13/01/2025
Chcę Wam opowiedzieć dziś o sytuacji, jaka często spotyka dzieci, nie tylko te atypowe (ale atypowe według mnie znacznie częściej).
Pisać będę o autorytarnej pozycji dorosłego wobec dziecka w trzech, konkretnych rolach: rodzica, terapeuty i nauczyciela.
Żeby nie było - nie stawiam się tu na piedestał, bo nie jestem idealna, ale chcę podzielić się narzędziami, które pomagają mi zarówno w pracy z dziećmi, jak i w relacji z moim własnym synem wtedy, gdy przekraczane są moje granice.
Po pierwsze każdy ma takie samo prawo do granic w relacji - dorosły i dziecko - każdy ma takie samo prawo do respektowania swoich potrzeb. To jasne, jednak my, jako dorośli musimy zrozumieć, że właśnie dorosłość ofiaruje nam narzędzia regulacji emocjonalnej, których dzieci nie mają, na przykład sprawnie działającą korę czołową mózgu z wystarczającą liczbą połączeń nerwowych. Nasze dorosłe mózgi mają też już bardzo dobrze wypracowane połączenia funkcjonalne w mózgu - czyli części tego mózgu teoretycznie funkcjonują wspólnie, w zgodzie i w uporządkowany sposób. Naszym zadaniem więc w relacji z dzieckiem jest korzystanie z tych narzędzi w pełnej świadomości, że dziecko (w zależności od wieku) albo ich nie ma, albo ma je jeszcze działające w chaosie i dopiero się uczy z nich korzystać, w szczególności dzięki obserwowaniu nas, bo to my modelujemy w zasadzie w dzieciach wszystko. Pamiętajcie tylko, że dziecko nie jest "białą kartką, na której możecie zapisać, co chcecie" (za dr Russell'em Barkley'em) i ma swoją autonomię rozwojową. Naszym zadaniem jest pomóc dziecku się regulować, często kontenerując emocje - przyjmując je na siebie, "obrabiając" i zwracając dziecku w łatwej do zaakceptowania formie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że my wszyscy w zasadzie jesteśmy w jakimś stopniu straumatyzowani i są w nas kawałeczki, które odpalają się w relacji, kiedy przekraczane są nasze granice, a dzieci - umówmy się, robią to szczególnie często i powodów tego jest mnóstwo. Te Wasze kawałeczki mają do tego prawo, żeby się odpalać, pamiętajcie tylko, że to Wy jesteście dorośli od tego, żeby się nimi sami zaopiekować lub zgłosić po pomoc - to nie dziecko jest odpowiedzialne za regulowanie Waszych emocji.
Na szkoleniu wczoraj wywiązała się dyskusja (ponownie) na temat terapii behawioralnych. Ja nie jestem ich przeciwniczką, o ile terapeuta naprawdę wie, jak ustalić cel terapii z dzieckiem i pracuje łagodnie, niedyrektywnie i jeśli wie, jak nie realizować celów otoczenia. Jeśli dziecko przychodzi i mówi: "chcę nauczyć się siedzieć spokojnie na lekcjach", ja się pytam "czemu", a ono mi odpowiada, że chce uniknąć kary od nauczyciela, to to nie jest cel dziecka, to jest cel nauczyciela. Nauczyciel poprzez karę lub jej groźbę stymuluje dziecko, aby "coś zrobiło", żeby nauczycielowi było łatwiej zrealizować program. Samo dziecko przychodzi już z niewspierającym przekonaniem na swój temat: "jestem problemem", ale to nie dziecko jest winne temu przekonaniu. To przekonanie zaś jak wielotonowy kamień zawieszone jest na samoocenie tego dziecka. Nic dziwnego, że w ciągu życia wisząc tak i nabierając większej masy w końcu ściągnie ta samoocenę na dno oceanu.
Możecie też powiedzieć - no ok, ale nauczyciela zadaniem jest realizacja programu, musi to zrobić. Ja mówię ok, czyje potrzeby są ważniejsze i dlaczego? Taką postawą instalujemy dziecku kolejne, niewspierające przekonanie o treści: "nieważny". Efektem tego będą usilne starania dziecka do wypracowania sobie tej uwagi w otoczeniu - a to znów może być odbierane różnie. Znów "jestem problemem", i tak dalej.
Nie przyszłam Was tu krytykować, skończył się dla mnie etap prowadzenia internetowych wojen i pouczania innych. Przyszłam dać jakieś narzędzie do tego, aby przeskoczyć trudność, która pojawia się w sytuacji kryzysowej.
To, co na początek mogłabym Wam doradzić to coś, co sama robię (żeby nie było, nie jestem ideałem i czasami mój zraniony kawałek weźmie górę, wynikiem czego będzie ryknięcie na dziecko lub jakieś inne zachowanie, którego sama nie chciałabym otrzymać ale kwestią jest, żeby umieć coraz częściej być w stanie, o którym zaraz napiszę).
Jeśli sytuacja nie dotyczy zdrowia i bezpieczeństwa, gdzie dyrektywność jest absolutnie "usprawiedliwiona", a nawet wskazana często, to zachęcam do popatrzenia na dziecko z pozycji "Zdrowego Dorosłego", bycia "ponad" swoje potrzeby i cierpienie. To wymaga po pierwsze uważności dla swoich kawałków, które domagają się zauważenia, sprawiedliwości, granic, przestrzeni - to wszystko im się należy. Będziecie w stanie im to ofiarować chwilkę później, niech będą cierpliwe, przyjdzie na nie czas - to trzeba im bezwzględnie obiecać. Tego może być pełno - jeśli jesteście nauczycielami, to może pojawiać się np. strach przed utratą pozycji, uznania, autorytetu, a nawet pracy - obiecajcie sobie, że zajmiecie się tym po "kryzysie". Jeśli jesteście rodzicami, to może odpalać się poczucie krzywdy, niezauważenia Waszego poświęcenia, zmęczenie, uczucie niedocenienia, lęki przez niezrealizowaniem zadań dnia i tak dalej. Obiecajcie sobie, że przysiądziecie nad tym po kryzysie. Jeśli jesteście terapeutami, to lęk przed niespełnieniem oczekiwań rodzica, szkoły, syndrom oszusta, lęk przed nieskutecznością i tu też możemy wymieniać w nieskończoność - każdy jest inny, składa się z innych kawałków a to, jak i co mówi nam nasz głos w głowie zależy od wcześniejszych doświadczeń (tak, terapeuci też mają swoje, zranione kawałki i mają prawo do nich). Sky is the limit, ale zawsze, kiedy odpala się w nas negatywna emocja, to wiedzmy, że to zraniona część dobija się do głosu. Obiecajcie sobie, że zajmiecie się nią po kryzysie. Więc po pierwsze uważność na siebie i zgoda na to, że odpala się w Was coś, co wymaga opieki, akceptacja, że tak jest i to jest ok, a Wy będziecie potrafili się tym zająć - czy sami, czy z pomocą przyjaciela, partnera, terapeuty - jesteście dorośli, macie kompetencje, możliwości, uda się.
W sytuacji, kiedy dzieje się coś złego między Wami a dzieckiem, macie ten "kryzys" lub kiedy jako terapeuci czy nauczyciele złapiecie się na dyrektywności, próbie realizowania swoich celów poprzez dziecko (trust me, to się dzieje i we mnie), albo jeśli jako rodzice poczujecie cierpienie, które dziecko w Was uruchamia, spróbujcie ofiarować mu którekolwiek z poniższych (to, co będzie dla Was w tej sytuacji najłatwiejsze do zaofiarowania/uruchomienia):
- szacunek - zazwyczaj każdy na niego zasługuje, ale jeśli to nie działa w ten sposób w Waszym systemie przekonań, to idziemy dalej;
- akceptację - po prostu zaakceptowanie, że dzieje się coś niedobrego, że to ma prawo się dziać i że nikt nie jest temu winien (nikt nie rodzi się zły), ani Wy, ani to dziecko - jeśli nie działa, to idziemy dalej;
- ciekawość - otwartość na poznanie motywów, przyczyn zachowania, emocji, myśli dziecka - skąd to się wzięło, ale bez obwiniania, bez oceniania - po prostu ciekawość;
- współczucie - empatia wobec przeżyć dziecka - jeśli chcecie odnieść jego cierpienie do swoich doświadczeń, kiedy byliście w tym wieku - to śmiało, tylko nie zapadnijcie się w swoje cierpienie, jedynie spróbujcie poczuć sobą, co się dzieje z dzieckiem;
- połączenie - szczerą chęć dogadania się i współdziałania, finalnie to Wasze dziecko, Wasz uczeń lub pacjent/podopieczny i zmierzacie w tą samą stronę - oboje (i Wy, i dziecko) chcecie dla niego dobrze.
Zobaczcie po prostu, czy jesteście w stanie uruchomić którykolwiek z tych, hmmm... w zasadzie "stanów" wobec drugiego człowieka, którym jest to dziecko w kryzysie. Czy jesteście w stanie spojrzeć na nie ponad swoim cierpieniem, którym zajmiecie się chwilę później. Jeśli tak - jesteście w domu. Odpaliliście stan, który nazywamy jako terapeuci "Zdrowym Dorosłym" lub "Ja/Self", a który pacjenci nazywają po swojemu - mój mąż na przykład nazywa go "Metastanem", który finalnie potrafi uzdrawiać wszystkie, zranione kawałki i następnym krokiem jest obserwowanie tego, kiedy w tym stanie się znajdujecie, cieszenie się tym i budowanie jak największej przestrzeni dla niego w Waszej strukturze :) .
Dajcie znać, czy spróbowaliście, czy udało się ten stan "odpalić" jeśli jeszcze tego nie robiliście i czy coś dla siebie z niego wzięliście :) . Ciekawa jestem też wrażeń osób, które tę metodę już stosowały :) .
Trzymajcie się tam, dzielni ludzie!