12/09/2024
Życie jest warte przeżywania w otwartości na wszystko co przychodzi. Kiedyś czułam lęk przed udźwignięciem wszystkiego co wydarza się w życiu. Dosłownie przed udźwignięciem i dosłownie wszystkiego, bo czułam się odpowiedzialna za ludzi i sytuacje, które się działy wokół mnie, nie poświęcając wystarczającej uwagi sobie. Nie czułam kiedy należy odejść z niesprzyjających sytuacji, dokładając sobie cierpienia. Wyczerpana zamykałam się w sobie i zamrażałam serce, kiedy czułam się odrzucona. Tak naprawdę jednak to ja odrzucałam siebie, oceniając się w oczach innych ludzi i oczekując ich aprobaty.
Nie znając siebie zdarzało mi się również nieświadomie przekraczać granice innych ludzi. Nie zwracałam uwagi na to w jakiej energii na dany moment są, tylko na to, w czym ja bym ich chciała widzieć. Życie podsyłało mi różnych ludzi do testowania swoich granic i w rezultacie zwrócenia się ku sobie. Były to bolesne lekcje, szczególnie gdy dotyczyły intymnych relacji, w których poziom otwarcia na drugą osobę był bardzo duży. Mimo trudności miałam w sobie odwagę, żeby wciąż próbować.
Na mojej drodze pojawiały się również osoby, przy których mogłam się zrelaksować, poczuć bezpiecznie i otworzyć. Poczułam, że mogę być w stanie miłości i obfitości i że zasila mnie wtedy życiodajna energia, która jest lekka i nie kończy się, a wręcz przeciwnie, jest jak kula śniegowa, ponieważ dobro się pomnaża, gdy człowiek się nim dzieli. Codziennie umacniam się w tym, że jeśli jestem w prawdzie z sobą mogę odpocząć i po prostu robić swoje. Ludzie i sytuacje, które są mi potrzebne przychodzą lekko i niejako same się dzieją. Wystarczy, że jestem na nie otwarta i umiem ja zauważyć, a nawet jeśli nie zauważę ich za pierwszym razem, to i tak do mnie wracają, ponieważ życie jest łaskawe i daje nam szansę.
Nie znaczy to, że teraz już nie doświadczam upadków. Życie jest splotem różnych zdarzeń i okoliczności, które nie zawsze są nam po drodze i to też jest w porządku. Uczą one kreatywności i współpracy z innymi, a innym razem cierpliwości i odpuszczenia. Te doświadczenia dają mi umiejętność wglądu w siebie i innych ludzi, zrozumienia motywów, które nami kierują w różnych życiowych wyborach, bo tak naprawdę cały czas wybieramy, również gdy nic nie robimy.
W pewnych obszarach życia jest nam łatwo dokonywać zmian, a w innych trudno lub wręcz nie widzimy dla siebie na dany moment innej drogi. Ważne żeby mieć odwagę podnosić jakość życia, choćby małymi kroczkami, ale wytrwale, bo za tym idzie duża zmiana i warto sobie dać możliwość doświadczenia jej prędzej czy później. Warto na pewno rozwijać w sobie wdzięczność za wszystko co się dzieje; za sukcesy, ale i za porażki, ponieważ one nam pokazują kim nie jesteśmy, a to równie ważne na drodze samopoznania.
Jeśli kogoś woła sesja masażu dopasowanego do indywidualnych potrzeb oraz do zagłębienia się w siebie, to zapraszam serdecznie. Wykonuję starą hawajską praktykę masażu ciała Lomi Lomi Nui. Lomi po hawajsku oznacza pocierać, ugniatać, natomiast Nui oznacza uroczysty, wyjątkowy, świątynny. Historia Lomi sięga starożytnych czasów Polinezji, skąd ten masaż się wywodzi, kiedy to wykonywany był podczas uroczystych ceremonii w świątyniach i trwał zazwyczaj wiele godzin. Przynieść miał osobie masowanej klarowność myśli i ułatwić podjęcie ważnych decyzji.
Masaż Lomi w moim wykonaniu trwa przeważnie 2 godziny i czuję, że jest to optymalny czas, aby zrelaksować ciało i umysł. Używając ciepłego oleju masuję całe ciało z wyłączeniem miejsc intymnych. Dzięki harmonijnym i rytmicznym ruchom przedramion ciało oraz cały układ nerwowy rozluźniają się, co udrażnia przepływ energii, a tym samym uruchamia proces samouzdrawiania. Masuję tylną, a następnie przednią część ciała i masaż ten łączę z aktywacją (rotacją) stawów, w celu uwolnienia z nich napięć.
Jeśli osoba masowana odczuwa większe napięcie lub ból w jakiejś części ciała to poświęcam temu miejscu więcej uwagi i często stosuję kolejną staro hawajską technikę zwaną Bone Wash, w dosłownym tłumaczeniu obmywanie kości. Polega ona na energicznym pocieraniu (obmywaniu) tkanki okostnej i wytrząsaniu, w celu poruszenia głębszych napięć i traum, które się tam kumulują i udrożnieniu przepływu energii. Podczas wykonywania tej techniki proszę osobę masowaną, żeby aktywnie uczestniczyła w procesie wydychając przez usta powietrze i puszczała w ten sposób nagromadzone napięcie.
Kolejnym masażem, który wykonuję jest masaż głowy, szyi oraz twarzy, który jest połączeniem japońskiego masażu Kobido z masażem transbukalnym (wewnątrz ust) oraz masażem mioplastycznym. Masaż Kobido nazywany jest niechirurgicznym skalpelem, ponieważ w naturalny sposób spłyca istniejące zmarszczki, podnosi owal twarzy i ujędrnia skórę. Masaż transbukalny pomaga rozluźnić szczękę i usuwa napięcia w jej obrębie takie jak bruksizm - niekontrolowane zgrzytanie zębami. Masaż mioplastyczny natomiast przywraca właściwe napięcie tkanek i stymuluje produkcję kolagenu. Wszystkie te techniki w połączeniu mają głęboko relaksujące działanie, osobom masowanym często zdarza się spać w trakcie masażu.
Sesje masażu wykonuję w gabinecie Flow, który mieści się na ulicy Hożej 51 w Warszawie, wewnątrz klubu sportowego Crux Boulder ścianka wspinaczkowa. Gabinet ten jest bardzo przytulną oazą w centrum Warszawy.
📸 Zdjęcia sesji masażu wykonała Jola Gebel