06/12/2022
Agnieszka Jucewicz: Zerwanie więzi z rodzicami jest dla takich osób rodzajem ratunku?
Ewa Chalimoniuk: Nie w sensie życia, chociaż i tak się dzieje. Ale w sensie ochrony elementarnej godności, szacunku do siebie, poczucia własnej wartości, a przede wszystkim - kondycji psychicznej. Osoby, które decydują się na ten krok, mówią, że kontakt z rodzicem, który bez przerwy ich odrzuca, powoduje chaos emocjonalny. One nie wiedzą, co mają myśleć, kto ma rację, czy mają prawo tak się czuć. Po takim kontakcie czują się wręcz „chore” i muszą długo dochodzić do siebie. W grupie, w której pracuję z takimi osobami, ktoś powiedział, że po każdej wizycie u rodziców czuje się, jakby mu upuszczano krew. Coś w tym jest. Wycofanie się z takiej destrukcyjnej relacji sprawia, że przestaje się żyć w napięciu, w ciągłym oczekiwaniu, że może rodzice wreszcie mnie usłyszą.
A.J.: A co z nadzieją, że oni się jednak zmienią?
E.Ch.: Ona jest wiecznie żywa. W tym pierwszym odruchu zerwania kontaktu zwykle o to chodzi, żeby rodzic przejrzał na oczy, zobaczył, co traci. I przez tę stratę zobaczył mnie.
A.J.: Z taką nadzieją chyba trudno się pożegnać?
E.Ch.: A ja myślę, że czasem właśnie trzeba. To nie oznacza, że koniecznie musimy się pożegnać z tym konkretnym rodzicem, ale właśnie z nadzieją, że on będzie inny.
A.J.: Bo nie będzie?
E.Ch.: Mała szansa, że on się diametralnie zmieni, że pójdzie na terapię, zobaczy swoją odpowiedzialność. Chociaż czasem takie radykalne cięcie sprawia, że ten rodzic się reflektuje, coś na miarę swoich możliwości zaczyna rozumieć - i tę więź można próbować odbudować na nowych zasadach, jeśli jest wola z obu stron. I jeśli on nie udaje, że się zmienił, wyłącznie z lęku, że zostanie sam. Ale ta relacja nigdy nie będzie taka, jak ją sobie wymarzyliśmy.
fragment rozmowy dla Wysokich Obcasów
Laboratorium Psychoedukacji