17/07/2025
Henlo! Tym razem psychoedukacyjnie i z pewnym ostrzeżeniem na temat nowej ustawy o zawodzie psychoterapeuty, a także z ostrzeżeniem dla terapeutów, którzy próbują "domieszać" IFS do swojego nurtu nie jako bazowy, a jako dodatek.
Chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć o nurcie terapeutycznym - jeszcze bardzo słabo rozpoznawanym, bo rozwijającym się, a w którym postanowiłam pracować - w terapii własnej i z moimi pacjentami, a jest to Internal Family Systems (IFS). Widziałam już kilka postów popularyzujących go, chcę więc dołączyć do grona popularyzatorów, przede wszystkim z ogromnej wdzięczności za ten nurt, będący tym jedynym, który wreszcie przyniósł ukojenie mojej (nie ukrywam), poszarpanej na strzępy przez traumy psychice.
IFS powstał z inicjatywy dr Richarda Schwartza, amerykańskiego terapeuty systemowego w latach '80. Pracował on wtedy z kobietami z zaburzeniami odżywiania i zauważył, że opisywały one swoje wewnętrzne konflikty w taki sposób, jakby tam się kłóciły takie "wewnętrzne osoby". Pacjentki mówiły, że "jedna część chce tego, a druga czegoś innego". Doktor, zamiast korygować te postawy, stosować interwencje poznawcze, zaczął traktować te "części" systemowo, jak członków rodziny w terapiach rodzinnych. Pytał o części jak o rzeczywiste osoby - o ich emocje, myśli, postawy, potrzeby, no i to przynosiło to dobre efekty terapeutyczne! A potem odkrył Self, zwane po Polsku "Prawdziwym Ja" (choć ja wolę tą angielską nazwę, więc będę jej używać w dalszym tekście). Zauważył, że gdy części przestają ze sobą walczyć, doświadczają stanu albo miejsca (dla każdego wygląda to inaczej), które jest spokojne, współczujące, obecne, ugruntowane tu i teraz, mądre - taki wewnętrzny, spokojny, neutralny "mędrzec" to właśnie Self, a wynika ono z relacji między częściami całeeeego systemu wewnętrznego.
IFS więc nie powstał na uczelni i nie wynikł z wielu badań naukowych. Powstał wskutek uważności na drugiego człowieka, ciekawości, akceptacji i współczucia płynącego od terapeuty, w pracy klinicznej.
Schwartz inspirował się terapią systemową, ponieważ IFS uznaje spostrzeganie człowieka jako "monoumysłowego" za błędne. Założeniem IFS jest to, że możemy być pełni skrajnych postaw, sprzecznych myśli, uczuć i konfliktów reprezentujących różne części, ale że one wszystkie chcą dla systemu i dla siebie dobrze - trochę właśnie jak w rodzinie (wyłączając skrajne przypadki). Inspirował się też nurtami humanistycznymi, a konkretnie wypływającą z nich, ekstremalną, bezgraniczną akceptacją tego, co dzieje się w drugim człowieku, autentycznością relacji i wiarą w to, że każdy może wzrastać. Czerpał też z technik Mindfulness i Somatic Experience, bo wiele z tego, co w częściach - też w układzie nerwowym.
W latach '90 rozpoczęto stosowanie tego modelu w terapii traumy, zaburzeń osobowości, depresji, uzależnień, trudności psychosomatycznych, a w 2015 roku IFS został wpisany do Narodowego Rejestru Programów Opartych na Dowodach (NREPP) w USA jako podejście EBM (oparte na dowodach) w leczeniu PTSD.
IFS to głęboko transformujące podejście, ale jednocześnie delikatne, nie retraumatyzujące, uwalniające i odciążające. Części naszego wewnętrznego systemu mogą się kłócić, walczyć ze sobą, chronić nas albo krzyczeć z bólu, zaś w IFS uczymy się ich słuchać - z akceptacją, czułością, współczuciem i zrozumieniem, a finalnie koić ból.
Nurt ten zakłada, że każdy z nas składa się z części, które pełnią różne role - niestraumatyzowani ludzie też je mają. Mamy części ochronne proaktywne (koncepcyjnie nazywamy je “Managerami”), które działają w zasadzie cały czas, żeby zapobiegać doświadczaniu bólu. Manager może np. chcieć być perfekcyjny, bo chroni nas od zranienia w postaci odrzucenia, negatywnej oceny. Mamy też ochronne części reaktywne (które nazywamy Strażakami). One “gaszą pożar”, gdy dojdzie już do zranienia lub kontaktu ze "starym" zranieniem, bo obecna sytuacja je "uwidoczniła". Te części, jeśli są w ekstremalnych rolach, potrafią ranić inne części, ranić naszych bliskich, ale robią to, by nas chronić. Wierzą, że jeśli zranienie “dotknie” naszego Self, to je uszkodzi - prawdopodobnie byłoby tak, gdyby ciężkie zranienie dotknęło bardzo młodego Self. Części nie mogą do tego dopuścić. Nie wiedzą, że Self już “urosło”, bo zatrzymały się w przeszłości, w tym traumatycznym doświadczeniu, w starym schemacie i za wszelką cenę utrzymują swoje obrony. A może Self jeszcze faktycznie nie urosło i mają rację? Nie ma złych części, są ekstremalne, ale one wszystkie pełnią ważne role i dzięki nim dotrwaliśmy do dziś, pomimo traum i przykrych doświadczeń. Nawet, jeśli robią trudne rzeczy, to próbują nas chronić. IFS zakłada też, że każdy z nas ma Self, czyli tę spokojną, obecną, współczującą, wewnętrzną mądrość, która jest w stanie doprowadzić nasz wewnętrzny system części do równowagi.
Proces terapeutyczny rozpoczyna się od budowania zaufania w relacji terapeutycznej, odkrywania Self i budowania kontaktu pacjenta z tym stanem oraz odkrywania części ochronnych - np. wewnętrznego krytyka, perfekcjonistę, który krytykuje, żebyśmy byli idealni i nie narazili się na negatywną ocenę, czy nawet kochaną babcię, która karmi nas cukierkami zawsze wtedy, gdy już ktoś nas jednak źle oceni. Może to być też część wlewająca w nas alkohol, gdy poczujemy zranienie… Odkrywamy części, poznajemy ich motywację, potrzeby, nastroje, obawy, korzystając z technik gruntujących, mindfulness i rozmów o wewnętrznym świecie pacjenta. Pokazujemy częściom, że jesteśmy dorośli, mamy potencjał na zbudowanie potężnego Self, które może zająć się naszymi zranieniami. Następnie tworzymy “mapę części” i jest to w moim odczuciu odpowiednik “konceptualizacji”. Na tym etapie pacjent uczy się zauważać i nazywać swoje części - opisuje dokładnie, co one robią, jak wyglądają, czego się obawiają, jak się zachowują i gdzie “mieszkają” w ciele - czy aktywują sympatyczny, czy parasympatyczny układ nerwowy, i oczywiście - jak próbują pomagać systemowi. Części są traktowane zarówno przez terapeutę, jak i Self pacjenta z ciekawością i wdzięcznością za to, że pomogły przetrwać. Potem przyglądamy się relacji pomiędzy częściami tak, jak pomiędzy członkami rodziny. Ten etap może trwać długo, bo robimy to aż do momentu, kiedy Self faktycznie będzie potężne, a części ochronne będą mu ufać, będą się czuły bezpieczne. Na tym etapie, zwykle umęczone już części ochronne odsłaniają właśnie części zranione… zwykle młodsze, często malutkie dzieci, bezbronne, smutne, przestraszone - IFS nazywa ich “Wygnańcami”, ponieważ najczęściej są zdysocjowane, odcięte, wygnane na krańce systemu przez części ochronne właśnie z obawy, że Self “nie uniesie” ich cierpienia i się rozpadnie w kontakcie z nimi... Wtedy zadaniem Self jest zobaczyć je, być świadkiem ich cierpienia, doświadczyć go, zaakceptować zranione części i “napisać ich historię na nowo”. To jest proces transformacji. To wtedy dochodzi do uzdrowienia systemu, a części ochronne mogą zacząć pełnić nowe, już nie-ekstremalne role. Żadnej z części nie chcemy się “pozbywać”, chcemy przywrócić wewnętrzną równowagę między nimi, aby system mógł działać w harmonii, przeorganizować się wokół neutralnego Self. To jest realne doświadczenie ulgi, zmiany.
Samo Self charakteryzuje przede wszystkim osiem cech (8C):
- ciekawość (curiosity)
- spokój (calm)
- współczucie (compassion)
- jasność (clarity)
- łączność (connectedness)
- pewność (confidence)
- odwaga (courage)
- kreatywność (cerativity)
Do tego dochodzi jeszcze obecność, cierpliwość, wytrwałość, poczucie humoru :) i umiejętność patrzenia z różnych perspektyw.
W procesie terapeutycznym w IFS stosujemy różne techniki, będące częścią “protokołu” 6F, obejmującego szukanie części (find), głębokie poznanie (focus), poznanie detali na temat części (flesh out), zidentyfikownaie uczuć wobec części (feel), zaprzyjaźnianie się (befriend) i poznawanie obaw (fears). Te techniki to np.:
- Internal Tracking - uważne śledzenie wewnętrznych reakcji części, sygnałów emocjonalnych, z ciała i myśli
- Direct Access - jeśli pacjent nie ma dostępu do energii Self, to terapeuta może bezpośrednio rozmawiać z częściami
- Insight Work - pomaganie częściom w dostrzeżeniu samych siebie, nadaniu sobie imion, celów, wyglądu
- Unblending - oddzielanie części od Self (gdy są wzburzone, to “sklejają” się z Self przejmując kontrolę, wtedy pacjent nie ma dostępu do energii Self i nie może pomóc częściom)
- Unburdening - bezpieczne, symboliczne, czasem metaforyczne uwalnianie od ciężaru, bólu, które niesie część
- Somatic Anchoring - zauważanie “miejsca” części w ciele
- Internal Visualisation - praca z obrazami, wizualizacjami wewnętrznych przeżyć, bezpiecznych miejsc
- Do-Over - napisanie nowego scenariusza dla części zranionych i ochronnych
- Step-Aside - poproszenie części o poczekanie i zrobienie przestrzeni dla innych na chwilę rozmowy
- Odzyskiwanie - "przenoszenie" zranionej części z traumatycznego momentu z przeszłości do bezpiecznego teraz
i wiele, naprawdę wiele innych!
IFS porusza, bo nie próbuje nas “naprawiać”. Bo uznaje nasze wnętrze jako dobre takie, jakim jest. Bo przywraca nam kontakt z samym sobą i ze światem, przywraca nam bliskość i umiejętność przeżywania ulgi, spokoju.
Żeby zadziałał, to terapeuta sam musi dokładnie wiedzieć, jak to jest doświadczać Self, ponieważ za dr Schwartzem: “Self jest zaraźliwe (Self is contageous” :) . Myślę, że bez tego się nie uda. Terapeuta musi bardzo dobrze znać swoje części i wiedzieć, jak to w ogóle “czuć”. IFS jest raczej o czuciu, niż o pamiętaniu, a istotną rolę w utrzymywaniu pacjenta w oknie tolerancji pełni koregulacja - czyli spokojny, wyregulowany i dostrojony terapeuta - dosłownie jak rodzic :) .
I teraz - czy wyobrażacie sobie “domieszanie” jedynie elementów czy tylko części założeń IFS do innego nurtu? Czy to może zadziałać? Moim zdaniem nie i niestety często jestem świadkiem retraumatyzacji pacjenta właśnie dlatego, że jest on prowadzony innym nurtem, ale terapeuta korzysta z IFS tylko po to, żeby szybko “dobrać się do Wygnańca”. Nie zachęcam do tego i sama bym się na to nie porwała. W takich wypadkach może dojść do "odsłonięcia" traumy i pozostawienia zranienia bez aktywnego obrońcy, albo w ogóle do dezintegracji systemu, wielu nadreakcji i innych, trudnych doświadczeń. Cały system musi być na to przygotowany, a Self musi być silne. Niemniej jednak zgłaszam, że dodanie EMDR jako metody do IFS i zrozumienie części w kontekście układu nerwowego czyni w mojej praktyce po prostu cuda. Wyniki terapii i jej tempo jest dla mnie do tej pory niepojęte, a procesy pacjentów nie przestają mnie zaskakiwać. Z ręką na sercu mogę ich "wypuścić" nie dlatego, że funkcjonują przyzwoicie, tylko że... nie spełniają już kryteriów diagnostycznych trudności, z którymi się do mnie zgłosili. Nie potrafię wyrazić wdzięczności za ten nurt, a właściwie za oba te nurty, które obecnie w swojej pracy integruję.
To wszystko, co Wam napisałam, jakkolwiek by dla Was nie brzmiało - według projektu ustawy o zawodzie psychoterapeuty i nowelizacji ustawy o zawodzie psychologa może być dla psychologa ze szkoleniem na poziomie ścieżki europejskiej… Nielegalne. Może być uznane za pracę poza zakresem uprawnień. Za stosowanie IFS czy EMDR może grozić mi sankcja w postaci nawet odebrania prawa do wykonywania zawodu. Używanie skutecznego nurtu EBM przez wykwalifikowanego terapeutę-psychologa może skutkować koniecznością tłumaczenia się nawet w sądzie, ponieważ ustawa o zawodzie psychoterapeuty nie daje “furtki” dla nurtów rozwijających się i nie określa tego, czym jest nurt integratywny, a ja jako psycholog muszę stosować metody oficjalnie uznane za EBM, jednocześnie na ustawowej liście w kraju Polska. A kraj Polska nie uznaje odrębnie ani IFS ani EMDR, być może “zakwalifikują” się one do nurtów integratywnych, być może nie, who knows. Ustawa też nie chroni terapeutów używających nurtów rozwijających się za wyjątkiem klauzuli uznającej rozwój nauki i badań, która… nie ma mocy wykonawczej :O . I o tym postaram się popełnić osobny post :) .
W obrazku grafika, jak widzę swoje Self.
Trzymajcie się.