która część jest w nim silniejsza. Jak bardzo destrukcyjne były jego doświadczenia.
Jeśli ktoś miał ojca alkoholika, znajduje sobie uzależnionego partnera?
To jest rzadsze, niż się wydaje. Dawne badania pokazywały, że to się zdarza bardzo często, stworzono cały syndrom DDA (Dorosłych Dzieci Alkoholików), który dzisiaj wzbudza kontrowersje. Z jednej strony kategoria DDA jest bowiem bardzo wzmacniająca, bo tłumaczy pewne mechanizmy zachowań, problemy, braki. Z drugiej – jest też wymagająca, bo zakłada, że jeżeli ktoś miał ojca alkoholika, to ma syndrom DDA i z pewnością będzie realizował te wszystkie wzorce, które pod tym hasłem opisano. Niewątpliwie ten syndrom występuje, tylko nie wiadomo, czy zawsze, rzadko czy często i od czego to zależy.
Nie można więc także powiedzieć, że im bardziej jest się świadomym zagrożeń, tym łatwiej się ochronić przed powtórzeniem historii własnego dzieciństwa?
Niezupełnie. Karen Horney opisała w latach 60. miłość neurotyczną: na świecie żyje ileś potencjalnych partnerek, w których mężczyzna mógłby się zakochać, bo są w jego typie, ale za każdym razem wybiera tę, która go zrani. Przy czym, wybierając ją, nie zdaje sobie z tego sprawy. A nawet jeśli ma świadomość tego schematu, nie może się od niego uwolnić, bo związek bez ranienia identyfikuje jako związek bez prawdziwej miłości. Intelektualna świadomość jest bardzo ważna, bo pozwala podjąć decyzję, żeby sobie pomóc. Może wystarczać, jeśli kłopoty są niewielkie. Ale im większe, tym bardziej potrzebna jest terapia. W niej można najpierw człowiekowi pomóc poznać mechanizm jego zachowań, a dopiero później zacząć skłaniać go do zmiany w sposobie przeżywania i doświadczania więzi.
Ludzie wymyśleni
Ktoś miał złą relację z rodzicem, więc postanawia, że znajdzie sobie do pary jego przeciwieństwo. To się może udać?
To sytuacja, w której kryteria zostają takie same, tylko problem jest odwrócony. Jeśli ojciec był agresywny, kobieta wiąże się z człowiekiem układnym i spokojnym. Ale może on wydać się jej w związku z tym kompletnie bezpłciowy. Kiedy zaczyna ją to złościć, orientuje się, że to ona robi się agresywną stroną w związku. Więc szukanie kogoś, kto ma być przeciwieństwem rodzica, nie rozwiązuje kłopotu. To bardziej złożony problem. Z perspektywy psychologii mamy po dwie pary rodziców – realnych i tych uwewnętrznionych, na których jest wiele określeń: obiekty, modele robocze, robocze modele więzi. Ci prawdziwi i wyobrażeni rodzice się różnią. Kiedy wybieramy partnerów, staramy się ich dopasować nie do rodziców rzeczywistych, ale tych „wewnętrznych”. I żeby jeszcze bardziej sprawę skomplikować: widzimy naszego partnera trochę innym, niż on naprawdę jest, bo nasza perspektywa obciążona jest doświadczeniami, przeżyciami, refleksjami.
Czyli nie do końca wybieramy realnego człowieka, tylko zestaw naszych wyobrażeń na temat tego, jaki powinien być nasz partner?
Tak. Ale po latach spędzonych razem ludzie się poznają, upodabniają się do siebie i dostosowują do wyobrażeń. Na przykład jeśli od mężczyzny oczekuje się, że będzie przynosił kwiaty raz w tygodniu, to po 20 latach raczej zacznie w końcu je przynosić. Jeśli natomiast kobieta nie tylko nie nastawia się na kwiaty, lecz na to, że on będzie wymagał trzech posiłków dziennie, to on zacznie wymagać. Choćby na starcie był zaprogramowany zgoła inaczej.
Za https://www.facebook.com/857864887609650/posts/2259794170750041/?d=n
ŹRÓDŁO: https://www.polityka.pl/jamyoni/1627797,1,czy-druga-polowke-wybieramy-na-podobienstwo-rodzicow.read?fbclid=IwAR10yKuGeGBo1ZH9Smv3jpfx-BJKi4SrTUTOwPlYZOl9TI8RTDONzNYBJsk.